Z Michaelem McElhaltonem i Iwanem Rheonem, którzy w serialu Game of Thrones wcielają się w role Boltonów – lorda i jego nieślubnego syna Ramsaya, którzy przejęli władzę nad Winterfell - rozmawia Kamil Śmiałkowski. Nowy, szósty sezon serialu można oglądać co tydzień w poniedziałki na HBO. Czytaj także: Recenzja 2. odcinka 6. sezonu Gry o tron KAMIL ŚMIAŁKOWSKI: W Grze o tron przyszło ci grać jedną z najmroczniejszych postaci, złego bękarta Boltonów. Czy spotkałeś się z jakimiś niesympatycznymi reakcjami fanów? IWAN RHEON: Nie. Mam wrażenie, że ta postać jest wręcz lubiana. Albo potrafią jednak odróżnić aktora od jego roli. Czasem, widząc mnie, cytują odzywki Ramsaya, ale nawet przy tych najostrzejszych słyszę, że robią to z sympatią. MICHAEL McELHALTON: Pamiętam, jak raz byłem w Nowym Jorku na zakupach i w sklepie zobaczyłem idącego z naprzeciw wielkiego faceta – tatuaże, kolczyki praktycznie wszędzie, ledwo się mieścił między półkami. Spojrzał na mnie, rozpoznał, spuścił wzrok na podłogę i tylko mijając mnie, powiedział z szacunkiem: "Lordzie Bolton!". Reputacja twardziela, ostrego czarnego charakteru naprawdę pomaga w życiu. Polecam. A jak gra się taką postać? IR: Czasem jest dużo śmiechu przy kręceniu scen tortur, a czasem nie ma go wcale. Pamiętam, że scena gwałtu z ostatniego sezonu była dla nas wszystkich dużym przeżyciem. Nie chciałbym jej powtarzać, ale myślę, że była w serialu potrzebna, bo definiowała postacie i ich wzajemne powiązania. Czasem takie rzeczy pojawiają się w scenariuszu i chcesz czy nie chcesz, musisz je kręcić. W końcu jesteśmy profesjonalistami. Musimy to zagrać, ba, musimy to zagrać tak, by wyglądało naprawdę wiarygodnie. Michael, twoja postać to jeden z najlepszych zakulisowych graczy w całej fabule. Jak byś go scharakteryzował? MM: To faktycznie wielki strateg, który od początku wie, czego pragnie. Bez trudu zmienia sojusze, by dojść do swego celu, czyli po prostu zdobyć jak największą władzę dla swego rodu. Początkowo zdaje się być jednym z wielu w tłumie lordów, ale z upływem kolejnych sezonów widzimy, że najgorsze, co można zrobić, to zlekceważyć Boltona i jego marzenia. Co jest największym wyzwaniem dla Boltonów? IR: Zdobyć władzę, a potem ją utrzymać. Jak pokazuje fabuła tego serialu, jedno z drugim nie zawsze idzie w parze. Oczywiście jeszcze ważniejszym wyzwaniem jest po prostu przeżyć, ale z tym jak na razie radzimy sobie zupełnie nieźle. Sytuacja z pewnością zmieni się w nowym sezonie po ucieczce Sansy, ale tu muszę urwać, bo nie mogę nic zdradzić z kolejnych odcinków. Myślicie, że są szanse, że w ostatecznym finale to właśnie Boltonowie zwyciężą w Grze o tron? MM: Oczywiście. IR: O to właśnie gramy. Wciąż jeszcze mamy spore szanse. I możliwości. Czyli źli mogą wygrać? MM: Jasne. Albo gdzieś po drodze mogą stać się dobrymi i wtedy wygrać. Wasze postacie to kwintesencja brutalności i przemocy. Każdy zły nastrój natychmiast przekuwacie w czyn, krzywdząc innych. Jak radzicie sobie z podobnymi sytuacjami w normalnym życiu? Jak rozładowujecie gniew? IR: Chyba tak jak wszyscy. Próbuję się odprężyć, rozerwać, znaleźć coś, co mnie uspokoi, wyjść z przyjaciółmi. W końcu ten serial to fantasy, to nie jest prawdziwy świat. Choć staramy się, by był tak realny, jak to tylko możliwe, to jednak fikcja.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj