Krzysztof Dudek był jednym z gości specjalnych 7. edycji Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi. Obok profesora Tadeusza Lubelskiego, profesora Tadeusza Szczepańskiego i Grażyny Torbickiej brał udział w debacie dotyczącej kina historycznego, podczas której rozmawiano o ostatnich filmach przedstawiających wydarzenia z przeszłości Polski oraz nadchodzących Wałęsie i Mieście 44.
DAWID RYDZEK: Czy Wałęsa. Człowiek z nadziei wzbudzi podobne emocje, jak Człowiek z żelaza?
KRZYSZTOF DUDEK: Mam nadzieję! Aczkolwiek kontekst historyczny jest tutaj oczywiście zupełnie inny. Mówiąc o Człowieku z żelaza, miałem na myśli połowę lat 80. i panującą wtedy kompletną beznadzieję. Ja byłem tym pokoleniem, które straciło wszelkie złudzenia co do możliwości naprawy dawnego systemu. Mogliśmy się poddać i żyć w upodleniu albo emigrować – to były jedyne opcje. Atmosfera była bardzo gorąca. Okoliczności przy Wałęsie są zaś nieco inne. Mamy wolną Polskę i przypominamy tylko pewną historię, nie chcemy całkowicie zmieniać rzeczywistości. To będzie bardzo ważny film i dużo się będzie o nim dyskutować. Właściwie już to się zaczęło, bo pojawiają się pierwsze teksty mówiące, że to film zafałszowany, padają też zarzuty pod adresem Wałęsy związane z jego przeszłością. Ale myślę, że to dobrze. To przedłuża żywotność tego tematu, coraz więcej będziemy się o tym dowiadywać.
Jak wygląda świadomość Polaków w kwestii postaci Lecha Wałęsy i jego dokonań?
- Nie pamiętam teraz konkretnych wyników badań, ale niestety nasza znajomość historii wypada bardzo słabo. W szczególności źle jest wśród ludzi młodych, na co wpływ ma system edukacji. To, co działo się po 1945 roku albo nie jest ujęte w programie, albo nauczyciele nie zdążają tego zrealizować.
Ja nigdy nie wyszedłem na lekcjach historii poza II wojnę światową.
- Tymczasem rok 1989 jest kluczowy – wtedy dopiero na dobre zamknęliśmy etap II wojny światowej. Luki edukacyjne są znaczne i powodują zatrważający stan niewiedzy na temat historii najnowszej.
Wałęsa. Człowiek z nadziei może wpłynąć na poprawę sytuacji?
- Zawsze przygotowujemy całą kampanię społeczno-edukacyjną. Zaczęło się od Katynia, gdzie prowadziliśmy kampanię billboardową i wyprodukowaliśmy symboliczny guzik katyński, który rozszedł się w kilkuset tysiącach egzemplarzy. Bardzo mocno promowaliśmy temat w Internecie, przypominaliśmy również inne produkcje dokumentalne dotyczące zbrodni katyńskiej. O historii opowiadają też muzycy. Przy okazji premiery filmu Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł świetny utwór nagrał Kazik. Z Wałęsą będzie podobnie. Język popkultury jest niezwykle ważny, stanowi najlepszy nośnik do zainteresowania historią.
Trzeba też zmniejszyć stan niewiedzy za granicą.
- Tam zupełnie nie zna się historii Polski. Nawet nasi najbliżsi sąsiedzi nie mają pojęcia o najważniejszych wydarzeniach w naszym kraju. Można temu przeciwdziałań tylko językiem filmu, tylko tekstem kultury. To dzieło uniwersalne, będzie rozumiane wszędzie. Mnie osobiście marzy się polski Braveheart. Takich momentów jak powstanie Wallace’a mamy w naszej historii całą masę. Szkoda, że Mel Gibson nie jest w najlepszej formie (śmiech). Braveheart, podobnie jak wcześniejszy Rob Roy, znakomicie przypomniał Szkotom ich historię. Fantastyczny był również "Michael Collins" o IRA i walce Irlandczyków o niepodległość. Żałuję, że my z takim rozmachem filmów nie robimy i nie potrafimy się przebić.
Da się zrobić jednocześnie zrobić film dla Polaków i film na eksport?
- Można robić kino hermetyczne, ale lepiej sięgać do bardziej popularnych form. Takiego Gladiatora i Szeregowca Ryana widziały na przykład setki milionów widzów. Bardzo dużo ostatnio dzieje się również w kinie chińskim czy koreańskim. Głośno było ostatnio na przykład o przedstawiających rzeź w Nankinie Kwiatach wojny. Takim właśnie językiem powinno posługiwać się kino polskie. Jeżeli nasze możliwości nie pozwalają robić takich filmów, szukajmy koproducentów. Zachęcajmy twórców z Hollywood, żeby razem z nimi robić jakieś produkcje.
O nas nikt filmów nie kręci.
- Polska w zagranicznej kinematografii właściwie nie istnieje. Historia naszego kraju w II wojnie światowej też jest marginalizowana. Co nieco było w "Wyborze Zofii" czy "Enigmie", ale to wyjątki potwierdzające regułę. Kwestia rozprawy z komunizmem i systemem totalitarnym w ogóle ominęła Hollywood.
Czyli odpowiedzialność ciąży na nas?
- Niestety nikt nie będzie nas wyręczać. Myślę jednak, że możemy próbować zainspirować innych historią naszego kraju. Postacie z kart historii Polski to właściwe gotowe scenariusze.