Netfliksowe gry nie są produkcjami, które mogą na równi rywalizować z najpopularniejszymi i najlepiej ocenianymi tytułami klasy AAA. Jednak stremingowy gigant może porządnie namieszać w branży subskrypcyjnych usług gamingowych.
Kiedy światło dzienne ujrzała pierwsza mobilna produkcja spod znaku
Stranger Things, wydawało się, że stanowi wyłącznie nietuzinkową próbę promocji serialu wśród szerokiego grona potencjalnych odbiorców. Była prosta w odbiorze, przywodziła na myśl gry z naszej gamingowej młodości i świetnie oddawała klimat serialowej produkcji. A później okazało się, że to coś więcej niż tylko zmyślny sposób na pokazanie światu, czym jest serial
Stranger Things. Pierwszy mobilny tytuł Netflixa stał się zalążkiem rewolucji, która może wprowadzić sporo zamieszania w branży gamingowej.
Choć nie mam wątpliwości, że serwis w ciągu kilku najbliższych lat raczej nie zmieni się w kolejną gamingową platformę klasy premium (o czym świadczą m.in. gry, jakie pojawiły się w katalogu Netflix Games), dostrzegam spory potencjał w tej niezwykłej inicjatywie. Może i dotychczas zaprezentowane tytuły to typowe mobilniaki, które nie przyciągną na dłużej graczy zainteresowanych produkcjami z najwyższej półki jakościowej, ale już zapowiedziany niedawno
Hextech Mayhem: A League of Legends Story może zrobić sporo szumu. Wszak mamy tu do czynienia z dość rozbudowaną grą, która zadebiutuje zarówno w mobilnej ofercie Netflixa, jak i na komputerach z Windowsem oraz konsoli Nintendo Switch.
Wypuszczenie multiplatformowego tytułu w ramach serwisu VoD może wydawać się nietypowym podejściem, ale ma więcej sensu, niż mogłoby się wydawać. Współczesne smartfony w niczym wszak nie przypominają urządzeń z pierwszych lat rozwoju branży mobilnej, nawet średniaki za ok. 1000 zł dysponują mocą obliczeniową zdolną do odpalania bardzo zaawansowanych gier. Być może na tanim androidofonie nie pogramy w
Cyberpunka 2077 na Ultra z włączonym RTX-em, ale w bibliotekach sklepów mobilnych Apple i Google możemy znaleźć mnóstwo tytułów, które idealnie sprawdziłyby się np. na wspomnianym już Switchu.
Warto także zauważyć, że debiut katalogu Netflix Games idealnie zbiegł się w czasie z małym kryzysem w branży gamingowej. Z jednej strony ceny kart graficznych poszybowały do tak horrendalnych kwot, że o kupnie topowych model do grania na Ultra mogą pomarzyć tylko najbogatsi gracze. Z drugiej zaś konsole dziewiątej generacji w skali globalnej wciąż są towarem deficytowym. Nie można zapominać także o małym zawodzie, jakim okazał się debiut Switcha OLED. Choć konsola spotkała się z dość ciepłym przyjęciem, gracze liczyli na to, że Nintendo wypuści model Pro z wydajniejszym układem przystosowanym do skalowania rozdzielczości do 4K.
W takiej atmosferze zapowiedź włodarzy Netflixa o wejściu do branży gamingowej może przykuć uwagę wielu odbiorców, nawet jeśli dziś z pobłażaniem podchodzą do tego, co oferuje growa biblioteka streamingowego giganta. W końcu za kilka lat może okazać się, że Netflix Games przeistoczy się w twór pokroju Google Play Passa bądź Apple Arcade, usługi ze ściśle wyselekcjonowanymi produkcjami mobilnymi o wysokiej jakości.
W zasobach tej pierwszej usługi znajdziemy takie tytuły jak
This War of Mine,
Stardew Valley,
Game Dev Story czy
This Is The Police 2, bardzo przyzwoite tytuły, za które w regularnej dystrybucji trzeba zapłacić po kilkadziesiąt złotych za każdy. W subskrypcji Google Play Pass otrzymujemy je za 23 zł miesięcznie. A jeśli zdecydujemy się na roczną subskrypcję, miesięczny koszt usługi spadnie do niespełna 12 zł.
Biblioteka Google Play Pass składa się z setek gier, mimo to pakietowanie ich w ramach subskrypcji prawdopodobnie jest opłacalne dla twórców gier, skoro Google udało się ściągnąć zarówno niszowe produkcje, jak i takie z najwyższej półki mobilnej. Jeśli Netflix zacząłby wypłacać marże gamingowym partnerom biznesowym, opierając się na tym, ile czasu spędzamy w poszczególnych tytułach Netflix Games, biblioteka streamingowego giganta mogłaby zaroić się od podobnych produkcji. I to nawet bez wprowadzania dodatkowego progu abonamentu.
Potencjał Netflixa na rozwój w tym segmencie cyfrowej rozrywki jest ogromny. Korporacja ma jedną zasadniczą przewagę nad większością gamingowych platform subskrypcyjnych – już na starcie dysponuje milionami aktywnych użytkowników. Xbox może mieć swojego Game Passa, Sony PlayStation Plus, a Google Play Passa, jednak w momencie startu wspomnianych usług korporacje musiały przekonać do nich swoich dotychczasowych klientów. Owszem, szeroka baza potencjalnych użytkowników ułatwiła wypromowanie tych subskrypcji, jednak Netflix zaczyna ze znacznie bardziej komfortowej pozycji.
Platforma Reeda Hastingsa wyrobiła sobie renomę wśród miłośników filmów i seriali, pośród których z pewnością znajduje się wielu zagorzałych graczy. Dorzucenie do biblioteki gier mobilnych od razu odda te tytuły w ręce przeszło dwustu milionów odbiorców. Dość dobry start jak na nowego gracza w branży, prawda?
Nie zdziwię się, jeśli za kilka lat Netflix dorobi się kilku porządnych tytułów mobilnej klasy AAA, które staną się łakomym kąskiem dla graczy stroniących dotąd od grania na smartfonach. I jeśli pomysł z rozszerzeniem portfolio o nowy segment rynku wypali, firma może zaostrzyć swoją politykę współdzielenia kont, motywując swoje działania koniecznością zadbania o dobro nowych partnerów biznesowych.
I jeśli biblioteka Netflix Games pełna będzie tytułów zarówno dla niedzielnych graczy, jak i hardcorowych gamerów, ruch ten prawdopodobnie nie spotka się ze zbyt dużym oporem. W końcu w ramach jednej usługi otrzymamy tak naprawdę dostęp do dwóch różnych subskrypcji. Pierwszej skrojonej z myślą o miłośnikach filmów, drugiej – graczach mobilnych.
Wyobrażam sobie także inny scenariusz, w którym pełne portfolio gamingowe będzie dostępne za dodatkową opłatą. Jeśli w zamian za 10-12 złotych Netflix dałbym mi dostęp do uporządkowanej biblioteki gier, gotów byłbym dopłacić coś ekstra do abonamentu, aby zagrać w interesujące mnie produkcje bez konieczności obcowania ze Sklepem Play.
A jeśli w przyszłości pojawiłaby się szansa, aby w ramach Netflix Games zadebiutowały także gry klasy AAA strumieniowane z chmury, potencjał takiej hybrydowej, filmowo-gamingowej platformy wzrósłby diametralnie
To wszystko sprawia, że Netflix Games jawi się w moich oczach jako czarny koń rynku subskrypcyjnych usług gamingowych. Nie dlatego, że ma szansę wyprzeć Xbox Game Passa, GeForce’a NOW czy PlayStation Plus. W pewnym momencie może po prostu przeistoczyć się w obowiązkową platformę drugiego wyboru dla graczy zainteresowanych tytułami mobilnymi. W końcu nawet jeśli znudzimy się udostępnionymi tam tytułami, serwis będzie mógł zatrzymać nas przy sobie regularnie dodawanymi filmami i serialami oryginalnymi.
Jeśli raz damy się uwieść takiej filmowo-gamingowej hybrydzie subskrypcyjnej, prawdopodobnie zostaniemy z nią na dłużej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h