Norsemen to norweski serial, który opowiada o perypetiach mieszkańców wikińskiej osady Norheim. Powstał na fali popularności tematyką kultury i historii wikingów, która w ostatnich latach objawia się w wielosezonowych produkcjach telewizyjnych, jak na przykład Wikingowie. A wyróżnia się tym, że serial jest czarną komedią. Bo kto, jak nie Norwegowie, zna się lepiej na kulturze ich przodków i wie, z czego się śmiać? Aby nie zniechęcić międzynarodowej widowni rodzimym językiem, serial kręcono jednocześnie w dwóch wersjach: norweskiej i angielskiej (dostępnej na Netflixie). Aktorzy mają mocny skandynawski akcent, ale przynajmniej go nie udają. Przez to, że zmagają się z językiem obcym, serial zyskuje pod względem komediowym. Ale to tylko jeden ze specyficznych elementów humorystycznych Norsemen. Zacznijmy od początku. W pierwszym sezonie Norsemen oglądamy, jak Orm, zniewieściały brat wodza, przejmuje władzę nad osadą Norheim i z pomocą rzymskiego niewolnika Rufusa postanawia zmienić ją w stolicę kultury. Plany krzyżuje mu najazd jarla Varga, który rości sobie prawa do mapy prowadzącej na zachód. W drugim sezonie jarl Varg odgrywa większą rolę, ponieważ planuje zemstę na Arvidzie i Frøyi (Silje Torp) za okaleczenie go w poprzedniej serii. W przejęciu mapy dla jarla pomaga Orm, który został zdegradowany do roli niewolnika. Spisek prowadzi do kolejnych zdrad i intryg. Z kolei trzeci sezon w całości poświęcony jest… retrospekcjom. Opowiada historię osady sprzed pierwszych dwóch serii, skupiając się na genezie Varga i Orma. Daje także możliwość zaistnienia bohaterom, których szybko pożegnaliśmy w serialu. Fabułę wzbogacił nowy wróg, jarl Bjørn (Thorbjørn Harr), przeciwko któremu stanęli do walki ramię w ramię wojownicy Varga i z osady Norheim. Dzięki temu doczekaliśmy się starcia dwóch wielkich armii, jak przystało na serial o wikingach. A że powód jego był tragikomiczny? Takie jest właśnie Norsemen! W serialu nie brakuje pojedynków na miecze, najazdów na angielskie ziemie, wypraw morskich, bitew, a co za tym idzie również trupów. Ale bądźmy szczerzy – to nie jest rozmach bogatszych produkcji dramatyczno-historycznych, w których aktorzy broczą w błocie i krwi, wywijając mieczami w pięknych choreograficznych układach. Starcia są krótkie i mało efektowne, ale nie można im odmówić makabryczności. Zresztą o aktorach w Norsemen trudno mówić, że są w swojej najwyższej formie fizycznej, nie wspominając, że podczas castingu do poszczególnych ról uroda raczej nie miała znaczenia. I bardzo dobrze, bo obsada jest naprawdę świetna i utalentowana. Bohaterowie Norsemen to bardzo ciekawa grupa osobników, która dostarcza wielu powodów do śmiechu. Postacią będącą najczęściej obiektem żartów jest Orm (Kåre Conradi), który niezdarnie zaprzecza swojemu homoseksualizmowi, a jego tchórzostwo, kombinatorstwo i odrzucenie przez społeczność rozbawia. Ma wrażliwą duszę, ale woli splamić ręce krwią, niż przyznać się do winy. Nie jest niewiniątkiem, choć chciałby za takiego uchodzić. Jednak najbardziej wyróżnia się jarl Varg, którego gra bardzo specyficznie i dziwnie Jon Øigarden. Nie ma drugiego takiego czarnego charakteru. To wcielenie zła. Z kolei Arvid (Nils Jørgen Kaalstad) to nieco otyły wikiński wojownik o dobrym sercu, który nie grzeszy inteligencją (ani urodą), ale za to ma duże powodzenie u kobiet. Wątki romansowe z nim czasem potrafią wywołać uśmiech, ale są raczej najsłabszą stroną serialu. Cwana Hildur (Marian Saastad Ottesen) i chciwa Liv (Kristine Riis) przebiegle manipulują uczuciami Arvida, aby osiągnąć własne cele, ale rzadko dają okazję do śmiechu. Natomiast jego miłosna historia z atletycznie zbudowaną tarczowniczką Frøyą ma kilka ciekawych zwrotów akcji. Bohaterem, który kradnie show, na krótko pojawiając się na ekranie, ale za każdym razem wzbudzając wiele sympatii i wesołości, jest Kark (Øystein Martinsen). Bardzo lubi być niewolnikiem, a do tego ma interesujące pochodzenie. Jest jeszcze wiecznie niezadowolony Rufus (Trond Fausa), rzymski artysta teatralny, który trafił do niewoli, ale szybko zyskuje sobie zaufanie naiwnego Orma. To z nim wiąże się wiele obrzydliwych żartów. Warto też powiedzieć, że drugi plan prezentuje się również znakomicie, wypełniając fabułę różnymi zabawnymi wypowiedziami lub dialogami.
fot. materiały prasowe/Viafilm
+5 więcej
Jednak humor nie jest najmocniejszą stroną Norsemen. Jest przaśny, bywa grubiański, poniżej pasa i obrzydliwy. Ale trzeba mu oddać, że całkiem celnie twórcy potrafią naśmiewać się z wikińskiej kultury, stereotypów, wierzeń czy rytuałów. W tych wypadkach wychodzi, jak cenna jest wiedza, którą mogliśmy nabyć z seriali o wikingach lub innych źródeł, ponieważ łatwiej zrozumieć niektóre humorystyczne akcenty. Najbardziej chyba bawią te słowne żarty, w których bohaterowie kwestionują sens zwyczajów lub odwołują się do terminologii i sposobu myślenia współczesnego świata. Postacie lubią również pofilozofować albo skomentować modowe upodobania, co też wychodzi zabawnie. A od czasu do czasu slapstickowy humor, którego jest sporo w serialu, też rozśmiesza. Natomiast warto podkreślić, że nie jest to rodzaj humoru przeznaczony dla wrażliwych osób. W Norsmen nie ma tematów tabu, poprawności czy zahamowań. Tematami do śmiechu są: niewolnictwo, gwałty, seks, homoseksualizm, handel ludźmi czy przemoc. Nie brakuje makabrycznych scen, które niektórych mogą rozbawić tym, że są tak przerysowane. Choć humor w serialu to kwestia gustu, a fabuła jest nieco prymitywna, to jeśli przyjrzeć się jej bliżej, to można odkryć, że charaktery bohaterów są całkiem złożone. Trapią ich smutek, samotność, wstyd, niezrozumienie czy rozczarowanie. Z jednej strony są to powody do śmiechu, ale z drugiej też do współczucia. Serial wcale nie jest pozbawiony emocji, których najwięcej jest w trzecim sezonie. Warto jeszcze wspomnieć, że Norsemen imponuje pod względem kostiumów. Nie są może nadzwyczajnie bogate, ale wyglądają wiarygodnie, podobne jak scenografia, co pozwala nam łatwo przenieść się do końcówki VIII wieku. Nie mogło również zabraknąć charakterystycznych fryzur, bród i warkoczyków. A piękne widoki fiordów, wzgórz i skałek cieszą oczy, dodając serialowi skandynawskiego klimatu, tak samo jak ludowa i instrumentalna muzyka. Norsemen nie jest komedią dla każdego, bo trzeba mieć do niej dystans. Humor jest specyficzny, ale niekiedy przypomina stylem Monty Pythona, co może się podobać. Nie można też odmówić twórcom, że dbają o swoich bohaterów, a fabuła choć jest prosta, to potrafi zaskoczyć. Aż dziwi, że jeszcze nie zabrakło im pomysłów na nowe żarty. Kto by pomyślał, że wikingowie mogą dostarczyć nieco innej, wesołej rozrywki? Jednak ostrzegam – ten serial wciąga!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj