Dwa dni przed oficjalną premierą Galaxy S10 polski oddział Samsunga zaprosił nas na zamknięty pokaz przedpremierowy smartfonów, o których wkrótce zrobi się głośno. W trakcie prezentacji mieliśmy dowiedzieć się, czym zaskoczy nas nowa seria i jakie będą jej najmocniejsze strony. Jednak już na kilkadziesiąt godzin przed wejściem na scenę DJ Koha, CEO Samsunga, sieć zalały zdjęcia i filmy prezentujące te telefony w pełnej krasie. Przecieki po raz kolejny wyprzedziły organizatorów imprezy Galaxy Unpacked.

Ale nie zdziwiłbym się, gdyby wyciek części materiałów nie był przypadkowy. Bo o ile dopuszczam do siebie myśl, że jakiś bloger postanowił zaryzykować i złamać embargo na publikację recenzji przed oficjalną premierą serii S10, to ciężko uwierzyć mi w to, że takie potknięcie mogłoby zdarzyć się dużemu nadawcy telewizyjnemu. Tymczasem w norweskiej stacji TV2 już we wtorek pojawiła się reklama nowych telefonów od Samsunga: Te pozornie niepożądane przecieki mogą być elementem kampanii promocyjnej. Owszem, Samsung raportował niektóre filmy opisujące S10 przed premierą do YouTube’a i doprowadzał do ich usunięcia, ale działania te prawdopodobnie miały tylko jeden cel – zrobić jak najwięcej szumu wokół nowej generacji Galaxy S, aby zwrócić na nią naszą uwagę. W końcu wszystkie istotne informacje na temat tych urządzeń już dawno znalazły się w internecie. Po sieci krążyły zarówno zdjęcia, jak i szczegółowa specyfikacja poszczególnych modeli, oficjalna prezentacja była tylko formalnością. Dziś Samsung ujawnił światu linię Galaxy S10 i podejrzewam, że w przyszłym roku może mieć problem, aby przebić tę premierę.

Trzech muszkieterów

Tegoroczna generacja Galaxy S10 to aż trzy różne modele dostępne w kilku konfiguracjach. Projektanci Samsunga zorientowali się, że nieustannie rosnące ceny flagowych urządzeń mogą irytować wielu odbiorców, dlatego obok Galaxy S10 i S10+ zadebiutował także budżetowy model S10e. Przy czym słowo budżetowy należy wziąć w bardzo duży cudzysłów. To wciąż sprzęt klasy premium, ale zrezygnowano w nim z kilku rozwiązań, aby odczuwalnie obniżyć cenę. Mimo cięć znajdziemy w nim m.in. najnowsze procesory, dzięki którym korzystanie z S10e ma być równie przyjemne co obsługa S10 oraz S10+. Niestety, podczas pokazów przedpremierowych nie mieliśmy okazji przetestować tego modelu, dlatego skupię się na przybliżeniu wersji S10 oraz S10+.
Samsung Galaxy S10 i S10+
Wizualnie zmieniło się niewiele, nowa linia swoją sylwetką mocno nawiązuje do zeszłorocznej edycji. Dopiero kiedy dobrze przyjrzymy się tym sprzętom, dostrzeżemy takie niuanse jak cieńsza ramka wokół ekranu, inna konstrukcja frontowego aparatu czy brak czytnika linii papilarnych z tyłu obudowy. Poszczególne modele najłatwiej odróżnić przyglądając się przedniej części urządzenia. S10e ma płaski, bezramkowy wyświetlacz o przekątnej 5,8” i jeden aparat do selfie. W S10 znajdziemy 6,1-calowy wyświetlacz o zakrzywionych krawędziach i z jednym obiektywem do selfie. Z kolei 6,4-calowy S10+ ma zakrzywiony ekran i podwójny przedni układ optyczny.

Stworzone do fotografowania

To idealny moment, aby porozmawiać o wspomnianych aparatach. Aby wysmuklić nową serię, projektanci zastosowali kilka sprytnych sztuczek. Górną i dolną ramkę wyświetlaczy odchudzono do minimum, dzięki czemu jest tak wąska, że niemal niedostrzegalna. Wymusiło to zmianę konstrukcji obiektywów. W nowym modelu zatopiono je w górnym prawym roku ekranu. Z jednej strony zajmują mniej miejsca, z drugiej zaś trzeba przyzwyczaić się do tego, że przesłaniają część obrazu np. podczas oglądania filmów. Projektanci doskonale zdawali sobie sprawę z ograniczeń tego rozwiązania, dlatego tak zaprojektowali tapety systemowe, aby podczas korzystania z systemu operacyjnego aparaty były niemal niedostrzegalne. Tapety ekranowe przyciemniono w miejscu układu optycznego, przez co ten niemal zlewa się z tłem. Sprytnie i bardzo elegancko. Dodatkowy aparat przedni w S10+ jest wykorzystywany do sprzętowego rozmywania tła i wykonywania fotografii w stylu bokeh. Co ciekawe, funkcję tę znajdziemy także w niższych modelach, tam jednak aparat rozmywa tło systemowo, wykorzystując w tym celu algorytmy. Efekt rozmycia może być nieco mniej spektakularny, jednak dzięki tej sztuczce każdy posiadacz Samsunga z linii S10 skorzysta z mniej lub bardziej zaawansowanej funkcji bokeh.
Aparat główny Samsunga Galaxy S10+
Jeśli zaś chodzi o aparat główny, to w nim również znajdziemy kilka obiektywów. W modelach S10 i S10+ zastosowano ten sam, potrójny układ optyczny, zaś w S10e układ podwójny pozbawiony jednego ze szkiełek.  We wszystkich modelach znajdziemy obiektyw szerokokątny 77° z podwójną przysłoną oraz obiektyw ultraszerokokątny 123° z funkcją automatycznej korekty zakrzywień. W S10 oraz S10+ znajdziemy ponadto teleobiektyw o kącie widzenia 45°. Na szczęście innowacje nie ograniczyły się wyłącznie do zwiększenia liczby obiektywów, Samsung dopracował także oprogramowanie. Aplikacja aparatu rozpozna teraz 30 różnych scen, dzięki czemu precyzyjniej dobierze parametry fotografowania, a asystent kompozycji ułatwi wykadrowanie ujęcia. Włączając tę funkcję system wyświetli punkt, który według niego powinien być środkiem kadru. Wystarczy najechać na nim celownikiem i wypoziomować telefon, a po chwili Galaxy automatycznie sfotografuje ujęcie. W pierwszych testach funkcja ta sprawdziła się bardzo dobrze.
Potrójny układ optyczny występujący w modelach Galaxy S10 i S10+
Inżynierowie poprawili także tryb nocny. Podczas fotografowania z ręki aparat wykonuje 7 zdjęć w ciągu 2 sekund i składa z nich jedną, dobrze doświetloną fotografię. A jeśli dysponujemy statywem, w tym trybie aparat zrobi do 17 zdjęć w ciągu 30-40 sekund. Jeśli aparat radzi sobie z fotografią nocną tak dobrze, jak pokazano na materiałach promocyjnych, będziemy mieć powody do zadowolenia.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
  • 3
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj