Quentin Tarantino, tworząc od lat 80. XX wieku, szybko wykształcił swój bardzo charakterystyczny i rozpoznawalny styl autorski, a początki jego kariery to klasyczny przykład historii „od zera do bohatera”. Hollywood metodycznie odrzucało wszelkie jego scenariusze, a sam nie posiadał kontaktów w branży, jako że był całkowitym amatorem-samoukiem bez wykształcenia filmowego. Dopiero jego upór oraz zawziętość w realizowaniu ambitnych projektów zadecydowały, że pozytywny odzew w końcu nadszedł i pozwolił mu zaistnieć na dużym ekranie. Jednak już od początków kariery Tarantino przywiązywał ogromną wagę do posiadania jak największej kontroli nad własnym dziełem – nawet kosztem utraty wspólników czy zmniejszenia swoich zarobków. Dzięki temu nie dał się pochłonąć machinie amerykańskiej przeciętności i zachował bardzo osobiste podejście do każdego z projektów. Pulp Fiction to dzieło z 1994 roku, które zapewniło mu natychmiastową sławę i prestiż w Hollywood. Pomimo degradującego tytułu (Pulp Fiction oznacza tanią, brukową literaturę) oraz frywolnych dialogów dotyczących m.in. fast foodów, masaży stóp czy seriali telewizyjnych przedstawiony świat jest ściśle skonstruowany tak, aby za pomocą charakterystycznych ujęć i motywów przekazać informacje niezbędne do interpretacji poczynań bohaterów. W rzeczywistości wykreowanej w filmie nic nie dzieje się przypadkiem ani bez potrzeby, choć mogłoby sprawiać takie wrażenie. Wątki, które najwidoczniej przewijają się przez fabułę, to moralne dywagacje na temat dobra i zła na świecie oraz osobistego wkładu każdej z postaci w taki stan rzeczy. Może się wydawać, iż w mikrokosmosie Tarantino sprawiedliwość nie istnieje, a królują gangsterzy, narkotyki i przemoc, lecz byłoby to przekłamanie właściwej idei filmu. Każda z postaci zmaga się bowiem z popełnionymi czynami i obiera własną drogę, którą uważa za słuszną. Żadna z ich decyzji nie pozostaje bez konsekwencji, gdyż – jak się okazuje – pewnego rodzaju opatrzność wydaje się ciążyć nad postaciami i oceniać ich postępki.
Źródło: materiały prasowe
W chronologicznie pierwszym epizodzie (bo jak wiadomo, film nie ukazuje wydarzeń po kolei tak, jak następują, ale w wymieszanej kolejności), pt. Sytuacja z Bonnie, na pierwszy plan wysuwa się postać Julesa – porywczego i agresywnego gangstera. Jednocześnie jednak cytuje on biblię i wierzy w opiekę boskiej siły wyższej, co mogłoby służyć jako komediowy aspekt postaci, gdyby nie fakt, że bohater rzeczywiście cudem unika śmierci, gdy żadna z kul go nie trafia. Od tego momentu przechodzi on duchową transformację, uświadamiając sobie ścieżkę grzechu, którą dotychczas kroczył. Jules jest tym samym „moralnym centrum filmu”, który w toku całej fabuły przechodzi największą przemianę – od mordercy w pierwszych minutach filmu po mężczyznę, który puszcza wolno dwójkę złodziei wraz z łupem. Dlatego też jego monolog – w filmie umieszczony na samym końcu, podczas gdy fabularnie ma on miejsce w pierwszym akcie wydarzeń – zyskuje dużo mocniejszy wydźwięk i powoduje, że dopiero w tych ostatnich chwilach klarowne staje się przesłanie dzieła jako rozprawy o etyce moralnej. W środku utworu znajduje się epizod Vincent i żona Marsellusa Wallace’a, w którym głównymi bohaterami jest wymieniona dwójka. Choć jest bliskim współpracownikiem Julesa, Vincent prezentuje zgoła odmienny pogląd nie tylko na życie, ale i religię oraz etykę. Nie jest porywczy i agresywny jak jego przyjaciel; przez cały film wydaje się bardziej zdystansowany, nieobecny. Nie czyni go to jednak człowiekiem dobrym – prezentuje on cyniczne podejście do życia, tłumacząc incydent z nietrafionymi kulami „przypadkiem”, i nie rozumie zupełnie nawrócenia się Julesa. Co więcej, wydaje się posiadać czysto ekonomiczne podejście do większości spraw – wyśmiewa kupowanie shake’a za pięć dolarów; po przypadkowym zabiciu chłopaka nie czuje wyrzutów sumienia, a jedynie znużenie z powodu czyszczenia samochodu z krwi; grozi zastrzeleniem Honey Bunny „dla zasady”, gdy Jules oferuje złodziejom swój portfel. Trzymając się teorii istnienia w filmie moralnej opatrzności, Vincent otrzymuje identyczną jak Jules szansę na odkupienie. Nie korzysta z niej jednak, pozostaje na swojej dotychczasowej drodze i zostaje za to ukarany – ginie zastrzelony przez Butcha. Narcyzm jest u niego najwyraźniejszą cechą charakteru, czemu daje upust praktycznie w każdej swojej scenie. Dlatego też na moralnej skali Vincent sytuuje się na skrajnej pozycji naprzeciwko Julesa – dostaje szansę na odkupienie, nie korzysta z niej i ponosi karę. Mniej drastyczną, lecz nadal karę ponosi Mia Wallace, żona Marsellusa. Poznajemy ją jedynie w tym jednym epizodzie (w innym pojawia się tylko na chwilę na ekranie) i zostaje ona przedstawiona jako kobieta ceniąca zabawę i narkotyki. Nie znamy dokładnie jej historii ani związku z Marsellusem, więc jedyne, za co może zostać ukarana, to uzależnienie od kokainy. Przypadkowe przedawkowanie ma być wyraźnym ostrzeżeniem przed prowadzeniem takiego trybu życia, a ratunek ze strony Vincenta i Lance’a - szansą na odkupienie. Nie dowiadujemy się co prawda, jaką decyzję podjęła, ale jej widok całej i zdrowej w kolejnym epizodzie może sugerować szczęśliwe zakończenie (Marsellus nie dowiedział się o incydencie i zerwała z kokainą). Ostatnia (i chyba najdłuższa) część, zatytułowana Złoty zegarek, dotyczy przede wszystkim postaci boksera, Butcha Coolidge’a, i w mniejszym stopniu Marsellusa Wallace’a. Butch to postać skrajna pod wieloma względami. Jego moralność oscyluje między wielkim szacunkiem dla dziedzictwa po ojcu i szczerym oddaniem wobec swojej ukochanej a brutalną siłą, porywczością i niebezpieczną pewnością siebie. Opatrzność wydaje się stać jednak po jego stronie, gdyż w większości sytuacji sprzyja mu szczęście i z krytycznych opresji wychodzi cało. Decyzje, które podejmuje, w dużej mierze sytuują go na pozycji odkupionego, chociaż niejednoznacznie. Butch pozostaje mordercą niemającym najmniejszych wyrzutów sumienia, ale kolejne postępki wydają się balansować te zbrodnie. Chciwość w obstawieniu u bukmacherów własnej walki zostaje ukarana zostawieniem cennego zegarka w mieszkaniu, po który musi się wracać. Jednak szczęście mu sprzyja i pozyskuje karabin maszynowy, którym zabija czekającego tam Vincenta. To morderstwo jednak można traktować jako wymierzenie kary na „niewierzącym” gangsterze, więc w pokrętnej moralności filmu zostaje to wybaczone. Zerwanie kontraktu z Marsellusem także zostaje ukarane – wypadkiem samochodowym, pościgiem ze strony szefa gangu oraz uwięzieniem w piwnicy Zeda. Tu znów sprzyja mu szczęście, gdy uwalnia się z więzów, ale to moment, w którym decyduje się wrócić i uratować towarzysza, zaważa na zakończeniu jego historii. Tym samym, pomimo swoich skrajnie różnych decyzji, Butch zyskuje odkupienie, a na moralnej skali sytuuje się pomiędzy Julesem a Vincentem – czyni zło, czyni dobro, a także wymierza sprawiedliwość innym. Jego przemiana zyskuje metafizyczny wydźwięk stróża sprawiedliwości. Dlatego też jego epizod umiejscowiony jest w środku filmu – jednocześnie oddziela od siebie skrajne przypadki Julesa i Vincenta, a także egzekwuje motyw kary za grzechy.
Źródło: materiały prasowe
Metafizyczny wymiar filmu materializuje się też częściowo pod postacią intrygującego McGuffina, a więc przedmiotu napędzającego akcję i przewijającego się przez fabułę, co Tarantino zaczerpnął z tradycji kina noir. Takim przedmiotem jest oczywiście tajemnicza walizka, którą Vincent i Jules odbierają w pierwszej scenie na polecenie ich szefa. Jej nieujawniona zawartość roztacza jasne światło, wywołuje zachwyt i podziw, jakby nie należała do tego świata. Dlatego też to właśnie Jules, nawrócony grzesznik, jest w głównej mierze powiernikiem tej walizki i jej ochroniarzem. Możliwe, że jest nagrodą od opatrzności bądź talizmanem ochronnym. Oczywiście badacze oraz fani filmu przez lata wpadli na wiele pomysłów dotyczących zawartości walizki, z czego najpopularniejszy mówi o znajdującej się wewnątrz duszy Marsellusa Wallace’a, co dosyć zgrabnie wpasowałoby się w religijne aspekty filmu, o których tu mowa. Podsumowując, Pulp Fiction jest filmem opartym na skrajnościach, przeciwstawnych wartościach i dywagacjach na temat moralności i sprawiedliwości. Choć z pozoru wydaje się być zwyczajnym przykładem nowoczesnego gangsteryzmu, jego niechronologiczna budowa czy zdolność łączenia odrębnych wątków w logiczną całość czyni go sztandarowym obrazem współczesnego kina autorskiego. Tarantino daje tutaj popis swoim zdolnościom wyczucia medium filmowego oraz operowania stylistyką kina noir czy gangsterskiego. Tak więc punktem wyjścia Pulp Fiction jest tania i miernej jakości proza, na koniec jednak pozostawieni jesteśmy z wyjątkowo złożonym dziełem, zaliczanym do klasyki nie tylko lat 90. ubiegłego wieku, ale i całości kina, które nazywamy współczesnym.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj