Ben Affleck nie zagra w The Batman, choć nadal nie jesteśmy pewni, czy aktor pojawi się jeszcze w DCEU. Wiemy za to, że Matt Reeves pracuje nad produkcją jak w ukropie, a do historii zawezwał nawet mary i widma rodem z kina noir. Co wyjdzie z tej mikstury? O odpowiedź na to pytanie pokusił się nasz współpracownik Andrzej Groch.
W zeszłym tygodniu za pośrednictwem portalu Deadline poznaliśmy datę premiery filmu The Batman i - jeśli nic się nie zmieni - będzie to 25 czerwca 2021 roku. Dowiedzieliśmy się także, że Ben Affleck nie sportretuje ponownie Mrocznego Rycerza w nadchodzącej produkcji, gdyż reżyser Matt Reeves widzi w tej roli kogoś młodszego. Wystarczył moment, by sieć zaroiła się od newsów o tym, że aktor zrezygnował, a fani rozpoczęli żałobę. Spokojnie - sytuacja nie jest tak klarowna, jakby się niektórym wydawało.
Zacznijmy od uporządkowania faktów i tego, co wiemy na pewno. Matt Reeves podpisał z Warner Bros. kontrakt na solowy film o roboczym tytule The Batman, dający mu pełną kreatywną kontrolę nad tym projektem. Oznacza to, że jego szefowie mogą mu co najwyżej sugerować pomysły i rozwiązania fabularne, ale nie ingerować w jego produkcję. Dotyczy to również castingu. W tej chwili możemy obserwować prawdziwy zalew plotek i nazwisk potencjalnych odtwórców roli, choć prawdopodobnie większość z nich to czysta spekulacja medialna, niepoparta żadnymi informacjami wypływającymi z siedziby Warner Bros. Sytuacja Bena Afflecka przedstawia się podobnie. Powołując się na różne niepotwierdzone źródła tzw. „scooperów” (dziennikarzy zajmujących się plotkami i przeciekami), wiemy tyle samo co przed artykułem Deadline, jednak wyłania się z tych doniesień pewien obraz – aktor nie wystąpi w The Batman, gdyż Matt Reeves opowie o przygodach młodszego Batmana, natomiast nie oznacza to, że on i jego wersja bohatera przestają istnieć w uniwersum DCEU. Kilku dziennikarzy z weryfikowalną historią prawdziwych doniesień pisało wprost o tym, że Ben powróci w dalszej przyszłości, by to na ekranie, a nie poprzez Twittera pożegnać się z rolą w drugiej części Justice League. To czysta spekulacja, ale biorąc pod uwagę, że żadne oficjalne stanowisko studia Warner Bros. tudzież aktora lub jego agenta nie zostało podane do informacji publicznej, możemy zakładać, że Affleck nadal pozostaje Batmanem.
Wróćmy do Matta Reevesa. Reżyser, wielokrotnie mówiąc o The Batman (do którego nadal samodzielnie tworzy scenariusz), używał terminu „detektywistyczny film noir”. Czym jest styl noir? Oryginalnie to czarno-biała, mroczna historia o zbrodni, której bohaterowie są często nie do końca moralni, palą dużo papierosów i wlewają w siebie sporo whisky w podejrzanych barach gdzie jest mało światła, słychać jazz, a wszystkie kobiety to femme fatale łamiące serce głównemu bohaterowi - ten z kolei najczęściej jest detektywem w płaszczu. Mamy też nową odmianę tego gatunku, tzw. neo-noir, którego przedstawicielami są filmy takie jak Se7en, Drive, Nightcrawler, Memento, L.A. Confidential czy też wykorzystujące do granic możliwości estetykę noir Sin City. Nie trzeba być geniuszem, aby zauważyć, że taka konwencja jak ulał pasuje do Batmana i dlaczego ta stylistyka jest kusząca dla reżysera takiego jak Reeves; jego filmy są z reguły mroczne i mają elementy horroru. Wszystko to daje spore pole do spekulacji i puszczenia wodzy wyobraźni na temat tego, jak mogłaby wyglądać fabuła The Batman i kto mógłby wcielić się w tytułową rolę.
Od 1989 roku, gdy Tim Burton dał nam pierwszego kinowego Batman, wiemy, że Bruce Wayne stracił rodziców w ciemnej alejce z rąk przypadkowego złodzieja. Nie potrzebujemy po raz kolejny ujęć sypiących się po ziemi pereł i wpadającego do studni chłopaka, który odkrywa w sobie strach przed nietoperzami – historię Mrocznego Rycerza odpowiednio wyeksploatował Christopher Nolan, a samą scenę napadu i śmierci pięknie zobrazował Zack Snyder. Geneza postaci nie jest potrzebna współczesnemu widzowi; każdy wie, kim jest Batman. Zaczynamy z pełni ukształtowanym mścicielem, który działa w Gotham już jakiś czas, zdobył zaufanie komisarza Gordona i poznał wielu ze swoich ikonicznych wrogów (ale jeszcze nie wszystkich). Nowy Mroczny Rycerz jest młody, dynamiczny, silny, pewny swoich umiejętności i pełen pasji do bicia po twarzach przestępców. Poznajemy go w czasie absolutnego szczytu fizycznej formy i umiejętności.
Podczas oględzin sceny zbrodni nasz bohater natrafia na ślad, który przywołuje w nim dawne wspomnienia. Bruce przypomina sobie, gdy jako dziecko usłyszał od ojca straszny wierszyk o sowach, które przyjdą po niego w nocy. Ta niedająca mu spokoju retrospekcja na drodze śledztwa doprowadza go do tajemnej organizacji zwanej Trybunałem Sów, która niczym iluminaci opanowała struktury miasta Gotham, pozostając poza zasięgiem prawa i naszego Nocnego Mściciela. Teraz jednak, gdy Batman odkrył sekret Sów, ich wzrok pada na niego z pełną mocą.
Wydany w 2011 roku Batman vol. 1: The Court Of Owls pióra Scott Snyder to doskonały materiał do ekranizacji. Znajdziemy tu dobrą i wciągającą intrygę, tajemnicę, elementy horroru i odpowiednią dawkę emocjonującej akcji. Trybunał Sów wydaje się idealnym rozwiązaniem dla Matta Reevesa – przede wszystkim chodzi tu o to, że nikt nie mierzył się wcześniej w kinie z tą historią, która wprowadza nowych złoczyńców do kanonu Batmana, unikając nieustannego korzystania z Jokerów, Riddlerów i Pingwinów. Wspomniane elementy horroru to również coś, w czym Reeves czuje się swobodnie, co udowodnił kręcąc remake Let Me In w 2010 roku, a wcześniej Cloverfield. Jednak, co ważniejsze, Trybunał Sów to w swej esencji historia detektywistyczna, czyli główny obiekt zainteresowania reżysera.
Drugim wartym uwagi materiałem komiksowym jest Batman: The Long Halloween. Klasyka gatunku. Wydane w 1996 roku dzieło duetu Jeph Loeb i Tim Sale uznawane jest przez fanów i krytyków za jedną z najlepszych pozycji o przygodach Nietoperza z Gotham. Historia seryjnego mordercy, który eliminuje członków mafijnej rodziny Falcone. Każde kolejne zabójstwo ma miejsce w dniu kalendarzowego święta. Nieznany sprawca zyskuje pseudonim „Holiday”, a Batman, James Gordon i prokurator Harvey Dent wspólnie prowadzą śledztwo w sprawie, która wystawi na próbę nie tylko ich przyjaźń, ale też zachwieje ich życiem prywatnym i rodzinnym. Długie Halloween w kanonie DC traktowane jest jako kontynuacja ikonicznego Batman: Year One autorstwa Frank Miller i opowiada historię pełnego drugiego roku zmagań Batmana z przestępcami z Gotham. W komiksie przewija się cała menażeria przeciwników Mrocznego Rycerza; mamy też swego rodzaju ponowne wprowadzenie Kobiety Kot i genezę Dwóch Twarzy. Wszystko to podane w formie detektywistycznej opowieści w stylu noir. Matt Reeves na samym początku ogłoszenia go nowym reżyserem The Batman wspominał, że ekranizacja pewnej jego ulubionej historii komiksowej od dawna mu się marzyła – czy mógł mieć na myśli Długie Halloween? Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak posiada ono wszystkie elementy tej detektywistycznej opowieści noir widzianej z perspektywy Batmana, o której tyle razy wspominał nam reżyser. Z drugiej jednak strony według ostatnich informacji wypływających nieoficjalnie ze studia Warner Bros., w przygotowaniu jest dwuczęściowa animacja Długie Halloween. Istnieje niewielka szansa, że to dezinformacja, ale póki co, jakkolwiek świetnie brzmi pomysł na filmową adaptację, traktujmy scenariusz animowanej wersji jako ten bardziej prawdopodobny. Nie oznacza to jednak, że nie zobaczymy mrocznej historii o seryjnym mordercy.
Z innych nieoficjalnych źródeł słyszeliśmy, że inspiracją dla Matta Reevesa przy pisaniu scenariusza były dwa filmy David Fincher – Zodiac i Siedem. Wielu fanom, w tym autorowi tego tekstu, od dawna marzy się brudny, surowy, naprawdę mroczny thriller psychologiczny w stylu drugiej z powyższych produkcji, w którym Batman zostałby wystawiony na intelektualną próbę w sadystycznej grze seryjnego mordercy. Kandydatem idealnym do takiej historii wydawałby się Victor Zsasz, psychopatyczny zabójca, który każdą kolejną ofiarę oznacza nacięciem na swoim ciele, a w ciągu kariery przestępcy pozbawił życia tak wiele osób, że od stóp do czubka głowy naznaczony jest bliznami. Zsasz, jak już wiemy, pojawi się w filmie Birds of Prey (And The Fantabulous Emancipation of One Harley Quinn), a w jego rolę wcieli się amerykański aktor Chris Messina. Można zatem spekulować, że wprowadzenie tej konkretnej postaci przed premierą The Batman nie dzieje się przypadkiem; być może Matt Reeves będzie chciał wykorzystać Zsasza we własnym filmie.
Innym złoczyńcą ze świata Batmana, który wpasowałby się w ten schemat, jest Hush. Za tym pseudonimem ukrywa się Thomas Elliot, chirurg plastyczny i przyjaciel Bruce’a Wayne’a z lat młodości. Hush to niestabilna psychicznie jednostka pałająca rządzą zemsty na Brusie, która za pomocą operacji plastycznych postanawia się do niego upodobnić i ukraść jego tożsamość. To bardzo wdzięczna i ciekawa wizualnie postać do sportretowania i umieszczenia w środku mrocznej zagadki kryminalnej. Animowana wersja komiksu Hush 1 z 2002 roku jest akurat oficjalnie zapowiedziana na obecny rok, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by i Matt Reeves wykorzystał tę postać w swoim filmie.
Nadal nieporuszonym w kinie tematem jest relacja Batmana i Robina. Bądźmy szczerzy, ani trawestacja Joel Schumacher z 1997 roku, ani klasyczny serial z Adam West nie oddają nawet minimalnie siły i potencjału, jaki drzemie w tym dynamicznym duecie. „Batman potrzebuje Robina” to zdanie, które przewinęło się w niejednej komiksowej historii na przestrzeni lat. Robin występował w kilku wersjach osobowych (raz nawet był dziewczyną) i praktycznie każda z nich wyrosła na pełnoprawnego bohatera z własną serią. Ciekawych historii, które można by opowiedzieć wykorzystując kooperację Batmana z Robinem, jest mnóstwo. Ewolucja jego pierwszego pomocnika, Dicka Graysona, z młodzieniaszka Robina w Nightwinga, a w końcu nawet powiernika peleryny Batmana. Śmierć drugiego Cudownego Chłopca, Jasona Todda, z rąk Jokera i jego powrót zza grobu pod pseudonimem Red Hood. W końcu pojawienie się prawdziwego spadkobiercy rodu Wayne’ów, ale ta historia wymaga większego wyjaśnienia.
Bruce Wayne jako znany playboy miliarder raczej nigdy nie miał problemu z kobietami, w przeciwieństwie do jego alter ego. W młodości przytrafił mu się epizod z Talią, psychopatyczną córką nieśmiertelnego ekoterrorysty Ra’s al Ghula. Bruce i Ra’s z gołymi klatami, na środku pustyni stoczyli pojedynek na szable - mogło się zdarzyć każdemu, prawda? Pierwszy rzecz jasna zwyciężył, zyskując tym samym prawo do łoża Talii al Ghul. Niestety, w ferworze namiętności nasz Mroczny Detektyw zapomniał użyć Bat-prezerwatywy i teraz, po kilkunastu latach, w Bat-jaskini staje oko w oko ze swoim Bat-synem Damianem. Chłopak bynajmniej nie chce kieszonkowego ani wspólnego wypadu na lody, jego plany są nieco bardziej konkretne. Od najmłodszych lat przez kochającą mamę i dziadka szkolony był na najlepszego zabójcę świata, który po śmierci ojca odziedziczy pelerynę i zostanie nowym Batmanem. Aby tego dokonać, musi pierw udowodnić swoją wartość jako Robin, nowy pomocnik Mrocznego Rycerza.
Pomysł zaczerpnięty prosto z komiksu Batman and Son autorstwa Grant Morrison byłby czymś, czego z pewnością jeszcze nie widzieliśmy i co mogłoby zainteresować Matta Reevesa. O przeniesieniu komiksu 1:1 rzecz jasna nie ma mowy; Morrison był związany z Batmanem przez 7 lat, opowiadając epicką historię na przestrzeni 4 tytułów i nawiązując do ogromnej części kanonu komiksów DC. 12-letni morderczy Robin również wydaje się niedorzecznością w świecie pozakomiksowym; w filmie musiałby mieć przynajmniej 16-18 lat, by wyglądało to wiarygodnie. Ten zabieg pozwoliłby nie tylko na zrobienie pełnoprawnego filmu Batman i Robin jak należy, ale też być może na zmycie plamy hańby po wersji Schumachera. Dynamika ojciec-syn to coś, czego jeszcze w kinowym świecie Batmana nie widzieliśmy; to pole manewru do ukazania dziwnej, patologicznej i potencjalnie niesamowitej relacji dwóch skrzywionych psychicznie jednostek, które w duecie epicko kopałyby tyłki przestępców. To też szansa na ukazanie rozwoju postaci Bruce’a Wayne’a z samotnika w opiekuna współpracującego na początku z Robinem, a później z większą liczbą pomocników.