Indiana Jones to jeden z najbardziej znanych bohaterów kina przygodowego lat 80. Odtwórca głównej roli, Harrison Ford, do dziś jest kojarzony z lassem i kapeluszem, a na samo brzmienie tytułu filmu, wielu z nas z miejsca słyszy charakterystyczny motyw muzyczny Johna Williamsa. Nie da się ukryć - Indiana Jones wyrósł na popkulturową ikonę, na której wychowywało się niejedno pokolenie. Nieśmiało licząc, że i Wy przejawiacie swego rodzaju sentyment względem bohatera, dziś zaprezentuję Wam ciekawostki oraz zdjęcia z planu, które pozwolą raz jeszcze zanurzyć się w ten klimatyczny, przygodowy świat. Zacznijmy od początku, a zatem od filmu Raiders of the Lost Ark. Produkcja debiutowała jeszcze w 1981 roku i jest jedyną częścią z serii, w której tytule nie widnieje imię ani nazwisko głównego bohatera. Warto też wspomnieć, że to jedyny z filmów o Indianie Jonesie, który doczekał się oscarowej nominacji w kategorii Najlepszy film, a to już nie lada osiągnięcie. Za sterami stał oczywiście Steven Spielberg, twórca wszystkich części z tej serii, zaś producentem był George Lucas, twórca Gwiezdnych Wojen. Gdy rozpoczynały się wstępne prace i samo planowanie produkcji, szacowano, że będzie to przeciętny film przygodowy - koniec końców okazało się jednak, że całość ma budżet w wysokości 18 milionów dolarów. To jednak dopiero początek - dobrym zilustrowaniem tego, jaką popularność zyskała cała seria na przełomie kolejnych lat, będzie wspomnienie w tym miejscu, że ostatnia część dysponowała budżetem w wysokości już nie kilkunastu... a 185 mln dolarów. Skoro już mowa o George Lucas, warto wspomnieć, że kolejnych częściach Indiany Jonesa znalazło się specjalne miejsce dla odwołań do słynnej Gwiezdnej Sagi. Już w filmie Poszukiwacze zaginionej Arki można dostrzec podobizny R2D2 i C-3PO wyryte na zabytkowej skrzyni; w filmie Indiana Jones and the Temple of Doom Willie Scott śpiewa w klubie Obi-Wan, natomiast w części Indiana Jones and the Last Crusade słychać nawet imperialny marsz Dartha Vadera - konkretnie w scenie, w której żona Donovana wchodzi do pokoju i narzeka, że mąż lekceważy gości. Fani Gwiezdnych Wojen na pewno znają teorię, która głosi, że cała seria Indiana Jones to nic innego jak realistyczne przygodowe sny Hana Solo, który jest zamrożony w karbonicie (dla niewtajemniczonych - Solo również grał Harrison Ford).
fot. materiały prasowe
Wróćmy jednak do pierwszej części filmu, bo i w niej możemy odkryć szereg intrygujących i nieoczywistych ciekawostek. Plan zdjęciowy rozstawiono między innymi w gorącej Tunezji. O tym, jak bardzo było gorąco, najlepiej wiedzą członkowie ekipy i sam reżyser - w wielu wywiadach wspominali oni, że upały były nie do wytrzymania, a producenci robili wszystko, by zakończyć ten etap zdjęć jak najszybciej i błyskawicznie ewakuować się w bardziej umiarkowane miejsca. To jednak nie jedyny problem, z jakim tamtego czasu mierzyli się twórcy i aktorzy - jak się okazuje, znaczna część ekipy zatruła się afrykańskim jedzeniem. Uniknął tego jedynie reżyser, który zawsze miał na planie własne puszkowane posiłki z zaufanych źródeł. Zawirowania na tunezyjskim planie trwały jednak na szczęście stosunkowo krótko - Spielberg skrócił czas zdjęciowy z sześciu do czterech i pół tygodnia, kończąc wszystkie sceny znacznie przed czasem. Dzięki temu cały film był gotowy o 12 dni wcześniej niż początkowo zakładano, a ekipa mogła wreszcie odpocząć od trudnych warunków realizacji. Jak wszyscy fani doskonale wiedzą, Indiana Jones panicznie boi się węży. Pech chciał, że w filmie Poszukiwacze zaginionej Arki tych pełzających stworzeń było co niemiara. I bynajmniej nie jest to przesada - jak wskazują źródła, na potrzeby realizacji jednej ze scen, producenci przeszukali każdy sklep zoologiczny w Londynie i Anglii Południowej, byleby tylko nazbierać jak najwięcej gadzich statystów. Gdy już przetransportowano je na plan, okazało się, że to nawet nie połowa wymaganej liczby - z tak skromnym gronem scena w komnacie pełnej węży nie wyglądałaby wystarczająco spektakularnie, w związku z czym zdecydowano się dołożyć do tego tłumu gumowe węże w charakterze "sztucznego tłumu". Efekt murowany - scena wypadła naprawdę przekonująco, a niewprawne oko widza nawet nie zauważyło, że nie wszystko, co ma pełzać, rzeczywiście pełza. Byliście na tyle spostrzegawczy by wyłapać gumowe węże? Przypomnijcie sobie tę scenę jeszcze raz. Co ciekawe, sam Harrison Ford prywatnie nie boi się węży. Niestety na ich widok w panikę wpadała Karen Allen oraz jej dublerki - okazało się to nie lada problemem dla twórców filmu, ponieważ tym sposobem nie mieli żadnej aktorki, gotowej zagrać tę scenę. Jak się potem okazało, dla chcącego nic trudnego - w scenie, w której Marion stoi wśród gadów i przepędza je pochodniami, wykorzystano obecność jednego z hodowców węży, Stevena Edge'a. Mężczyzna musiał tylko ogolić nogi, przywdziać sukienkę i buty na obcasie i już mógł wcielać się w bohaterkę podczas ujęć od pasa w dół. Warto wspomnieć, że węże nie były jedynymi przerażającymi kreaturami, z jakimi aktorzy musieli obcować na planie - Alfred Molina, dla którego Poszukiwacze zaginionej Arki byli debiutem filmowym, już w jednej z pierwszych scen musiał się poświęcić i pozwolić na to, by obsiadły go tarantule. Ciekawostek realizacyjnych ciąg dalszy - w filmie pojawia się scena, w której Indiana grozi nazistom. Widzimy w niej bohatera granego przez Paul Freeman, do którego uchylonych ust w pewnym momencie wchodzi mucha. Wbrew powszechnemu przekonaniu, aktor wcale jej nie połknął - jak sam podkreślał w wywiadach, owad odleciał tuż po tym jak wylądował, jednak Spielberg i Lucas uznali, że bardzo zabawnie będzie wyciąć kilka kadrów tak, by widzowie nie dostrzegli, jak mucha wylatuje. W ten sposób narodziła się teoria, że Freeman rzeczywiście ją połknął, a sam ten moment trafił nawet na listę magazynu Empire, na której wymieniono "sceny, w której widzowie przed odbiornikami najczęściej naciskają pauzę". Zobaczcie sami, jak przekonująco to wygląda: Jeśli chodzi o pracę nad wszystkimi filmami z serii Indiana Jones, warto wspomnieć, że Harrison Ford wykonywał wiele scen kaskaderskich samodzielnie - w tym także tę, w której zostaje przeciągnięty za jadącą ciężarówką w filmie Poszukiwacze zaginionej Arki. Aktor posiniaczył sobie przy tym żebra, jednak nigdy tego nie żałował - jak sam wspominał w wywiadach, gdyby ten wyczyn był naprawdę niebezpieczny, nikt z ekipy nie pozwoliłby na jego realizację. Przy okazji - pamiętacie może scenę z filmu Indiana Jones and the Last Crusade? Tę, w której Jones zahaczony o lufę czołgu niemal zdziera sobie plecy na kamiennej ścianie? Tutaj również grał Ford we własnej osobie - w tym samym czasie reszta ekipy posypywała go łopatami gruzu i popiołu stojąc na jadącym czołgu, by nadać temu jeszcze większy poziom realizmu. Czego to się nie zrobi dla roli... Ostatnia krucjata jednak nie była drugim filmem z kolei - najpierw swoją premierę miała produkcja Indiana Jones and the Temple of Doom, ta w której bohaterowie wyrywali serca i jedli mrożone mózgi małp (swoją drogą wykonane z kremu i sosu malinowego). Film obfitował w mnóstwo atrakcji i scen, które wywoływały ciarki na plecach oglądających - okazuje się jednak, że i tak wiele nas ominęło, ponieważ ze scenariusza usunięto zaplanowane wcześniej sceny walk psów, picia krwi oraz przemiany w zombie obdarzonych supermocami. Brzmi szalenie, zatem może i szkoda, że nie doszło do realizacji tego pomysłu - nie zmienia to jednak faktu, że Świątynia zagłady to prawdopodobnie ta część, w której na ekranie najwięcej się dzieje. Co ciekawe, mimo, że jest to kontynuacja serii, sam film nie jest sequelem - jego akcja rozgrywa się przed wydarzeniami z Poszukiwaczy zaginionej Arki, o co walczył sam George Lucas. Jak argumentował, nie chciał, by kolejny raz z rzędu przeciwnikami Jonesa byli naziści, w związku z czym tym razem akcję osadzono w klimatach wierzeń i plemion. Kate Capshaw, która w filmie grała towarzyszkę Jonesa, Willie Scott, w jednej ze scen musiała pozwolić na to, by wspinały się po niej robaki. Na potrzeby realizacji sceny w pułapce, aktorka została pokryta ponad dwustoma przeróżnymi insektami, które wplątywały jej się we włosy i chodziły po całym ciele. Zapewne nie zdziwi Was, gdy powiem, że musiała wykonać scenę na lekach uspokajających - strach, jaki odczuwała przed tym wyzwaniem, był początkowo paraliżujący. Aktorka stanęła również przed inną przerażającą sceną - miała skonfrontować się z potężnym wężem, znacznie większym niż ten ze sceny z trąbą słonia. Capshaw nie dała rady przełamać swojego strachu i koniec końców zdecydowano się na rezygnację z tego pomysłu. Spielberg, który jest prywatnie mężem aktorki, żartował w wywiadach, że jedynym powodem, dla którego Capshaw zdecydowała się za niego wyjść, jest to, że odpuścił jej scenę z wężem. W innej scenie bohaterowie musieli pokonać wiszący nad przepaścią most. Jak się okazuje, ta jedna konkretna scena realizowana była nie tylko w odstępach czasowych, ale na trzech kontynentach! Sam most znajdował się na Sri Lance, gdzie nakręcono również te ujęcia, w których Indiana Jones przecina grube więzy mieczem. Sceny, w których przepołowiony już most zwisa z klifu, a wraz z nim nad przepaścią wiszą bohaterowie, powstały w Elstree Studios w Londynie - a zatem w otoczeniu znacznie bardziej bezpiecznym. Ujęcia na aligatory w wodzie powstały natomiast na Florydzie, gdzie nakręcił je producent, Frank Marshall. A teraz czas na ciekawostki z wspomnianej już części Indiana Jones i Ostatnia krucjata - tej, w której młody Jones i jego ojciec wybierają się na poszukiwania Świętego Graala. Tym razem wrogami znów są naziści - film służy już jako pełnoprawny sequel pierwszej części. Spielberg wspomniał, że zdecydował się na stworzenie tego filmu z dwóch powodów - po pierwsze, by wypełnić umowę na trzy filmy, jaką zawarł z George'em Lucasem. I po drugie: by odpokutować za poprzednią część, Świątynię Zagłady, która według niego jest najsłabszym filmem z serii - najbardziej mrocznym, dziwnym i zdecydowanie przesadzonym.  Tak się złożyło, że jedna ze scen Ostatniej krucjaty miała się początkowo znaleźć właśnie w Świątyni Zagłady - mowa o pościgu samolotem, w którym udział wzięli Indiana Jones i jego ojciec. Decyzja o opuszczeniu tej sceny w poprzednim filmie wynikała z chęci zaoszczędzenia - ekipa znacznie naginała budżet, a wyrzucając tylko tę jedną sekwencję, udało im się zaoszczędzić okrągły milion dolarów. Tak, jak w poprzednich częściach serii Indiana Jones mieliśmy robaki, węże i pająki, tak teraz przyszła pora na szczury - jak pamiętamy, w scenie w podziemiach biblioteki bohaterowie muszą przedostać się przez kanał pełen gryzoni. Nie były to jednak przypadkowe szczury z ulicy - te osobniki wyhodowano specjalnie na potrzeby produkcji filmu, w ściśle nadzorowanych warunkach. Producenci nie mogli bowiem pozwolić na to, by w scenie udział wzięły takie gryzonie, które mogą przenosić choroby. Poza prawdziwymi stworzeniami, w scenie wykorzystano także sztuczne modele, zaś w momencie, w którym w kanale wybucha pożar i podnosi się ich pisk, wykorzystano nagranie dźwięków wydawanych przez pisklęta kur, które następnie obrobiono na etapie miksowania audio. A tak na marginesie - to właśnie scena w kanale zaważyła na tym, że rolę Elsy odrzuciła Amanda Redman, która była pierwszą kandydatką. Prywatnie aktorka panicznie boi się szczurów i nie mogłaby zdecydować się na film, w którym musiałaby zagrać w ich otoczeniu.
fot. materiały prasowe
Co ciekawe, po zakończeniu zdjęć do produkcji Ostatnia krucjata (a było to w 1989 roku), Harrison Ford zachował świetną formę fizyczną i po blisko dwudziestu latach przerwy bez problemu zmieścił się w kostium Jonesa właśnie z planu tamtej produkcji. Przyszła pora, na kolejną kontynuację przygód odważnego archeologa - tak powstał film Indiana Jones and the Kingdom of the Crystal Skull, sequel, który - rzec można - okazał się nieco wymuszony. To bowiem ta część spotkała się z największą krytyką ze strony widzów i jako jedyna nie otrzymała ani jednej nominacji do Oscara. Dla odmiany, Spielberg dostał za nią przepiękną Złotą Malinę w kategorii "Najgorszy prequel, remake albo sequel" - Królestwo Kryształowej Czaszki to jedyny film Spielberga, który otrzymał tę niechlubną antynagrodę. Mimo upływu lat, Harrison Ford dalej dzielnie spisywał się na planie - to na życzenie aktora nakręcono sceny z lassem Indiany Jonesa, choć producenci usiłowali go przekonać, by wygenerować bicz komputerowo (tłumaczono to kwestiami bezpieczeństwa). Ford miał jednak wyśmiać ten absurdalny pomysł i posługiwał się lassem samodzielnie, bez pomocy CGI. Aktor długo przygotowywał się do roli, by wypaść w niej jak najlepiej - przez trzy godziny dziennie trenował na siłowni i przeszedł na specjalną dietę bogatą w białko rybie. Nawet sam Spielberg był pod wrażeniem i stwierdził, że jeśli chodzi o sprawność i poświęcenie aktora, nie widzi różnicy w kręceniu scen między trzecią a czwartą częścią filmu. Z Królestwa Kryształowej Czaszki wzięło się również sławetne powiedzenie "to nuke the fridge", będące fanowskim odpowiednikiem zwrotu "to jump the shark" (przeskoczyć rekina). Oznacza to ni mniej ni więcej, jak popełnić tak rażący absurd fabularny, po którym już nic nie będzie takie samo - w przypadku najnowszego filmu była to scena, w której Indiana Jones w cudowny sposób przetrwał wybuch bomby nuklearnej, schowany we wnętrzu lodówki. Ten motyw miał zostać naniesiony do scenariusza dopiero przy trzeciej poprawce i na specjalną prośbę Franka Darabonta - miał on bowiem uważać, że pomysł na schron w starej lodówce jest po prostu świetny. Na miłe zakończenie, przypomnijcie sobie tę scenę - być może wywoła uśmiech na Waszej twarzy. Poniżej zdjęcia z planu produkcji:
fot. Paramount Pictures / IMDb
+85 więcej
Na Paramount Channel można obejrzeć Maraton z Indianą Jonesem. Oto daty:
  • 18/10/2018 at 20:00 – Poszukiwacze zaginionej Arki
  • 19/10/2018 at 20:00 – Indiana Jones i ostatnia krucjata
  • 20/10/2018 at 20:00 – Indiana Jones i Świątynia Zagłady
  • 21/10/2018 at 20:00 – Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj