W 1997 roku studio Shiny Entertainment stworzyło grę o niewiele mówiącym tytule "MDK", która z miejsca stała się przebojem. Jak na rok powstania, produkcja oferowała śliczną oprawę, ogrom możliwości, niebotycznie wysoki poziom grywalności, a do tego masę zwariowanego humoru i fabułę, którą można było wymyślić po spożyciu twardych narkotyków zapitych flaszką spirytusu. Nikt w stanie trzeźwości nie mógłby spłodzić tak odjechanego scenariusza.

A przedstawia się on następująco. Dr Fluke Hawkins jest ekscentrycznym naukowcem, nierozumianym i wyśmiewanym przez środowisko, w jakim się obraca. Mając dość poniżeń, decyduje się na budowę stacji kosmicznej zwanej Jim Dandy, na którą następnie udaje się wraz z pracującym w jego laboratorium woźnym, Kurtem Hectikiem, którego udaje mu się przekupić talerzem węgierskiego gulaszu. Orbitując sobie wokół Ziemi, Hawkins z nudów tworzy czterorękiego, mechanicznego psa, którego nazywa Bones (chociaż ten akurat woli, jak się na niego woła Max), oraz innowacyjny kombinezon, odporny na pociski, pszczoły, a także małe, ale twarde patyki. Sielankowy żywot na stacji zakłóca nagłe pojawienie się dziwnych strumieni energii, które zmierzają wprost na Ziemię. Naukowiec postanawia ostrzec mieszkańców, ale jak zwykle zostaje zignorowany. Okazuje się, że na planetę zmierza obca rasa, która w strumieniach transportuje Minecrawlery - ogromne mobilne fortece i kombajny w jednym, które ogołacają Ziemię ze wszystkich surowców mineralnych i... ziemniaków. Jedynym ratunkiem okazuje się nowoczesny kombinezon, ale Fluke jest już za stary na bohaterstwo, a Max nie jest w stanie go założyć z uwagi na dodatkowe dwie łapy. Pozostaje Kurt, który musi pokrzyżować plany kosmitom, siejąc wśród nich kurt-uazję.

Brzmi absurdalnie? Taka też jest cała gra. Od wykręconych projektów poziomów zaczynając, na szalonych dopałkach kończąc. Wyobraźcie sobie apteczkę, która przed wami ucieka, albo najmniejszy na świecie ładunek nuklearny, służący jako klucz do otwierania zamkniętych drzwi. Jest jeszcze puszka pandory, do której zaglądają ciekawscy przeciwnicy - po to tylko, by skończyć marnie. A co powiecie na balon z nabazgroloną podobizną Kurta, mający odwrócić uwagę wrogów? Takich zwichrowanych pomysłów jest w grze istne zatrzęsienie, ale w praktyce sprawdzają się doskonale, przyprawiając gracza o niekontrolowane wybuchy śmiechu.

MDK jest w zasadzie strzelanką z widokiem z trzeciej osoby, w której prujemy do kosmitów z przytwierdzonej do ramienia spluwy. Tę dodatkowo można zamontować na głowie bohatera, by w ten sposób przejść w tryb snajperski, przydatny m.in. przy rozwiązywaniu prostych zagadek logicznych. Kombinezon Kurta wyposażony jest także w specjalny spadochron, dzięki któremu możemy szybować, lądując w ten sposób w inaczej niedostępnych miejscach. Celem większości misji jest likwidacja Minecrawlerów, do których wpierw musimy się dostać, skacząc z orbity i omijając radar oraz wystrzeliwane przez maszynę rakiety. Poziomy zbudowane są na zasadzie aren połączonych ze sobą węższymi korytarzami, dającymi chwile wytchnienia przed większą bitwą. Każdy etap kończy się starciem z bossem, a następnie ucieczką z wybuchającej fortecy. Wbrew pozorom rozgrywka jednak nie jest monotonna, bowiem twórcy zdecydowali się ją urozmaicić - niekiedy przyjdzie nam bombardować wrogi tren, innym razem ruszyć w pościg na desce snowboardowej (?) lub przebrać się za robota, by w ten sposób oszukać strażników. Największą niespodzianką było jednak zakończenie gry, które zwyczajnie okazało się być teledyskiem francuskiego zespołu BZK. Cóż, na nudę z pewnością nie można było narzekać.

Z gry miód wylewał się wiadrami, a recenzenci wręcz rozpływali się na dziełem Shiny Entertainment, czasami tylko narzekając na grafikę wersji na PlayStation, choć oczywistym było, iż produkcja na PC prezentować będzie się zwyczajnie lepiej. Jedyną rzeczą, która wszystkim nie dawała spokoju, było znaczenie akronimu MDK - twórcy nigdy oficjalnie go nie rozwinęli. Spekulacji było sporo, a najpopularniejszą, stworzoną przez prasę teorią, było Murder Death Kill. Niemniej te trzy literki rozwijano na tysiące sposobów. W instrukcji do gry natomiast można było znaleźć nazwę misji Kurta, która brzmiała: Mission: Deliver Kindness. W pliku readme dołączonym do dema znajdował się wpis, iż ten skrót może oznaczać za każdym razem coś innego w zależności od nastroju, i tak np. w Dzień Matki może to być Mother's Day Kisses. Nie brakowało też głosów, iż są to po prostu pierwsze litery imion bohaterów Max, Dr. Hawkins i Kurt. Co też faktycznie producenci mieli na myśli, tego zapewne nigdy się nie dowiemy; MDK równie dobrze może oznaczać Marysia Dusi Kota, Majster Dawaj Klej lub Męczące Dywagacje Kargula.

W roku 2000 na PC, konsoli Dreamcast oraz - w późniejszym czasie - na PlayStation 2 ukazał się wielce wyczekiwany sequel zatytułowany po prostu MDK 2. Historia była bezpośrednią kontynuacją tej z jedynki. Bohaterowie dowiadują się, że na Ziemi, a dokładnie w Kanadzie, wciąż pozostał jeden Minecrawler. Kurt otrzymuje więc zadanie jego likwidacji, jednakże na miejscu zostaje uprowadzony przez potężnego kosmitę, Shwang Shwinga. Na ratunek rusza mu Max, który też kończy w niewoli. Hawkinsowi nie pozostaje nic innego jak tylko odbić przyjaciół.

Największą innowacją względem poprzednika było uczynienie z towarzyszy Kurta grywalnych postaci, dzięki czemu rozgrywka stała się dużo bardziej zróżnicowana. O ile ex konserwator powierzchni płaskich stawia przede wszystkim na dystansową likwidację przeciwników przy pomocy snajperki i częste korzystanie ze spadochronu, o tyle Max wdaje się w walkę bezpośrednią, w czym pomagają mu dzierżone w czterech łapach pistolety. Sporadycznie przyjdzie mu także skorzystać z jet-packa. W przypadku dr. Hawkinsa postawiono na łamigłówki, ograniczając walkę do minimum. Podstawowym orężem naukowca jest atomowy toster, wystrzeliwujący radioaktywne grzanki, oraz pluton, po spożyciu którego bohater przemienia się w hulkopodobną bestię.

Gra - podobnie jak pierwowzór - okazała się niemałym hitem, choć sam klimat nie był już aż tak specyficzny i odrealniony. Niemniej MDK 2 zebrało świetne oceny, a gracze raz jeszcze byli zachwyceni. W 2010 roku nieco podrasowana graficznie wersja tej produkcji trafiła na Wii poprzez usługę WiiWare, a rok później tytuł doczekał się reedycji w HD i dostępny był ekskluzywnie na cyfrowej platformie BeamDog. Rok później gra trafiła również na Steam. Tutaj kończy się żywot tej oryginalnej i dostarczającej tony przyjemności franczyzy. Co prawda w 2007 roku serwis Gamespot doniósł, jakoby Interplay miało powołać do życia wewnętrzne studio, które zajęłoby się sequelem "MDK", ale niewiele z tego wynikło. W kolejnym roku docierały jeszcze do graczy informacje o możliwej kontynuacji, aczkolwiek od tamtej pory słuch o projekcie zaginął.

Stworzona przez Shiny Entertainment seria jest jedyna w swoim rodzaju i niestety dziś podobnych gier już się nie robi. Innowacyjna jak na swoje czasy, pełna absurdalnego humoru, okraszona fenomenalną muzyką i przede wszystkim niesamowicie grywalna. Jeden z nielicznych tytułów, którego kolejną część przywitałbym z otwartymi ramionami, a że na tę się raczej nie zanosi, to nie pozostaje nic innego, jak tylko odświeżyć sobie te zapomniane perełki i rzucić się w wir Marynowania, Drylowania i Kopulacji... chwila, co ja bredzę.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj