Ten serial to czysta adrenalina. W potężnych porcjach. Akcja, humor, brutalność i seks podawane są widzowi wielką szuflą. Jeśli szukacie nowych treści, życiowych rozważań, czegoś zupełnie nowego, to raczej nie tu. Tu dostajemy to, co znamy od dekad, ale jako czysty destylat emocji. To właśnie słowo-klucz do tego serialu. Emocje - co tydzień dostawaliśmy taką ich porcję, jaką większość telewizyjnych fabuł emitowanych w XXI wieku rozkłada na cały sezon. Oczywiście sama idea wrzucenia do każdego odcinka takich ilości atrakcji zwanych powszechnie sex & violence to trochę za mało, by serial aż tak się udał. Najważniejsze jest to, jak te atrakcje eksponować i jak umiejętnie wpleść je w fabułę całości. I to największa zasługa twórców tego serialu - wzorcowe ułożenie sobie wszystkiego od samego początku i konsekwentne (oraz elastyczne zarazem) realizowanie planu. Kolejne problemy spotykające szeryfa Hooda pięknie przeplatają się z wyzwaniami, jakie sam sobie wymyśla, i przygodami wielu innych postaci, które przewijają się przez ten serial. A nieomal każda, którą tu spotykamy, jest wyrazista do granic przesady i na jakimś poziomie wzbudzająca sympatię, a przynajmniej mocne zainteresowanie. Nic więc dziwnego, że kibicujemy tu wszystkim, a gdy dochodzi do ostatecznej konfrontacji, w której ktoś musi pożegnać się z „Banshee” na zawsze, to podchodzimy do tego naprawdę emocjonalnie – szkoda nam praktycznie każdego. Gdy połączyć to z wirtuozerią scen pojedynków, dostajemy taką pigułę adrenaliny, że po niejednym seansie kolejnego odcinka trudno wrócić do normalnego świata. [video-browser playlist="715441" suggest=""] Wszystko to jeszcze grubo posypano humorem i erotyzmem. Scenarzyści wiedzą, jak pisać dialogi, by co chwila wywoływać uśmiech na twarzy widzów, a praktycznie każda kolejna ładna bohaterka, która pojawia się na ekranie, wcześniej czy później zrzuca z siebie ubranie (najczęściej w towarzystwie Hooda, ale to już nie jest tak oczywiste jak w poprzednich sezonach). Zresztą – pamiętajmy, że ten serial fabularnie polega w dużej mierze na żonglowaniu schematami, więc pewnie wcześniej czy później – dla odwrócenia schematu – pojawi się tu jakaś piękna pani, co to nie rozbierze się ani razu. Bo tak właśnie działa „Banshee” - poza kilkoma oczywistościami (np. tym, że Hood nie może zginąć) każdy chwyt jest dozwolony. Twórcy dziesiątki razy bawią się (i bawią się naszymi oczekiwaniami) zaskakując formą, treścią kolejnych wątków i kolejną porcją aluzji do klasycznego kina. Bo tym także jest ten serial - wielkim, niekończącym się hołdem dla kina lat 80. i początku 90. Czasów, gdy Bruce Willis potrafił przyłożyć pięścią i wulgarnym one-linerem, gdy nikt nie miał problemu z pokazaniem kobiecego ciała na dużym ekranie, a uderzony czy postrzelony gość krwawił na czerwono. Dziś to wszystko zniknęło ze strachu przed komisją do przyznawania kategorii wiekowych, a tu proszę. Można to wszystko przenieść do telewizji i świetnie się bawić. No to się bawimy. Trzy sezony za nami, zostały jeszcze dwa. I jeśli – jak dotychczas – każdy kolejny będzie jeszcze lepszy, to czeka nas w najbliższych latach autentyczna popkulturowa uczta.
  Dotychczasowy ranking najlepszych seriali sezonu 2014/2015 według naszej redakcji przedstawia się następująco: 2. "Banshee" 3. "The Newsroom" (uzasadnienie) 4. "Game of Thrones" (uzasadnienie) 5. "House of Cards" (uzasadnienie) 6. "Vikings" (uzasadnienie) 7. "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." (uzasadnienie)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj