Fabularny początek jest pełen emocji i akcji.
Narzędzie do tworzenia bohaterów jest bardzo rozbudowane. Możemy wybrać podstawy – typ sylwetki, wzrost, twarz i fryzurę – ale też zadbać o różnego rodzaju detale. Mowa na przykład o modyfikowaniu grzywki czy pasemek, a także bliznach, tatuażach i makijażu. To absolutna topka, jeśli chodzi o tworzenie postaci – śmiało można zestawić to z tytułami, takimi jak Cyberpunk 2077 czy Baldur's Gate 3. Podejrzewam, że niektórzy już na tym etapie spędzą dobrych kilkadziesiąt minut...
Fabularny początek jest pełen emocji i akcji. Po króciutkim wprowadzeniu i samouczku (przedstawiającym absolutne minimum – więcej dowiemy się dopiero później) przyjdzie nam sięgnąć między innymi po katanę, odachi czy naginatę. Niedługo później przenosimy się do otwartego świata, który przypomina to, co znamy na przykład z gier Ubisoftu. Na mapie znajdziemy zarówno miasta, w których natrafimy na kupców i osoby potrzebujące pomocy, jak i różnego rodzaju aktywności, w tym obozy przejęte przez bandytów, których musimy wyeliminować, by odbić dany obszar. W połączeniu z naprawdę sporą liczbą przedmiotów (sprzętu jest niemal tyle co w Diablo!) działa to naprawdę dobrze i zachęca do eksploracji. Mamy tę marchewkę na kiju, dzięki której chcemy zaglądać w każdy kąt.
Sama mapa nie jest może największa, ale też nie ma tam tak wiele pustych przestrzeni, jak w kolosach pokroju Assassin's Creed: Valhalla. Regularnie trafiamy na ciekawe, warte uwagi miejsca. Przemierzanie lokacji ułatwia i przyśpiesza również wierzchowiec, którego otrzymujemy po pierwszych kilkudziesięciu minutach.
Mamy do dyspozycji kilka klas broni – każdą z nich walczy się inaczej – a także różne postawy bojowe.
Być może Rise of the Ronin zaginęłoby w odmętach innych gier z otwartymi światami, których w ostatnich latach nie brakowało, gdyby nie jeden istotny element: system walki. Team Ninja przez długi czas swojej działalności (od 1995 roku!) doszlifował ten element rozgrywki niemalże do perfekcji, a tutaj... wyniósł go na jeszcze wyższy poziom. Przy okazji w ręce graczy oddano naprawdę wiele możliwości i narzędzi. Widać i czuć to od samego początku! Mamy do dyspozycji kilka klas broni – każdą z nich walczy się inaczej – a także różne postawy bojowe. Łączenie ich ze sobą pozwala na korzystanie z wielu ciosów i kombinacji. Co więcej, pewni wrogowie są odporni lub podatni na konkretne postawy, co wprowadza dodatkowy aspekt taktyczny do pojedynków.
Rise of the Ronin ma szansę być dla Team Ninja tym, czym Elden Ring było dla From Software.
Prawdopodobnie wiele osób zadaje sobie jedno dość istotne pytanie – czy Rise of the Ronin to soulslike? I tak, i nie. Sam użyłbym raczej określenia: "przygodowa gra akcji z elementami RPG i soulslike". Walka przypomina to co znamy z tego typu produkcji – mamy uniki i "rolki", blokowanie i parowanie ciosów. Wrogowie są w stanie zabić nas kilkoma ciosami. Są natomiast też i istotne różnice. Jeśli wyczyścimy wrogie obozowisko, to przeciwnicy nie odrodzą się w nim po skorzystaniu z punktu kontrolnego. Na dodatek deweloperzy zadbali o trzy poziomy trudności, dzięki którym (w przeciwieństwie do Soulsów czy NiOh) gra może okazać się zdecydowanie bardziej przystępna dla nowicjuszy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj