Reklamy przed filmami pojawiły się, zanim tak naprawdę powstało kino jako budynek, instytucja. Sztuka ta wpierw pokazywana była na jarmarkach, w cyrkach, aż do czasu pojawienia się Nickelodeonów, które wkrótce stały się ekskluzywnym miejscem do pokazywania ruchomych obrazów. Tym niemniej pierwsze reklamy przed zupełnie nowym zjawiskiem pojawiły się już w 1897 roku, zaledwie dwa lata po wynalezieniu kinematografu przez braci Lumière, i prezentowały zazwyczaj takie produkty jak papierosy, alkohol i samochody. Rynek reklamowy jednak przez dłuższy czas nie był traktowany poważnie. Wpierw reklamy obecne były w najpopularniejszym medialnym środku, jakim było radio. Później, w latach 50. tradycyjny schemat produkcji przechwyciła telewizja – polegała ona na sponsorowanych programach i serialach, na początku których reklamowane były odpowiednie produkty. To były czasy „wielkiej trójki”, czyli telewizji CBS, NBC i ABC, które zmonopolizowały rynek telewizyjny. Zainteresowanie reklamami kinowymi zwiększyło się znacznie, gdy telewizja stała się największym wrogiem wielkiego ekranu. Wraz z narodzeniem się nowej kultury i pojawieniem się nowej widowni reklamodawcy chętnie reklamowali swoje produkty właśnie na dużym ekranie, celując w konkretną, młodą, kontrkulturową publikę lat 60. Amerykanie musieli jednak uczyć się od Europejczyków, ponieważ to właśnie "u nas" tradycja reklamy kinowej była znacznie bardziej rozwinięta niż za Oceanem. Dlaczego? Bowiem w najpopularniejszych rynkach – we Francji, Belgii, Holandii i Wielkiej Brytanii – telewizja nie pokazywała reklam w ogóle. Jedynym więc sposobem promowania swoich produktów była obecność w salach kinowych. Jak widać, tradycja reklam kinowych jest równie stara jak samo medium i trudno wyobrazić sobie seans najnowszego filmu bez bloku ze zwiastunami i promocją jogurtów, butów, ubezpieczeń czy coli. Skąd jednak bierze się potrzeba puszczania przed seansami kolejnych reklam? Przecież bilbordy, plakaty i inne formy promocji otaczają nas z każdej strony – na przystankach, w telewizji, w szkołach i sklepach. Czy reklama w kinach czymkolwiek się od nich różni? O to spytaliśmy się specjalistów od tego typu promocji.
- Reklama kinowa charakteryzuje się bardzo dobrymi parametrami tzw. „efektywnego dotarcia”, innymi słowy widz kinowy zapamiętuje treść reklamy obejrzanej w kinie już za pierwszym razem; aby osiągnąć ten sam cel, widz telewizyjny musi obejrzeć spot w TV od trzech do sześciu razy – mówi nam Bianka Pawlewska z New Age Media International. - Dlaczego tak jest? Po pierwsze, osoba wybierająca się do kina  jest z reguły pozytywnie nastawiona na odbiór wizualnych treści; po drugie, widz kinowy ma bardzo dobre warunki odbioru: przyciemniona sala, bardzo duży ekran, w nowoczesnych multipleksach są także najwyższej jakości obraz i dźwięk, no i wygodne fotele. Podczas oglądania reklam w kinie widz nie otrzymuje innych, rozpraszających bodźców, stąd intensywność skupienia uwagi na odbiorze. To wszystko dodatnio wpływa na percepcję. Dlatego reklama kinowa w większym stopniu angażuje odbiorców.
Dołóżmy do tego stały kontakt zwykłego zjadacza chleba z reklamami telewizyjnymi i otrzymamy jeszcze silniejszy przekaz. Najważniejszą zaletą reklam kinowych jest jednak targetowanie, czyli kierowanie do odpowiedniej, węższej grupy odbiorców. W kinowej promocji siła tkwi w tym, że jej zasięg jest bardzo łatwo policzalny. Pomijając takie wartości jak wielkość miasta czy samego kina, osiągi można sprawdzić za pomocą sprzedanych na dany seans biletów. To bardzo prosty i dokładny sposób na sprawdzenie zasięgu kinowej reklamy. Podobnie jak w telewizji, w kinie bloki dopasowywane są do konkretnych filmów lub puszczane są w konkretnych miastach, w zależności od tego, czy usługa jest lokalna czy ogólnopolska. Najczęściej reklamy kinowe traktujemy jako przykry obowiązek, stały element seansu, który trzeba przeczekać. Wszyscy jednak możemy się zgodzić, że często trwają one po prostu za długo. Mnie samemu zdarzyło się czekać na seans ponad pół godziny, co potrafi zirytować nawet najbardziej cierpliwą osobę, szczególnie jeśli ogląda się raz po raz te same reklamy, co dla kinomaniaka raczej nie jest nowością. Kina mają na to swoje wytłumaczenie. Przede wszystkim blok reklamowy dzieli się na kilka segmentów: reklamowy, zwiastunowy i specjalny, który puszczany jest tuż przed filmem. Sieci kinowe z reguły ustanawiają limit długości trwania reklam na 12 minut. Nie zalicza się do tego oczywiście czas trwania zwiastunów, a zdarza się także, że dystrybutor w kopii kinowej zamieści reklamę, która uznawana jest za integralną część filmu. Helios w swoim regulaminie określa seans jako projekcję filmu poprzedzoną dodatkowymi materiałami audiowizualnymi. W regulaminie Multikina można natomiast znaleźć zapis informujący klienta, że czas rozpoczęcia seansu widniejący na bilecie bądź w repertuarze oznacza początek bloku reklamowego. Co ciekawe, w zapisach kolejnej wielkiej sieci - Cinema City - nie ma ani jednej wzmianki o materiałach poprzedzających seans. Kiniarze zapewniają, że w kasach można się dowiedzieć o czasie trwania reklam, i z moich doświadczeń wynika, że pracownicy chętnie takich informacji udzielają. Podczas moich ostatnich wizyt w kinie (The Huntsman: Winter's War oraz Hardcore Henry) całość nie trwała dłużej niż 20 minut. Podstawowy jednak powód pojawienia się bloku reklamowego jest czysto finansowy. Reklamy stanowią sporą część przychodu kin, zatem ich skrócenie spowodowałoby po prostu podniesienie cen biletów. Przy coraz bardziej zaawansowanym sprzęcie reklamy są niestety nieuniknione. To zupełnie inny model biznesowy niż telewizyjny, łatwo jednak porównać te dwa rodzaje mediów. W telewizji zwykle spotykamy się z reklamami, które przerywają seans, co jest zdecydowanie bardziej irytujące. Je również traktujemy jako przykrą konieczność. Możemy jednak łatwo stwierdzić, że przecież specjalne kanały stacji kablowych, które subskrybujemy, nie wyświetlają reklam, bo utrzymują się właśnie z opłat użytkowników – dlaczego więc nie może tak być w przypadku kina? Trzeba zaznaczyć, że kino oferuje nie tylko konkretne materiały audiowizualne, ale całą infrastrukturę niezbędną do wyświetlania filmu, czyli sale, nagłośnienie, ekran czy projektory, które trzeba utrzymać. Najprostszym i najoczywistszym wyjściem dla tych, którym reklamy przed kinowym seansem rzeczywiście przeszkadzają, jest przyjście na seans znacznie później. Wiąże się to jednak z możliwością spóźnienia na film, a także przeszkadzaniu widzom obecnym już w sali. Innym sposobem jest po prostu pogodzenie się z tym stanem rzeczy i odczekanie bloku reklamowego. Oczywiście w kwestii tej nie jestem obiektywny, bo lubię oglądać w kinie zarówno zwiastuny, jak i reklamy, szczególnie te bardziej pomysłowe i świetnie zrealizowane. Największym problemem jest z pewnością to, że zapewnienie kiniarzy o stałej długości reklam musimy brać na słowo, gdyż żaden przepis prawny nie reguluje tego, jak długie one mogą być. Co prawda 25 minut wydaje się być nieprzekraczalną granicą, jednak pewnie każdy z nas zetknął się z o wiele dłuższymi blokami reklamowymi, szczególnie przed wielkimi, premierowymi hitami. Najistotniejszą rzeczą nie jest więc całkowite usunięcie bądź drastyczne skrócenie czasu trwania reklam, lecz konsekwentne trzymanie się określonych zasad. Pytanie tylko, na jaką długość zgodziliby się widzowie? 15 minut? 20? Kwestia długości reklam powinna zresztą zainteresować także domy sprzedaży reklamy. Jak możemy przeczytać wyżej, reklama w kinie jest skuteczna, ponieważ wyjście do kina kojarzy się pozytywnie. Ale co, jeśli reklamy na tyle zirytują widza, że efekt będzie odwrotny od zamierzonego? Zatem temat ten nie powinien być tylko obecny w środowisku zirytowanych kinomaniaków, ale podjąć go powinny wszystkie instytucje z nim związane. W końcu wszystkim nam zależy na jak najbardziej pozytywnym kinowym przeżyciu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj