Kości i plastelina
„8 maja 1978. Prace nad filmem idą pełną parą. Budowa statku kosmicznego jest na ukończeniu. Wygląda nieźle. Małe modele krajobrazu i wejścia do statku są gotowe. Ludzie, którzy je budowali, nie mają pojęcia o mojej architekturze. Powiedziałem im, że do budowy powinni użyć kości i plasteliny...” – fragment pochodzi tekstu na VICE Polska o monografii nieżyjącego już H.R. Gigera. Zapiski szwajcarskiego artysty sugerują, że już przy pracy nad pierwszym filmem o Obcym nie do końca rozumiano pierwotny zamysł ojca kreatury. Oczywiście czym innym jest artystyczna wizja, czym innym kręcenie horrorów dla mas. Może dlatego stwór przeżył swojego stwórcę; tylko po to, by stać się jedynie cieniem samego siebie – kolejnym potworkiem z bogatej galerii zagrożeń czyhających na ludzi w bezkresie kosmosu.Co się stało?
Jestem jednym z tych ziomków, który poświęcił wiele wolnego czasu na przypominaniu sobie dwóch pierwszych części Obcego. Należę też do grupy osób, które lubią film Davida Finchera. Akceptuję istnienie Przebudzenia Jean-Pierre Jeuneta. Natomiast produkcje, w których Xenomorphy leją się z Predatorami, powinny zostać zapomniane, a kopie zakopane w ziemi i posypane wapnem. Tak mi się wydaje. Poza tym mam spory problem z powrotem po latach do świata Obcego, jaki zaserwował nam człowiek, który to wszystko zaczął – Ridley Scott. Reżyser przy okazji promocji swojego filmu Obcy: Przymierze, wspomniał, że gdyby nie wspaniała obsada, odpowiedni budżet i fenomenalny stwór, jego pierwszy obraz z całej serii byłby jedynie filmem klasy B, historią o nawiedzonym domu (tyle że w kosmosie). Dlatego w „Prometeuszu”, jak i we wspomnianym Obcy: Przymierze, Scott postanowił skoncentrować się nie tyle na samym potworze, do którego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, a na rzeczach, które ostatecznie zburzą ten „nawiedzony dom” i spuszczą w kiblu nadzieję na dobry film o Obcym: na genezie stwora, napompowanym zastanawianiu się skąd jesteśmy i filozoficznych dysputach o tym, ile jest człowieka w robocie. Może dlatego z czasem zacząłem patrzeć znacznie przychylniejszym okiem na tanie filmowe podróbki, które naśladowały mainstreamowe oryginały. Wszakże te produkcje od samego początku były świadome swojej ułomności, wtórności, a nieraz wręcz komizmu. Koegzystowały ze światem wielkiego kina, bezczelnie podkradając tropy z kolejnych wysokobudżetowych produkcji o Obcym. Licząc na ochłapy zainteresowania. Ich oglądanie nie frustruje tak bardzo, jak zmarnowany potencjał historii o potworze z kosmosu, gdzie nikt nie usłyszy naszych krzyków.Nawiedzony dom w kosmosie
Nie wolno nam jednak zapomnieć, że początek tej podróży był piękny. Niesamowity. „Podobno Ridley Scott miał sen: śnił o podróżującym w przestrzeni gotyckim zamku, w którym odcięte dłonie zakończone biczami próbowały chwycić go za twarz i udusić, a potem po mrocznych, niekończących się labiryntach ścigała go niewyraźna zmora, ni to szkielet, ni to owad, ni to drapieżnik” (cytat pochodzi z polskiego czasopisma poświęconego literaturze fantastycznej „Fenix” 6/98: „Obcy: historia pewnego koszmaru”). Nie mam pojęcia, czy historia snu jest prawdziwa, jednak niewątpliwie pokrywa się z tym, co dostali widzowie w 1879 roku; historię totalnie na serio. Kosmos nie był miejscem potyczek niezliczonych ras, ani ostateczną granicą. Był po prostu kolejnym miejscem pracy dla ludzi z klasy robotniczej. Co więcej, Scott dając główną rolę kobiecie – co w tamtych czasach było ewenementem – pozwolił Sigourney Weaver stworzyć postać dzielnej porucznik Ellen Ripley, która utorowała drogę dla wszystkich późniejszych heroin współczesnego kina. Było w tym jednak coś jeszcze. Jak wspomina Tom Seymour, autor tekstów na Broadly: Obcego określono kiedyś jako „film o gwałcie, którego ofiarami są mężczyźni”. Wszakże pierwszą ofiarą nieznanej formy życia jest Kane (grany przez Johna Hurta), który najpierw zostaje zapłodniony kolejnym stadium potwora, by następnie jego „potomstwo” rozerwało mu klatkę piersiową w brutalnym akcie „porodu”. Scenariusz Dana O’Bannona idealnie współgrał z biomechanicznymi wizjami szwajcarskiego artysty H.R. Gigera, które zebrał w „Necronomiconie” (dokładnie mowa o Necronom IV, z 1976 roku), transformując obraz, w którym seksualność – coś, co zazwyczaj kojarzy nam się z czymś przyjemnym – zmienia się w strach, przemoc i śmierć.Tańszy Obcy
Jednym z pierwszych, który także postanowił zarobić na popularności Obcego, był Roger Corman, król kina klasy B, który w 1981 roku dał światu koszmarek o nazwie Galaxy of Terror. Film wyreżyserował Bruce D. Clark i jest to obraz o tyle ważny, że nad jego scenografią pracował James Cameron, który kilka później nakręcił „ Obcy – decydujące starcie”; przez wielu uważany za najlepszy sequel w historii. Na spowitej mrokiem, górzystej planecie o nazwie Morganthus rozbija się statek, ostatni z ocalałych członków załogi wysyła w kosmos wołanie o pomoc. Chwilę później zostaje przez coś zabity. Sygnał odbiera Wielki Mistrz (najwyraźniej jakiś imperator, czy coś, bo w filmie nie jest to do końca wytłumaczone — jak zresztą wiele innych rzeczy), który wysyła na misję ratunkową załogę innego statku. Ci natomiast, po dotarciu na miejsce odkrywają tajemniczą budowlę, piramidę emanującą energią, która nie pozwala im odlecieć. Coś zaczyna kolejno mordować członków misji ratunkowej.Dajcie nam więcej potworów!
W 1986 roku James Cameron dał nam kontynuacje historii Scotta, zamieniając przy tym wspomniany wyżej „kosmiczny dom strachu” Ridleya w koszary, a ucieczkę po kiepsko oświetlonych korytarzach w wojnę z całą armią potworów. Po dziś dzień fani serii oraz krytycy filmowi spierają się, czy kontynuacja jest lepsza od oryginału. Sukces sequela był tak ogromny, że od razu podjęto decyzję o kręceniu kolejnej części. W sieci można nawet znaleźć zwiastun sugerujący, że trzecia odsłona walki porucznik Ripley z Xenomorphami będzie miała miejsce na Ziemi.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj