Każdemu krytykantowi Patryka Vegi polecam wizytę na planie jego filmu i podejrzenie go przy pracy. Jestem pewien, że większość wątpiących w jego umiejętności i talent szybko zweryfikuje swoje poglądy.
Wrocław, stolica Dolnego Śląska jest bardzo specyficznym miastem. Z jednej strony to miejsce spotkań wielu kultur – ze względu na swój akademicki i biznesowy charakter, z drugiej to jedna z najbardziej zanieczyszczonych i zakorkowanych aglomeracji w Polsce. Piękne Stare Miasto i zabytkowy Ostrów Tumski kontrastują z wciąż zaniedbanymi dzielnicami, których kultowym już przedstawicielem jest niesławny „Trójkąt Bermudzki”. Największa liczba galerii handlowych na metr kwadratowy spędza sen z powiek małych przedsiębiorców, a niedawno wprowadzony Park Kulturowy pomaga wyeliminować w obrębie centrum natrętną reklamę i szpecące billboardy.
Wrocław – miasto kontrastów, można by rzec, parafrazując slogan promocyjny stolicy Dolnego Śląska. Dzięki swojej architekturze i urbanistyce jest też doskonałym miejscem dla twórców filmowych. Jeszcze nie tak dawno Steven Spielberg realizował Bridge of Spies w jednej z uboższych dzielnic Wrocławia. Teraz w jego ślady poszedł Patryk Vega, który uczynił planem filmowym całe miasto, podczas realizacji swojego nowego obrazu pod tytułem Plagi Breslau. Dzięki uprzejmości Showmaxa (który jest producentem obrazu) i samego reżysera, dane mi było uczestniczyć w jednym dniu zdjęciowym w samym centrum Wrocławia. Zmierzając w umówione miejsce, nie spodziewałem się, jak interesujące będzie to doświadczenie.
Upalny dzień w centrum miasta może być męczący. Gdy dotarłem na ulicę Nową, w pobliżu placu Dominikańskiego, było samo południe, a temperatura sięgała zenitu. Pojawiłem się pół godziny przed czasem, więc ustawiłem się w cieniu, aby poobserwować ekipę filmową uwijającą się w skwarze. Od razu rzucił mi się w oczy rozmach produkcji. Do tej pory polskie filmy, które miałem okazję podglądać od kuchni, charakteryzowały się raczej kameralną i oszczędną realizacją. Tutaj wszystko było bardzo rozbudowane. Olbrzymie liczby pracowników technicznych, wiele osób decyzyjnych – każda odpowiadająca za inny segment. Dziesiątki statystów, aktorzy drugoplanowi, realizatorzy i ich asystenci…Ekipa filmowa zajęła obszerny teren przy ulicy Nowej, zupełnie nie zważając na ruch pieszych, który tam się odbywał. Całe szczęście nie wpływało to na przemieszczanie się przechodniów. Widać, że od strony logistycznej plan był zorganizowany perfekcyjnie.
Wszystko chodziło jak w zegarku. Mimo że całością zarządzał kierownik planu i osoby z nim współpracujące, to i już po kilku minutach było widać, że szef jest tylko jeden. Obserwowanie Patryka Vegi przy pracy to prawdziwa uczta dla miłośników kina. Można dyskutować nad poziomem artystycznym jego filmów, ale gość jest profesjonalistą pełną gębą. Zdecydowany, charyzmatyczny, momentami apodyktyczny, ale w pozytywny sposób. Gdy zaczynał mówić, automatycznie tworzyło się wokół niego kółko osób, które bez szemrania wykonywały jego dyspozycje. Podczas całego dnia zdjęciowego nie zaobserwowałem u reżysera ani jednego momentu zawahania i wątpliwości. Sytuacji kryzysowych i skomplikowanych było kilka (o czym później), a Vega, jak na prawdziwego bossa przystało, brał wszystko na klatę, podejmując samodzielne decyzje, praktycznie za każdym razem.
Przed spotkaniem z mediami, ekipa ćwiczyła segment polegający na przejazdach konwoju aut pomiędzy kilkoma lokalizacjami. Autobus wypożyczony od Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, auto policyjne z Małgorzata Kożuchowska i samochód z ekipą realizacyjną oraz reżyserem przemierzały ulice Wrocławia kilkakrotnie w celu przećwiczenia wariantów przed wielką sceną, której kręcenie mieliśmy obserwować za kilka chwil. Obserwując przygotowania, skupiłem się najpierw na „uwięzionych” w autobusie statystach, którzy w upale (w tego typu wrocławskich autobusach nie ma klimatyzacji) musieli znosić potulnie kolejne próby i przejazdy. Dopiero po chwili doszło do mnie, że wszystko odbywa się tutaj bez wyłączenia ulic na potrzeby realizacji filmowej. Nikt nie zatrzymywał ruchu. Plagi Breslau kręcone są w sposób wręcz „partyzancki” w samym centrum Wrocławia, na jednej z najbardziej ruchliwych ulic w mieście.
W tym momencie nie miałem już czasu, aby na tym się zastanowić, ponieważ znienacka pojawił się kierownik planu, który wytłumaczył przedstawicielom mediów istotę toczących się wydarzeń. Kilka kroków dalej zostanie nakręcony widowiskowy segment stłuczki samochodowej i interwencji oddziału specjalnego z Małgorzata Kożuchowska na czele. Musieliśmy więc przemieścić się w docelowe miejsce akcji – z ulicy Nowej, przez urokliwy park, aż na Podwale, jedną z kluczowych wrocławskich tras biegnących praktycznie przez całe centrum. To właśnie tutaj miała nastąpić oczekiwana stłuczka. Jak jednak to wszystko zorganizować, jeśli ruch zarówno na ulicy, jak i na chodniku trwa praktycznie bez przerwy?
Po raz kolejny nie dano mi wiele czasu do zastanowienia. Na samym środku trasy pojawiły się dwa auta symulujące zderzenie. W tym samym momencie kierownik planu, ubrany w kamizelkę „zarządzanie ruchem” wybiegł na ulicę, próbując zatrzymać samochody na olbrzymim skrzyżowaniu. Kierowcy aut, mocno gestykulując, zaczęli imitować sprzeczkę, podczas gdy w lokacji pojawił się autobus, który zahamował ruch z kolejnej strony. Kilka chwil później na planie pojawiła się Małgosia Kożuchowska, ubrana w kamizelkę kuloodporną i z bronią w ręku, oraz operator kamery i jego asystenci, kręcący całą sekwencję. Niecałe dwie minuty wystarczyły. Pierwsza wersja została zrealizowana, ale czekało nas jeszcze kilka dubli. Autobus i auta uczestniczące w scenie ruszyły przed siebie i robiąc niewielkie kółko, po kilku minutach pojawiły się ponownie.
Dzięki odpowiedniej synchronizacji każda próba była przeprowadzona perfekcyjnie. Ruch samochodowy, który zatrzymywał się na kilkadziesiąt sekund co dziesięć minut, nie generował olbrzymich korków, choć nie da się ukryć, że część przejeżdżających kierowców złorzeczyła niemiłosiernie ekipie realizacyjnej. Co chwilę pojawiały się też coraz nowsze utrudnienia. A to ciekawska pani zatrzymała się w kadrze, a to zagubiony rowerzysta pojawił się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Zdarzyło się też tak, że nadgorliwi przedstawiciele mediów i fotografowie przeszkadzali Patrykowi Vedze przy realizacji jego wizji artystycznej. Reżyser nie miał jednak oporów, aby dobitnie zwrócić nam uwagę, abyśmy „skitrali się w krzakach” albo „przyczaili za pagórkiem”.
Twórca Botoks bez większego stresu radził sobie z każdym realizacyjnym problemem. Dzięki wprawie i doświadczeniu podchodził do wszystkich kłopotów ze spokojem, dzięki czemu udało się uniknąć na planie nerwowości. W sytuacji, gdy jedna z najbardziej ruchliwych arterii miasta narażona jest na zakorkowanie, to nie lada wyczyn. Nie ukrywam, że Patryk Vega zaimponował mi swoimi umiejętnościami organizacyjnymi. Praca na planie Plag Bresalu ma typowo wodzowski charakter. Mimo że tego typu autorytarne rządy, przy olbrzymim kolektywnie realizacyjnym, mogą budzić wątpliwości, to jednak… wszystko działa jak należy.
W Plagach Breslau występuje plejada polskich gwiazd. W scenie, którą obserwowaliśmy, grała tylko jedna, ale za to jaka. Małgorzata Kożuchowska to kolejny chodzący profesjonalizm. Obserwując ją przy pracy i pomiędzy kolejnymi ujęciami, można było odnieść wrażenie, że jest mocno zmęczona i nieco zniechęcona. Po chwili jednak okazało się, że była to tylko poza, mająca na celu wczucie się w rolę bezkompromisowej i twardej policjantki. Gdy aktorka miała chwilę przerwy, przykucnęła sobie razem z nami – przedstawicielami mediów i zupełnie na luzie oraz bez skrępowania, rozpoczęła swobodną rozmową pełną beztroskich żartów. W trakcie pracy imponowała profesjonalizmem, pomiędzy zdjęciami naturalnością. Na planie były też obecne osoby, które edukowały ją w kwestii policyjnej roboty. Mogliśmy zobaczyć miedzy innymi szybkie szkolenie, jak trzymać broń automatyczną oraz jak poruszać się w trakcie akcji antyterrorystycznej.
Całe to wydarzenie było bardzo budujące dla obserwujących. Po pierwsze, przedstawiciele mediów, którzy po raz pierwszy byli na planie u Patryka Vegi, przekonali się, że najbardziej kasowy polski reżyser to utalentowany profesjonalista, a nie przebiegły karierowicz. Po drugie, fabuła produkcji, która będzie dostępna tylko na Showmaxie, wydaje się intrygująca. Opowieść o brutalnym seryjnym mordercy, przy tworzeniu której Patryk Vega inspirował się filmem Se7en oraz dziełami Thomas Harris i Marek Krajewski, będzie pełna dynamicznych scen akcji i niespodziewanych zwrotów wydarzeń.
Niezwykle interesujące jest również to, jak zaprezentuje się Wrocław w oku kamery Patryka Vegi. Sekwencja, w której uczestniczyliśmy, imponowała pod względem realizacyjnym i nie mogę się już doczekać, aby zobaczyć finalny efekt. Oprócz tego Patryk Vega kręcił jeszcze w innych kluczowych dla miasta lokacjach. Podobno wielkie wrażenie będą robić sceny zrealizowane w Operze Wrocławskiej. Już niedługo przekonamy się, czy polska kinematografia dostanie wreszcie opowieść o seryjnym mordercy według hollywoodzkich standardów.