3-gatsu no Lion (2016-2017)

3-gatsu no Lion było już przeze mnie wymieniane wśród najlepszych seriali anime zeszłego roku, jednak w tamtym momencie produkcja była na półmetku emisji, a zakończyła się wraz tegorocznym sezonem zimowym po 22 odcinkach. Pierwowzorem jest manga autorstwa mangaczki Chiki Umino. Rei Kiriyama jest jednym z nielicznych w Japonii profesjonalnych graczy w shogi, czyli tamtejszej gry bardzo przypominającej zasadami szachy. Mieszka samotnie, do szkoły chodzi tylko dlatego, że się do tego zmusza, a sama gra wystarczy mu na utrzymanie. Jest jednak ogromnym introwertykiem i samotnikiem, a życie poturbowało go psychicznie do tego stopnia, że nawiązywanie kontaktów z ludźmi przychodzi mu z wielką trudnością. Rodzina zginęła w wypadku samochodowym, rodzina, która go przygarnęła, okazała się nie do końca normalna, a osamotniony Rei nie wie, co tak naprawdę chce robić w życiu. Jedyną jego odskocznią od szarej rzeczywistości są pewne trzy siostry, ich dziadek oraz liczne koty, a co najważniejsze, ich stary dom, który przyciąga chłopaka jak magnes za sprawą ciepłej atmosfery. 3-gatsu no Lion jest w zasadzie serialem o nie-wiadomo-czym. Przez 22 odcinki właściwe niewiele się dzieje. Poznajemy co prawda przez ten czas przeszłość Reia, ale sam teraźniejsza fabuła nie posuwa się specjalnie do przodu. Pojawiają się nowi bohaterowie, sam Rei odrobinę otwiera się na świat, aż nagle anime się kończy, a my nie wiemy, co właściwe obejrzeliśmy. Najprościej będzie stwierdzić, że to komediodramat, przepełniony bólem egzystencjalnym, poprzetykany kawaii (słodkimi do bólu) scenami, które na pierwszy rzut oka pasują do całości jak pięść do oka. Albo to momenty czarnej rozpaczy nie pasują do reszty. Właściwie 3-gatsu no Lion jest mistrzem w dziedzinie łączenia słodyczy ze wszystkim, co tak gorzkie, że aż zęby zgrzytają. To bardzo specyficzne anime, które niby zawiera element sportowy, ale ciężko uznać shogi za grę porywającą, a zresztą to nie same shogi odgrywa tu pierwszoplanową rolę, a psychika bohaterów. Łatwo uznać to anime za dziwadło, któremu nie warto poświęcać aż tyle czasu, ale z każdym odcinkiem odkrywa się coś nowego. To nie jest też tytuł skierowany do typowego, nastoletniego fana anime, przeważnie szybko nudzącego się, jeżeli serial już w pierwszym odcinku nie ma motywu ratowania świata, bohater powala umiejętnościami (lub ich brakiem), a heroina jest obrzydliwe piękna i zdolna. 3-gatsu no Lion to taka perełka świata japońskiej animacji.

Tales of Zestiria the X (2017)

Tales of Zestiria the X jest kontynuacją pierwszego sezonu, który był emitowany od lipca do sierpnia ubiegłego roku. Oba sezony mają łącznie 25 odcinków, a finał historii będzie wyemitowany dopiero 29 kwietnia. Pierwowzorem jest gra wideo pod tym samym tytułem. Akcja dzieje się w fantastycznym świecie, w którym prócz ludzi mieszkają także Serafini, istoty dla nich niewidoczne, potrafiące jednak używać magii. Sorey, główny bohater, jest zwyczajnym chłopakiem, którego wyróżnia jeden szczegół – widzi Serafinów, co jest charakterystyczne dla Pasterza, człowieka wybieranego wśród ludu, aby z pomocą Serafinów strzegł ludzkość przed demonami i smokami. Sorey faktycznie zostaje Pasterzem, a potem wraz z pomocą księżniczki Alishy oraz wiernego przyjaciela Mikleo wyrusza w świat, aby dowiedzieć się, skąd bierze się Nieczystość, źródło wszelkiego zła na świecie. Tales of Zestiria the X to typowy przedstawiciel gatunku fantasy, ze smokami oraz różnego rodzaju potworami, które stają na drodze Pasterza oraz jego przyjaciół. Wiele tu walk, bitew, znowu walk, a to wszystko w powalającej oprawie graficznej studia ufotable, które nigdy nie odwala fuszerki. Jeżeli wybrać anime z najbardziej imponującej grafiką w tym sezonie, to właśnie Tales of Zestiria the X jest zwycięzcą. Efekty komputerowe nie są jednak dodatkiem, a integralną częścią całości. CGI wyziera z co drugiej sceny, absolutnie każdy smok czy inna bestia jest tworem komputerowym, co może przeszkadzać, ponieważ w połączeniu z animacją tradycyjną mamy czasem niezły miszmasz. Gdyby ten serial w całości powstał za pomocą zwykłego rysowania, byłby obłędny, a tak trzeba liczyć się z licznymi cyfrowymi bytami. Fabularnie Tales nie odbiega od standardowych fantasy-anime. Jest solidną produkcją, ale i nie zostaje w pamięci na długo. Sorey jest typowym, prawym i szlachetnym bohaterem, który dla dobra ludzkości zrobi wszystko. Zdecydowanie ciekawiej wypadają bohaterowie drugoplanowi, jak księżniczka Alisha czy Rose. Sami Serafini są nieraz traktowani jedynie jako źródło mocy Soreya, a choć co nieco o nich widz się dowiaduje, tak naprawdę nie oni, a ludzie, grają w tej historii pierwsze skrzypce. Tales of Zestiria the X obejrzą przede wszystkim fani gier z cyklu Tales, a widzom już oglądającym pozostaje tylko czekanie na finałowy epizod. Reszta uzna serial za przyzwoitą rozrywkę, ale nic więcej.

Chain Chronicle: Hekuseitasu no Hikari (2017)

Kolejny serial anime będący w zasadzie reklamówką gry mobilnej, na podstawie której powstał. Dwanaście odcinków wprowadza widza w świat Yuguto, krainy, w której podobnie jak w poprzednim anime panoszy się zło. Pierwszy odcinek Chain Chronicle: Hekuseitasu no Hikari nie rozpoczyna się jednak typowym od zera do bohatera, a od razu wrzuca widza na głęboką wodę w wir walki, nie tłumacząc zbyt wiele, poza tym, że właśnie rozgrywają się wydarzenia, których skutki rozlegną się echem po całym świecie. Yuri, dzielny rycerz wraz ze swą drużyną jednak przegrywa starcie z Czarnym Królem, mała wróżka Pirika znika, a bohaterowie zostają z niczym, prócz połowy tytułowej księgi Chain Chronicle, opisującej losy całego świata od jego zarania. W to wszystko wplątuje się młody chłopak, Aram, namawiający Yuriego oraz strażniczkę Księgi, Phoenę, aby się nie poddawać i ponownie spróbować pokonać Czarnego Króla. Chain Chronicle: Hekuseitasu no Hikari także do bólu przypomina typową przygodówkę w fantastycznym świecie. Schemat pokonywania każdego przeciwnika, aby następnie zwalczyć głównego złego potrafi znużyć każdego, a z tym tytułem jest jeden problem – ma się wrażenie wrzucenia w ciąg wydarzeń, o których nie ma się większego pojęcia, jeżeli nie zna się zaplecza fabuły. Liczba bohaterów tego anime jest wręcz porażająca – można ich liczyć dziesiątkami. Większość z nich pojawi się raptem na kilka minut, ale trzeba twórcom oddać, że tak pieczołowicie zaprojektowanych postaci nie widzi się często. Stroje bohaterów są niezwykle szczegółowe, co jest główną przyczyną zastosowania animacji komputerowej postaci w scenach walk. Jest ona jednak bardzo staranna, choć kiedy bohaterka nie robi nic, a jej włosy falują na wietrze, zastosowanie CGI wydaje się już absolutne zbędne. Lenistwo czy świadomy zabieg – ciężko stwierdzić. Z racji ogromnej liczby postaci nie ma zbyt wiele czasu, aby je poznać. Poza główną trójką protagonistów o całej reszcie nie wiadomo właściwie nic. Najważniejsze wydaje się pokonanie wroga, pal sześć licho pogłębienie analizy psychologicznej kogokolwiek, poza Yurim, który walczy o pozostanie po Jasnej Stronie Mocy. Aram to z kolei optymista do tego stopnia, że ma się go chwilami dość. Chain Chronicle: Hekuseitasu no Hikari pewne przepadnie w mrokach historii, choć to pod względem wizualnym świetnie skrojone anime Kto lubi patrzeć jak efektowne walki oraz ładnych bohaterów, tego ta produkcja zadowoli.

Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu: Sukeroku Futatabi-hen (2017)

Drugi sezon Showa Genroku Rakugo Shinju okazał się jeszcze lepszy od pierwszego, co jest rzadkością. Anime było już przeze mnie opisane w spisie najlepszych tytułów zeszłego roku, a kontynuacja tej historii okazała się jeszcze świetna, co czyni ją najpewniej najlepszym anime sezonu zimowego. Pierwszy sezon skupił się na historii Yakumo, początkującego gawędziarza rakugo, a kontynuacja jest już ciągiem dalszym tej rodzinnej sagi. Yotarou, były więzień zostaje uczniem Yakumo, wiąże się z córką jego zmarłego przyjaciela, wkrótce pojawiają się na horyzoncie nowi bohaterowie, a rakugo wciąż trwa i trwa, nieprzerwanie bawiąc Japończyków lub przyprawiając ich o dreszcze. Ta charakterystyczna dla Japończyków forma rozrywki, jaką jest jednoosobowe opowiadanie historii wciąż wypada świetnie, a perypetie bohaterów wciągają. Tak rzadko ma się okazję poznać losy bohaterów przez większość ich życia, a Yakumo jest człowiekiem fascynujący nawet w okresie późnej starości. Drugi sezon zaskakuje zresztą licznymi przeskokami – czas leci i leci, bohaterowie starzeją się, inni wkraczają na scenę, podbijając serca swymi opowieściami, a widz ma przekonanie, że ogląda serię wyjątkową. Nie do wiary, że autorka oryginału, mangaczka Haruko Kumota, specjalizuje się mangach boy’s love. Jeżeli już polecać któreś anime sezonu zimowego, niech to będzie właśnie Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu: Sukeroku Futatabi-hen, aczkolwiek znajomość sezonu pierwszego oczywiście jest obowiązkowa. Tym bardziej, że w trakcie seansu okazuje się, że pewne wydarzenie w sezonie pierwszym wyglądało zupełnie inaczej, niż było to przedstawione, a widz dał się zupełnie nabrać i omamić Yakumo, bohaterowi obdarzonemu taką charyzmą, że mógłby się nią podzielić z dziesięcioma innymi postaciami. Tematyka tego serialu nie jest łatwa – liczne występy rakugo nie zawsze będą zrozumiałe – czemu ci widzowie się śmieją? Jednak brawa należą się aktorom podkładającym głos, ponieważ bez nich ten serial nie byłby tak fascynujący. To produkcja dla dojrzałego odbiorcy, który ma ochotę na naprawdę dobrą, wyrafinowaną historię, bez wartkiej akcji, ale za to z bohaterami z krwi i kości.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj