Nie tak dawno temu pisaliśmy o serialach, które na przestrzeni historii zmieniły oblicze telewizji, tym razem skupiamy się na korzeniach współczesnego serialowego boomu. Kilka z wymienionych pozycji się pokrywa, oto bowiem wysoka jakość przełożyła się również na popularność - związek ten możemy więc określić mianem sprzężenia zwrotnego. Bez rewolucyjnych pomysłów telewizja nie podniosłaby swojego poziomu, bez uznania szerszej publiczności nie mogłaby wprowadzić kolejnych usprawnień. Zanim międzynarodowy sukces odniosą m.in. „Game of Thrones”, „The Walking Dead”, czy „Daredevil”, należy cofnąć się do przełomu XXI w., a konkretnie lat 1999-2005, do których ograniczyliśmy się w naszym zestawieniu. Dlaczego to one są kluczowe? To właśnie w tym okresie amerykańskie seriale po raz pierwszy zyskały rozgłos na skalę światową. Dotarły również na nasze rodzime podwórko i wielu z nas to właśnie z nimi zaczynało swoją serialową przygodę. Wyselekcjonowaliśmy pozycje, które nie tylko wówczas, ale również dzisiaj cieszą się niezmiennie wysoką popularnością, wracają do nich kolejne pokolenia, a w wielu kręgach mają już status kultowych.

The Sopranos” (1999)

Jeśli szukać jednego serialu, bez którego seriale XXI wieku wyglądałyby inaczej to z pewnością padłoby właśnie na tę opowieść o podnowojorskich gangsterach. Ta produkcja HBO udowodniła, że serial może być inaczej skonstruowany, bardziej wymagający, odważniejszy, bardziej skoncentrowany na potrzebach widzów niż reklamodawców. I udało się. Z każdym kolejnym sezonem popularność rosła, a inni producenci (już nie tylko w HBO) zaczęli iść w ślady Davida Chase'a. Tymczasem twórca "Rodziny Soprano" do samego końca swej produkcji pozostał oryginalny i nawet gdy kończył serial pokazał, jak można łamać stare telewizyjne schematy. [Kamil Śmiałkowski] [video-browser playlist="737645" suggest=""]

Band of Brothers” (2001)

Miniserial, który pozostaje jednym z najdroższych w historii telewizji. Budżet produkcji sięgnął grubo ponad 120 milionów dolarów, co po uwzględnieniu inflacji jest dzisiaj niewyobrażalną liczbą. Kwota ta imponuje tak samo dziś, jak i wtedy, ale najważniejszy był nie sam jej rozmiar, ale sposób w jaki przełożyła się na małoekranowe widowisko. „Kompania braci” stała się telewizyjnym przedłużeniem kinowego sukcesu „Szeregowca Ryana”. Za sterami produkcji stanęli ojcowie filmu, Steven Spielberg i Tom Hanks, powielając w niej wizję wojny, która dziś traktowana jest jako optimum gatunku – patos miesza się z brutalnością, dynamiczny montaż podkreśla chaos zbrojnych działań, a wszechobecne wybuchy, brud i krew nadają całości realizmu i wiarygodności. Po raz pierwszy w takim stopniu „filmowość” zagościła w serialu, co stało się kamieniem węgielnym ponadczasowej popularności tej pozycji. [video-browser playlist="737646" suggest=""]

Smallville” (2001)

Początek XXI wieku to też serial młodzieżowy inny niż wszystkie, który szturmem podbił telewizje na całym świecie. Oto serial, który opowiada widzom historię młodego Clarka Kenta od czasów licealnych, aż do dorosłości. Twórcy chcieli ukazać, co kształtowało Clarka do momentu, aż stał się Supermanem. I wyszło to dobrze! Udało się stworzyć serial, który w założeniu był młodzieżowy, ale oglądały go wszystkie pokolenia. Tak też opracowano również wiele schematów młodzieżowych produkcji z elementami science fiction, które są wykorzystywane obecnie. [Adam Siennica] [video-browser playlist="737647" suggest=""]

"Six Feet Under" (2001)

Kolejna produkcja HBO, tym razem po prostu obyczajowa. Ale jak! Świetny serial Alana Balla, który w skomplikowanej opowieści o rodzinie prowadzącej zakład pogrzebowy pokazał - jak nikt przed nim i chyba nikt po nim - jak wygląda we współczesnym świecie cienka linia rozdzielająca życie od śmierci. Ball najpierw odebrał Oscara za scenariusz do "American Beauty", a potem przeszedł do telewizji i stworzył serial będący konsekwentnym fabularnie rozwinięciem tematyki, która go fascynuje od początku. Alan Ball oswaja śmierć i przywraca ją do życia (jakkolwiek to brzmi), bo zachodnia cywilizacja stara się za wszelką cenę usunąć ją z pola widzenia. Schować, zamknąć, przemilczeć. To najważniejszy temat tego serialu, ale mamy tu jeszcze cały wachlarz innych - homoseksualizm, traktowanie ludzi starszych, choroby psychiczne, a wszystko pokazane szczerze, intensywnie i atrakcyjnie. Nie sposób przecenić wpływu "Sześciu stóp pod ziemią" na inne XXI-wieczne seriale obyczajowe. Jeśli nie mieliście okazji - obejrzyjcie koniecznie. [video-browser playlist="737648" suggest=""]

24” (2001)

Po 11 września 2001 roku w amerykańskich mediach przeważał dyskurs stricte polityczny, którym przesiąknięte były całodobowe programy informacyjne - prowadzące z czasem relacje z dwóch wojen jednocześnie - ale także telewizyjne fabuły, które bardzo odważnie zareagowały na tragiczne wydarzenia z Nowego Jorku. Niecałe dwa miesiące po atakach, stacja FOX zdecydowała się na premierę nowego serialu dramatycznego, który już w swoim pierwszym odcinku wysadził w powietrze nad Los Angeles samolot pasażerski. Koncept „24 godzin” był wyjątkowo innowacyjny i on sam zapewne wyniósłby produkcję do statusu telewizyjnego kamienia milowego. Ukazanie wydarzeń jednej doby w czasie rzeczywistym na przestrzeni 24 odcinków, było czymś niezwykle nowatorskim i dotąd niespotykanym. Z realizacyjnego punktu widzenia był to więc telewizyjny majstersztyk, ale jak się później okazało, ton opowiadanej historii i kierunki jej rozwoju nabrały zupełnie innego wymiaru po 11 września. Nikt w najśmielszych snach nie mógł bowiem przewidzieć, że pierwszy poważny serial o terroryzmie pojawi się w telewizji dosłownie chwilę po wydarzeniu jakie wstrząsnęło Ameryką. Można zaryzykować stwierdzenie, że "24 godziny" nigdy nie stałyby się takim kulturowym fenomenem, gdyby nie pamiętne 9/11. Marka popularna jest do dzisiaj, a stacja FOX szykuje reboot produkcji. [Oskar Rogalski] [video-browser playlist="737649" suggest=""]

The Wire” (2002)

Stawianie słowa „popularny” przy tym serialu może wydać się nieco dziwne, ale jest to w istocie przykład produkcji, która przyczyniła się znacząco do wzrostu reputacji telewizyjnego medium – mimo nie nadzwyczajnej oglądalności i braku prestiżowych nagród. Dziękować po części należy chyba krytykom, którzy niemal jednogłośnie uznali „Prawo ulicy” za najlepszy serial w historii. Znajduje się on zawsze na szczycie (albo blisko szczytu) wszelakich rankingów, i to zaczęło zwracać uwagę wielu przyszłych widzów. A największe słowa uznania należą się oczywiście twórcy – David Simon nie skupił się na kilku postaciach i konkretnej tematyce, ale stworzył niesamowicie rozbudowany świat amerykańskiego miasta, nadając unikalną tożsamość policjantom, politykom, handlarzom narkotyków, nauczycielom, dziennikarzom i samej lokalizacji, czyli pochłoniętemu problemami Baltimore. To kolejny projekt HBO, który udowodnił – chyba najbardziej dobitnie – że miejsce kompleksowych, ambitnych i „filmowych” historii jest nie tylko w kinie. [Oskar Rogalski] [video-browser playlist="737650" suggest=""]

CZYTAJ DALEJ...

Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj