Rise of the Ronin - nie tylko dla fanów Soulsów i NiOh. Graliśmy w nową grę studia Team Ninja!
Czy warto zainteresować się Rise of the Ronin? Zapoznajcie się z naszymi wrażeniami z jakichś 2-3 godzin rozgrywki.
Czy warto zainteresować się Rise of the Ronin? Zapoznajcie się z naszymi wrażeniami z jakichś 2-3 godzin rozgrywki.
Rise of the Ronin to nowa gra na wyłączność PlayStation 5. Za jej stworzenie odpowiada zespół Team Ninja, który ma na koncie między innymi dwie dobrze przyjęte części serii NiOh. Ich najnowsze dzieło czerpie pełnymi garściami z poprzednich projektów, ale wprowadza również mnóstwo nowych elementów. Dzięki temu nie ma się wrażenia powtórki z rozrywki. Rzeczywiście czuć, że mamy do czynienia z czymś świeżym.
Przygodę w Rise of the Ronin rozpoczynamy od kreatora i stworzenia nie jednej, a aż dwóch postaci. Dlaczego? Cóż, zabieg ten jest umotywowany fabularnie, ale z racji tego, że tekst opisuje wrażenia przedpremierowe, chcę oszczędzić Wam spoilerów. Dodam tylko, że łączy się to w zgrabny sposób ze wstępem i wprowadza ciekawą motywację do dalszego odkrywania kart historii.
Narzędzie do tworzenia bohaterów jest bardzo rozbudowane. Możemy wybrać podstawy – typ sylwetki, wzrost, twarz i fryzurę – ale też zadbać o różnego rodzaju detale. Mowa na przykład o modyfikowaniu grzywki czy pasemek, a także bliznach, tatuażach i makijażu. To absolutna topka, jeśli chodzi o tworzenie postaci – śmiało można zestawić to z tytułami, takimi jak Cyberpunk 2077 czy Baldur's Gate 3. Podejrzewam, że niektórzy już na tym etapie spędzą dobrych kilkadziesiąt minut...
Fabularny początek jest pełen emocji i akcji. Po króciutkim wprowadzeniu i samouczku (przedstawiającym absolutne minimum – więcej dowiemy się dopiero później) przyjdzie nam sięgnąć między innymi po katanę, odachi czy naginatę. Niedługo później przenosimy się do otwartego świata, który przypomina to, co znamy na przykład z gier Ubisoftu. Na mapie znajdziemy zarówno miasta, w których natrafimy na kupców i osoby potrzebujące pomocy, jak i różnego rodzaju aktywności, w tym obozy przejęte przez bandytów, których musimy wyeliminować, by odbić dany obszar. W połączeniu z naprawdę sporą liczbą przedmiotów (sprzętu jest niemal tyle co w Diablo!) działa to naprawdę dobrze i zachęca do eksploracji. Mamy tę marchewkę na kiju, dzięki której chcemy zaglądać w każdy kąt.
Sama mapa nie jest może największa, ale też nie ma tam tak wiele pustych przestrzeni, jak w kolosach pokroju Assassin's Creed: Valhalla. Regularnie trafiamy na ciekawe, warte uwagi miejsca. Przemierzanie lokacji ułatwia i przyśpiesza również wierzchowiec, którego otrzymujemy po pierwszych kilkudziesięciu minutach.
Być może Rise of the Ronin zaginęłoby w odmętach innych gier z otwartymi światami, których w ostatnich latach nie brakowało, gdyby nie jeden istotny element: system walki. Team Ninja przez długi czas swojej działalności (od 1995 roku!) doszlifował ten element rozgrywki niemalże do perfekcji, a tutaj... wyniósł go na jeszcze wyższy poziom. Przy okazji w ręce graczy oddano naprawdę wiele możliwości i narzędzi. Widać i czuć to od samego początku! Mamy do dyspozycji kilka klas broni – każdą z nich walczy się inaczej – a także różne postawy bojowe. Łączenie ich ze sobą pozwala na korzystanie z wielu ciosów i kombinacji. Co więcej, pewni wrogowie są odporni lub podatni na konkretne postawy, co wprowadza dodatkowy aspekt taktyczny do pojedynków.
Istotną rolę odgrywa parowanie ciosów. Przyznam, że początkowo miałem problemy z odpowiednim wyczuciem czasu, bo odniosłem wrażenie, że animacja jest dłuższa niż właściwe okienko pozwalające na powstrzymanie wrogiego ciosu. Gdy jednak nam się to udaje, to jest to niezwykle satysfakcjonujące. Nie tylko wygląda i brzmi to efektownie, ale też pozwala przełamywać posturę wrogów. Tym samym można zadać im bardzo silny, potencjalnie zabójczy cios.
Bezpośrednia walka wręcz to zresztą tylko jedna z opcji. Oprócz tego możemy korzystać z uzbrojenia, jakie do Japonii przybyło wraz z "gośćmi" z Zachodu. Mowa o pistoletach i karabinach, które pozwalają na eliminowanie nieprzyjaciół z dystansu. Żeby jednak nie było tak różowo, to amunicja jest dość mocno ograniczona, a wystrzały są bardzo głośne i zwykle wiążą się z zaalarmowaniem wszystkich pobliskich oponentów.
Realia, w jakich osadzono akcję Rise of the Ronin, nieodłącznie kojarzą się z ninja, tak więc nie mogło zabraknąć w tej produkcji działania z ukrycia. Otwarta struktura lokacji sprawia, że możemy ukrywać się w cieniu lub wysokiej trawie, by w ten sposób zbliżyć się do nieświadomych niczego wrogów, którzy już wkrótce wydadzą z siebie ostatni oddech. Rozwijając drzewko talentów, możemy odblokować dodatkowe możliwości – na przykład przyciąganie wrogów na dachy przy pomocy linki z hakiem, a następnie zabijanie ich i pozostawianie ich ciał wysoko, poza polem widzenia towarzyszy.
Co istotne, nie czuć, by twórcy próbowali w jakikolwiek sposób "wymuszać" na graczach konkretne działania. Nic nie stoi na przeszkodzie, by rozpocząć od skradania się, a w razie wykrycia stanąć do walki na uczciwych zasadach lub... ratować się ucieczką, bo i to wchodzi w grę.
Prawdopodobnie wiele osób zadaje sobie jedno dość istotne pytanie – czy Rise of the Ronin to soulslike? I tak, i nie. Sam użyłbym raczej określenia: "przygodowa gra akcji z elementami RPG i soulslike". Walka przypomina to co znamy z tego typu produkcji – mamy uniki i "rolki", blokowanie i parowanie ciosów. Wrogowie są w stanie zabić nas kilkoma ciosami. Są natomiast też i istotne różnice. Jeśli wyczyścimy wrogie obozowisko, to przeciwnicy nie odrodzą się w nim po skorzystaniu z punktu kontrolnego. Na dodatek deweloperzy zadbali o trzy poziomy trudności, dzięki którym (w przeciwieństwie do Soulsów czy NiOh) gra może okazać się zdecydowanie bardziej przystępna dla nowicjuszy.
A co z poziomami trudności? Po początkowych etapach wydaje mi się, że "normal" można porównać właśnie do NiOh. Bywa trudno, a precyzyjne parowanie jest kluczem do sukcesu. Na "easy" jest wyraźnie łatwiej, choć, co mnie osobiście cieszy, ROTR nie zmienia się w "samograja". Nadal trzeba być uważnym, a rzucenie się na grupkę wysokopoziomowych wrogów najprawdopodobniej zakończy się naszym zgonem.
Już po tak krótkim wycinku jestem przekonany, że Rise of the Ronin ma szansę być dla Team Ninja tym, czym Elden Ring było dla From Software. To przeniesienie znanych i lubianych mechanik do otwartego świata, a do tego rozwinięcie ich o zupełnie nowe elementy.
Rise of the Ronin zadebiutuje 22 marca na konsoli PlayStation 5. Dzień wcześniej będziecie mogli przeczytać naszą recenzję.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat