Wraz z rozwojem nowych technologii zacierają się granice między tradycyjnymi filmami aktorskimi a tymi, które tworzone są za pomocą komputera. Nic więc dziwnego, że pomiędzy tymi światami poruszają się również twórcy, którzy łakną nowych doświadczeń. I działa to w obie strony. Sukcesy w realizacji produkcji animowanych są często sygnałem dla studiów filmowych, że czas danego artystę wypróbować na prawdziwym planie (patrz Brad Bird). Są też tacy, którzy zafascynowani nowymi zdobyczami techniki, chcą się nimi trochę pobawić (patrz Robert Zemeckis). Poniżej przedstawiamy garść reżyserów, którzy wpisują się w powyższe ramy. Czy wszyscy odnieśli sukces na obu polach?

Brad Bird

Zaczynamy od twórcy, którego najnowszy film zainspirował ten tekst. Do kin weszła bowiem superprodukcja „Tomorrowland” i wszyscy są ciekawi, jak Bird poradził sobie w swojej drugiej próbie stworzenia aktorskiego widowiska. Do tej pory w jego karierze nie zdarzyła mu się żadna wpadka. Przez lata rozwijał się w dziedzinie animacji i z każdym kolejnym filmem przechodził samego siebie - a wystartował z niesamowicie wysokiego pułapu, bo „The Iron Giant” to przecież małe arcydzieło, które daje mnóstwo frajdy i w dodatku wzrusza oraz wzbudza niesamowite emocje. Potem były nagrodzone Oscarami „The Incredibles” i „Ratatouille”, aż w końcu nadszedł czas na odświeżenie jednej z najbardziej popularnych franczyz akcji w historii kina – „Mission: Impossible”. Mało jest osób, którym rewelacyjne „Mission: Impossible - Ghost Protocol” się nie spodobało, a sekwencję z Dubaju na Burj Khalifa inni reżyserzy jeszcze latami będą próbowali przebić. Miłość do animków wciąż płynie w krwi Birda. Po niemal dekadzie do nich powraca i już pisze scenariusz do „Iniemamocnych 2”. [video-browser playlist="704175" suggest=""]

Robert Zemeckis

Tego pana chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. To jeden z najwybitniejszych filmowców w historii, który dołożył swoją cegiełkę do postępu w dziedzinie szeroko rozumianych efektów specjalnych, choć zawsze pozostawał – trochę niesłusznie – w cieniu takich twórców jak James Cameron czy Peter Jackson. Wszyscy pamiętamy trylogię „Back to the Future”, która wizualnie zachwyca do dziś, albo „Who Framed Roger Rabbit” – rewelacyjną hybrydę kina aktorskiego i animowanego. Zemeckis nigdy nie stawiał na typowe efekciarstwo i z reguły korzystał z pomocy komputera, gdy przynosiło to korzyść opowiadanej historii. Choćby za takie subtelne sceny jak ta z unoszącym się na wietrze piórkiem „Forrest Gump” został nagrodzony Oscarem za efekty wizualne. Krytycy byli podzieleni przy ocenie artystycznych walorów animowanych produkcji reżysera („The Polar Express”, „Beowulf”, „A Christmas Carol”), ale zgodni byli co do jednego: każda kolejna próba rozwijała coraz bardziej technologię performance capture - i za to Zemeckisowi należą się ogromne brawa. [video-browser playlist="704176" suggest=""]

Tim Burton

Kolejna sława, która znana jest głównie ze swoich aktorskich filmów przesiąkniętych często mrocznym i gotyckim stylem. Być może kogoś z Was zaskoczy więc fakt, że Burton zaczynał od animowanych krótkometrażówek i nawet pracował jakiś czas dla Disneya. Pod koniec lat 80. nastąpił jednak w jego karierze wielki przełom i filmowiec był na ustach wszystkich po sukcesach takich produkcji jak „Beetle Juice”, „Batman” czy „Edward Scissorhands”. Los chciał, że pierwszy kinowy film animowany Burtona (w technologii poklatkowej) zadebiutował dopiero w 2005 roku, a była to bardzo udana „Corpse Bride”. Trzy lata temu pojawił się też "Frankenweenie".[video-browser playlist="704177" suggest=""]

George Miller

Tu pewnie część z Was będzie nieźle zaskoczona. Kto by pomyślał, że w umyśle twórcy, który dał nam szalony i brutalny postapokaliptyczny świat „Mad Max”, zrodzi się też pomysł na takie historie jak „Babe” czy „Happy Feet”. Zresztą za scenariusz tego pierwszego Miller był nominowany do Oscara, a za animację o pingwinach otrzymał statuetkę w 2007 roku. Nic w tym dziwnego, bo film odniósł sukces komercyjny oraz artystyczny i również starał się wycisnąć maksimum z najnowszych zdobyczy techniki motion capture. [video-browser playlist="704178" suggest=""]

Andrew Stanton

Tu mamy twórcę, który zasługuje, aby postawić mu pomnik w siedzibie Pixara. To scenarzysta wszystkich części „Toy Story” czy hitu „Monsters, Inc.” oraz reżyser takich perełek jak „Finding Nemo” i „WALL-E” (za które dostał swoje 2 Oscary). Nie było szokiem dla nikogo, że Disney dał Stantonowi zielone światło na stworzenie aktorskiej superprodukcji. Coś jednak poszło nie tak. Tym filmem był „John Carter”, który okazał się finansową i artystyczna klapą. To jednak nie koniec świata, bo artysta wraca do tego, co wychodzi mu najlepiej, a w trakcie realizacji jest już „Finding Dory”, czyli sequel animacji z 2003 roku. [video-browser playlist="704179" suggest=""]   Na stronie drugiej m.in. Richard Linklater i Wes Anderson.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj