Jakże inaczej zacząć nasz nowy cykl, jak nie od rzeczy absolutnie kultowej? Oto ona.
Był sobie przed laty pewien młody człowiek, który zakochał się w kinie. Była to miłość wielka i nieodwzajemniona. Bo kiedy sam zaczął kręcić filmy, były one tak złe, że aż zęby bolały. Gość się nazywał Ed Wood, a po latach powstała nawet jego filmowa biografia (w reżyserii Tima Burtona). Ale gdy kręcił, mało kto chciał to oglądać, a gwizdów było co niemiara. Fakt – jego filmy były źle nakręcone, źle zagrane, pełne nieudolnie wklejonych kawałków starych kronik filmowych, przerażająco tanie, z głupawymi scenariuszami, ale też i - przede wszystkim - pełne pasji! I do dziś to widać.
Czytaj również: Ed Wood - niechciane dziecko kinematografii
Oto najsłynniejszy z nich - Plan dziewięć z kosmosu, wielokrotnie ogłaszany najgorszym filmem wszech czasów. Moim zdaniem są równie złe, ale trzeba przyznać, że to fabuła pełna złych kosmitów, czegoś w rodzaju zombie i ogólnie bez większego sensu. Jest tu nawet sam słynny Bela Lugosi, który co prawda nie dożył premiery, ale Wood profilaktycznie, jeszcze zanim wymyślił scenariusz, nakręcił kilka ujęć z niezapomnianym Draculą sprzed lat, zakładając, że to się jakoś sklei. I faktycznie.
A wiecie, skąd się wziął taki dziwny tytuł? Bo władze Kościoła Baptystów, które sfinansowały ten film (serio), nie zgodziły się na pierwszą propozycję reżysera - "Hieny cmentarne z kosmosu".
No to teraz już szykujcie popcorn, wołajcie znajomych (taki film to aż grzech oglądać bez towarzystwa) i zapraszamy na seans. W języku angielskim, ale obiecujemy – jutro będzie coś po polsku.
[video-browser playlist="632160" suggest=""]