Ada Chlebicka gra główną rolę w pierwszej polskiej komedii romantycznej Netflixa zatytułowanej Miłość do kwadratu. Wirtualnie spotkałem się z aktorką, by ją wypytać o rolę, trudy pracy i komedie romantyczne.
Netflix rozkręca się w Polsce i wypuszcza kolejny film wyprodukowany w naszym kraju. Po Erotice 2022 oraz dość zwariowanej gatunkowej mieszance zwanej Wszyscy moi przyjaciele nie żyją przyszedł czas na komedię romantyczną Miłość do kwadratu.
ADAM SIENNICA: Jest to twoja pierwsza główna rola w filmie pełnometrażowym. I to od razu na Netflixie, w którym w skali globalnej polskie filmy są ostatnio na szczytach zestawień. W 2020 roku najpopularniejszym tytułem był 365 dni, a w ostatnim czasie w TOP 5 jest Wszyscy moi przyjaciele nie żyją. Czy ta perspektywa nie przytłacza, czy po międzynarodowym sukcesie serialu Kontrola niekoniecznie?ADA CHLEBICKA: To jest ogromny stres! Te nerwy to chyba nieodłączna część tego zawodu, pewnie będą ze mną niezależnie od tego, ile ról będę miała za sobą. Nigdy nie jestem w stanie przewidzieć, jak dany film zostanie odebrany, jak ja zostanę odebrana, pełno niewiadomych. Na razie sporo mnie to kosztuje. Na szczęście moi bliscy cierpliwie dzielą ze mną ten stres. [śmiech].
Rola w komediach romantycznych to zawsze ryzyko szufladki. Zwłaszcza dla aktorów początkujących. Czy kiedy przyjmowałaś rolę, miałaś takie obawy i przemyślenia?
Głęboko wierzę w to, że będę miała szansę grać w różnych produkcjach, więc nie bałam się zaszufladkowania. Paradoksalnie może właśnie dlatego, że jestem na początku drogi. Gdy już wiedziałam, że zagram w Miłości do kwadratu, postanowiłam obejrzeć dużo komedii romantycznych, polskich i zagranicznych, żeby zagłębić się w to, co moim zdaniem w nich działa, a co nie. I wyciągnąć z tego coś dla siebie, żeby poczuć się w tym gatunku bezpiecznie. Bardzo zależało mi na tym, żeby wnieść do mojej roli dużo naturalności i życia. Scenariusz mi na to pozwolił, bo nie był utopiony w lukrze, a ja miałam do dyspozycji dwie, zupełnie różne bohaterki. Z aktorskiego punktu widzenia to dosyć intrygujące.
Gdy już nadrabiałaś komedię romantyczne, a potem Miłość do kwadratu, dostrzegłaś co film Netflixa ma takiego unikalnego, co go wyróżnia na tle innych produkcji gatunku?
Miałam poczucie, że nie jest to aż tak kolorowe, jak wiele komedii romantycznych. Zainteresowała mnie też postać Moniki. Dostrzegłam w niej sporo z siebie.
Mnie też zaintrygowałaś. Co masz wspólnego z Moniką?
To są małe rzeczy. Monika jest wrażliwa i delikatna. Często przybiera takie cechy, jakby zakładała zbroję, by walczyć ze światem. Nie chodzi tu nawet konkretnie o mnie, ale ludzie tak mają, że uciekają w pewne bezpieczne schematy. To w tej postaci wydało mi się bardzo ludzkie.
A jak to wygląda z jej alter ego, Klaudią? Masz więcej wspólnego z nią czy z Moniką?
Na pewno więcej z Moniką [śmiech]. Klaudia jest maską Moniki, która pozwala jej być kimś innym i puścić wszystkie blokady, które ją ograniczają. Mam takie poczucie, że to daje jej dużo pewności siebie. Tak naprawdę, kto nie chciałby przez chwilę, być kimś innym?
Ciekawe jest to, jak Miłość do kwadratu w określonych momentach delikatnie piętnuje pracę Klaudii, jakby to było coś złego i niestosownego dla nauczycielki. A raczej nie jest to nic niewłaściwego. Jak ty to widzisz?
Monika też dochodzi do tego, że jej dodatkowa praca to nie jest nic złego. Nawet w momencie, gdy każdy już wie, że one to jedna i ta sama osoba, zależało mi, by znaleźć się jakoś po środku tej sytuacji. Monika chowa się tak naprawdę za wszystkim, a Klaudia chce się w kontrze do niej odsłonić, nie bać. Dlatego chciałam, żeby Monice pod koniec filmu to puściło. Żeby zrozumiała, że to nie jest nic złego, i nie warto popadać ze skrajności w skrajność.
W filmie bierzesz udział w scenie kaskaderskiej... z liną na drzewie. Powiedz, jak to wyglądało?
Przy nagrywaniu tej sceny świetnie się bawiliśmy. Dobrze czuje się w takich sytuacjach. Większym wyzwaniem była scena na sali gimnastycznej, gdzie byłam podwieszona do góry nogami. To nie było łatwe! W filmie to jest krótki fragment, ale na planie to trochę trwało… Krew odpłynęła mi do głowy, w pewnym momencie zrobiło się nawet trochę słabo, nie wiedziałam, gdzie jestem. Na szczęście organizm oswoił się z sytuacją i dał radę. W scenie nawet widać, że jestem trochę spuchnięta! [śmiech]
Między innymi ta scena pokazuje, że świetnie się bawiliście na planie.
Tak było! Ekipa była wspaniała i czułam, jakbym przychodziła do rodziny. Mam nadzieję, że to przełożyło się na film.
Widzów, którzy nie śledzą detali pracy na planie, to na pewno interesuje. Jak na przykład twoja scena z lodami... zjadłaś ich tyle?
Oj tak! [śmiech] Czasem aktor sobie coś wymyśli, jednak później okazuje się, że może faktycznie pomysł był dobry, ale tylko do drugiego dubla! [śmiech] Gdy tworzyłam Monikę, czułam, że ona kompulsywnie ucieka w jedzenie. To mi do niej pasowało. Dlatego jadłam te lody jak szalona! [śmiech].
Miłość do kwadratu ma bardzo szybkie tempo i to też determinuje dynamiczny rozwój wątku romantycznego. Dla mnie chyba nawet rozwijało się to za szybko i przez to czegoś zabrakło. Jak ty to widzisz?
Osobiście nie miałam takiego poczucia, że akcja pędzi za szybko. To trochę jak w życiu, gdy w grę wchodzą emocje. Coś może wydarzyć się za szybko, a chwilę później widzimy tego konsekwencje. Podobnie jak u głównej bohaterki.
Nadrabiałaś te komedie romantyczne, więc zastanawiam się, czy dostrzegasz to, co determinuje ich sukces. Co jest potrzebne, by się udało zrobić dobry film?
Myślę, że im prościej opowiedziana historia, tym lepiej. Ten gatunek wcale nie jest taki łatwy dla aktora. Niczego nie da się tam zrobić “technicznie”. Podczas planu miałam wrażenie, że trzeba w to wejść, poczuć i za tym iść. Im naturalniej będzie to przeze mnie opowiedziane, tym bardziej widz będzie w stanie się utożsamić. To wszystko musi być prawdziwe, a o to najtrudniej, bo musimy siebie odsłonić.
Masz jakieś sposoby, jak to osiągnąć? Jak do tego podchodzisz?
Staram się być w tej konkretnej sytuacji, w której faktycznie mogłabym się znaleźć.
fot. naEKRANIE.plMasz komedię romantyczną, która szczególnie przypadła ci do gustu?
Na pewno takie klasyki jak Pretty Woman. Oglądając, zastanawiałam się, dlaczego bohaterka wypada tak wdzięcznie, co tam tak naprawdę działa. Miałam takie wnioski, że to kwestia właśnie tej naturalności, uroku, czegoś prawdziwego, co aktorka wniosła do filmu. Bardzo mi zależało, żeby przenieść to do Miłości do kwadratu. Chciałam, by Monika miała jakiś zadzior, żeby wszędzie trochę go było, ale głównie starałam się skupić na budowaniu tej autentyczności.
Ten zadzior zdecydowanie jest dostrzegalny. Pierwsze zaloty amanta wręcz po niej spłynęły.
Coś tam poczuła, bo chemia jest czymś, na co nie mamy wpływu, ale rzeczywiście broniła się przed tym uczuciem i przed ludźmi z tego świata. Myślę, że te opory biorą się w niej ze strachu przed zranieniem.
Moją uwagę przykuło w twojej roli to, że czasem wydawałaś się nieśmiała i poczułem w tym dużą naturalność. Zastanawiam się, czy nie jest to związane z tym, że to twoja pierwsza główna rola.
Możliwe, że tak było, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy. Mnie zależało na tym, żeby widz dostrzegł, że pod uporem i zawziętością mojej bohaterki jest krucha, delikatna i wrażliwa osoba, która potrzebuje, aby ktoś się nią zaopiekował.
W komediach romantycznych czasem mnie irytuje, że przesadnie idzie to w nierealną bajkę. Bohaterowie mają kilka samochodów, piękne domy i wydają się, jakby byli z innego świata. W przypadku twojej Moniki jest inaczej.
To też mnie zaintrygowało w scenariuszu. Tego właśnie szukaliśmy przy kostiumach i wizerunku postaci. Zależało mi na tym, by była trochę szarą myszką, która chowa się za wszystkim. Miałam podobne przemyślenia jak Ty podczas oglądania komedii romantycznych. Trudno było mi utożsamić się z bohaterem i za nim podążać, bo wszystko wydawało mi się nieprawdziwe i wręcz nieosiągalne. Ważne też było to, żeby świat Klaudii był daleko od przyziemnego świata Moniki.
Te dwa światy są kluczowe w Miłości do kwadratu. Kto wpływał na to, by obie bohaterki odróżnić od siebie wizualnie?
Pracowaliśmy nad tym razem. Anna Męczyńska odpowiadała za kostiumy, mieliśmy sporo przymiarek. Reżyser Filip Zylber wskazywał kierunek i czasami mówił, że to nie ten [śmiech]. Dochodziliśmy do tego metodą prób i błędów. Dużo szybciej udało nam się znaleźć Monikę. Pewnie dlatego, że ja bardziej poczułam tę postać, bo prędzej wyszłabym na ulicę ubrana jak ona.
Wciąż jednak obie musiały wizualnie się odróżniać, nie tylko kostiumami. Jaki miałaś na to wpływ?
To było bardzo ważne na etapie castingów. Podstawą było to, że one faktycznie muszą się od siebie różnić. Tak jak wspomniałam, to była praca grupowa, ale finalnie wiadomo, że potem ja to wszystko muszę na siebie nałożyć i sama muszę odszukać w sobie pewność siebie Klaudii. Ale to była ciekawa droga! Osobiście walczyłam o to, żeby Monika miała okulary. Zależało mi, żeby mogła się za czymś schować. Pokazać, że w jakimś sensie boi się otoczenia i jednocześnie z nim walczy.
A jak wyglądał twój rok podczas pandemii? Szukałaś ucieczki od rzeczywistości w filmach?Miłość do kwadratu kręciliśmy w trakcie pandemii. Cieszy mnie to, że w ciągu tego roku pracowałam, teraz też jestem na planie kolejnego filmu i dzięki temu cały czas jestem wśród ludzi. Oczywiście czuje to wszystko, co się dzieje wokół, ale nie miałam poczucia zamknięcia.
Jak wyglądały środki bezpieczeństwa na planie w trakcie pandemii?
Wszyscy jesteśmy testowani na obecność koronawirusa. Poza aktorami, w czasie nagrywania sceny, każdy musiał nosić maseczkę. Ludzie podchodzą do bezpieczeństwa na planie poważnie, bo jednak praca w tych czasach to duży przywilej, więc szanujemy i doceniamy to, że możemy kręcić film.
A powiedz coś więcej o tym, nad czym pracujesz.
Nie mogę za dużo mówić! Poza tym, że nie będzie to komedia romantyczna i przeniosę się trochę w czasie. Przeszłam też małą zmianę wizerunku, co podbija tylko moją ekscytację tym projektem. Cieszy mnie ten film, bo mogę robić to, co mnie zawsze pociągało w aktorstwie najbardziej: mogę się zmieniać. Każdy nowy projekt coś we mnie otwiera.
Z góry nie zamykasz się na żaden gatunek? Wolisz sprawdzić, w którym gatunku czujesz się dobrze jako aktorka?
Nie chodzi o gatunek, a o samą postać – by tworzenie nowego bohatera było dla mnie wyzwaniem. Żebym mogła szukać. Mam wrażenie, że im więcej aktor szuka, tym bardziej to dla niego jest ciekawe i tym bardziej będzie to interesujące też dla widza.
Widzę, że dobrze utrzymujesz tajemnicę o nowym filmie. W obecnym czasie to standard, który wszędzie się praktykuje.
Tajemnica zawsze jest w cenie!
fot. NetflixNa pewno dzięki premierze Miłości do kwadratu będziesz mieć nowych fanów, którzy będą chcieli wiedzieć, co lubisz oglądać. Masz jakiś ulubiony serial, do którego wracasz?
Nie wiem, czy mogę powiedzieć, czy mam jakiś ulubiony, ale mam takie, które lubię. Na pewno ostatnio Gambit królowej zrobił na mnie wrażenie i rola Anyi Taylor Joy. Pomyślałam sobie wtedy – Boże, jak ja chciałabym coś takiego zagrać! Bardzo lubię też Fosse/Verdon, to jest świetnie napisane, wyreżyserowane i zagrane.
W Polsce panuje dziwna sytuacja z komediami romantycznymi. W kinach osiągały świetną frekwencję, ale w sieci są one hejtowane. Dlaczego tak to jest postrzegane?
Mam wrażenie, że wiele osób nie przyznaje się do tego, że ogląda komedie romantyczne. Każdy mówi, że ogląda tylko dramaty i kryminały. Wspomniane przez ciebie wyniki w kinach też pokazują, ile osób ma ochotę takie produkcje oglądać. Mam przyjaciółkę, która dużo pracuje i za każdym razem, kiedy proponowałam wyjście do kina, ona mówiła: „Dobra, ale nie jakiś dramat. Chodźmy na komedię romantyczną”. To pokazuje, że ludzie szukają lekkiej, przyjemnej formy, aby odpocząć od codzienności.
Dokładnie. Może to jest związane ze stereotypami? Otwarcie mówię, że jestem fanem komedii romantycznych, bo poprawiają mi nastrój. A czasem, gdy komuś mówię, że oglądam, to dostaję pytanie: "Sam? Bez koleżanki?.". Panuje takie niedowierzenie. Poza tym kiedy pojawia się polska komedia romantyczna, w sieci ktoś musi napisać, że jest zła i na pewno w niej grają Karolak i Adamczyk. Też tak to widzisz?
Trudne pytanie. Rzeczywiście tak jest, że ci aktorzy często pojawiają w komediach romantycznych. Może to dlatego, że odnajdują się w takim gatunku. Miło jest jednak na ekranie, zobaczyć nowe twarze. Mam wrażenie, że wtedy widz ma większą szansę utożsamić się z bohaterem.
Miłość do kwadratu trochę idzie zgodnie z tym, o czym mówisz. Tomasz Karolak gra czarny charakter, a w głównej roli mamy Adriannę Chlebicką.
Netflix jest otwarty na nowe twarze. Daje to ogromną szansę młodym aktorom, co bardzo mnie cieszy!
W wywiadzie towarzyszy nam mój piesek oraz Baby Yoda. Zastanawia mnie, czy znasz i lubisz takie rzeczy, jakie reprezentuje ten bohater?
Oczywiście. Oglądałam, znam na pamięć wszystkie memy z Baby Yodą. Jak można nie pokochać tej postaci! [śmiech].