Oto lista prawdziwie hitowych seriali, które wspominalibyśmy znacznie lepiej bez ostatniego, czasami dwóch ostatnich sezonów lub po prostu bez finałowego odcinka, który bywał przyczyną potężnego rozczarowania, frustracji, a niekiedy i wściekłości fanów. Niestety twórcy wielosezonowych historii nie zawsze pamiętają o przysłowiu, że prawdziwą klasę poznaje się nie po tym, jak się zaczyna, ale jak się kończy.

"Chuck" (2007-2012)

Serial, który wielu z nas wspomina do dziś z wielkim sentymentem. Yvonne Strahovsky (zwana przez polskich fanów familiarnie Iwonką) zdobyła serca wszystkich nerdów świata na wiele lat. Historia Chucka Bartowskiego, tego co ma w głowie (Intersect) i jego zwariowanych przyjaciół z Buy More wciągnęła widzów w przezabawny chuckowy świat, w którym każdy mógł być wrogiem lub przyjacielem, a tajemnice - te państwowe i te z zaplecza sklepu z elektroniką - mnożyły się jak króliki. Oglądaliśmy najróżniejsze wcielenia bohatera i jego bardzo tajnej ochrony, kibicowaliśmy mu w walce z czarnymi charakterami i szefem, a nade wszystko ściskaliśmy kciuki za szczęśliwe zakończenie cudownie nieporadnego romansu z Sarą Walker. Serial utrzymywał równy, wysoki poziom przez trzy sezony. Sezon czwarty nieco stracił na rozrywkowości, ale ciągle był po prostu fajny. Sezon piąty dla wielu (nawet zagorzałych) fanów był nieporozumieniem od momentu, w którym serial zaczął parodiować sam siebie, wrogowie byli wymyślani na siłę, a sytuacji nie ratowało to, że robiło się coraz miej śmiesznie. Mnóstwo widzów rozczarował także potężnie finał serialu, takie zakończenie bez zakończenia (które w sumie jednak było chyba najbardziej udanym elementem ostatniego sezonu). Chuck przez co najmniej trzy lata bawił znakomicie, niestety w chwili, kiedy można było zakończyć tę historię w sposób sensowny, zgrabny i zabawny, zdecydowano się jednak kręcić dalej. [video-browser playlist="731250" suggest=""]

"True Blood" (2008-2014)

Kiedyś sztandarowa produkcja HBO, serial, który przekraczał śmiało granice tego, co można, a czego nie można pokazywać w telewizji. Dla jego twórców nie istniały słowa „nie wypada”. Raczyli swoich widzów seksem, nagością i hektolitrami krwi, ale czynili to do pewnego momentu w sposób przemyślany, finezyjny i wciągający. Nic dziwnego, że "True Blood" okrzyknięto odkryciem – mało było seriali, które tak śmiało eksplorowały pewne sfery ludzkiego życia (nawet jeżeli niektórzy bohaterowie byli mało ludzcy), przy okazji nie unikając problemów społecznych, takich jak rasizm, nietolerancja, zaściankowość i fanatyzm religijny. "Czysta krew" zaczęła psuć się w okolicach sezonu piątego. Coraz częściej najważniejszym pytaniem, jakie pojawiało się w serialu, było "Z kim teraz prześpi się Sookie?" (co ta zresztą ochoczo czyniła, pozwalając grającej ją Annie Paquin na eksponowanie swoich niewątpliwych wdzięków). Co najgorsze, szwankować zaczęła również logika pokazywanej historii, a nawet opowieści o nadprzyrodzonym powinny opierać się na sensownych podstawach. Szczytem szczytów okazał się jednak sezon ostatni, który przypominał jazdę bez trzymanki i bez celu tylko po to, aby zakończyć się jednym z najgorszych odcinków finałowych w historii telewizji. "True Blood" okazała się serialem, który po prostu nie udźwignął swojej marki, a spadająca z roku na roku oglądalność skłoniła showrunnerów do nerwowych ruchów, które kompletnie nie wyszły mu na dobre. [video-browser playlist="729645" suggest=""]

"Lost" (2004-2010)

“Serial, który zmienił oblicze telewizji” - truizm, ale w przypadku "Lost" jak najbardziej na miejscu. Kiedy z okazji dziesięciolecia serialu opublikowaliśmy wybór ulubionych scen dokonany przez redakcję, w komentarzach często przewijała się informacja, że to właśnie od "Lost" zaczęła się Wasza serialowa przygoda. Fenomen tego serialu zadziwił, historia rozbitków z Oceanic Lot 815 pasjonowała rzesze ludzi, dyskutowano o wszystkim - od przyczyn katastrofy począwszy, a na znaczeniu śladów na piasku skończywszy. I trwało to ładnych parę lat. Nie ukrywam, że byłam jedną z fanek serialu – do sezonu piątego. Potem ugięłam się pod zbytnim nawałem dziwacznych i nielogicznych wydarzeń, w których uczestniczyli rozbitkowie i wszystkie powiązane z nimi osoby. Dobiła mnie ostatecznie bomba wodorowa. Oczywiście mnóstwo widzów oglądało wszystkie sezony z równym zaangażowaniem i pasją, ale także wielu z nich poczuło się oszukanymi przez ostatnie odcinki "Lost". Nie było chyba równie wyczekiwanego i budzącego tyle zaangażowania finału w historii telewizji. Niestety, wysoko postawiona przez fanów poprzeczka chyba przerosła scenarzystów, stąd dla tak wielu dwa odcinki w zamyśle zamykające opowieść były ogromnym rozczarowaniem i czuli się po prostu oszukani przez twórców. Osobiście uważam, że Abrams i Lindelof gdzieś zagubili się po drodze w nadmiarze rozpoczętych wątków i nie potrafili konsekwentnie doprowadzić serialu do mądrego końca. [video-browser playlist="731262" suggest=""]

"Glee" (2009-2015)

I jeszcze jeden serial, który przecierał szlaki i ustanawiał nową jakość w telewizyjnej rozrywce. I jeszcze jeden, który powinien się skończyć znacznie wcześniej. Urocza muzyczna bajka o członkach chóru New Direction, zbiorowisku najmniej popularnych dzieciaków w szkole, potrafiła zafascynować czymś, czego wcześniej w takiej formie nie oglądano. Bardzo ważne społecznie problemy - wykluczenie, tolerancja dla odmienności, homofobia i prawo do bycia szczęśliwym bez względu na rasę, wyznanie, preferencje seksualne czy płeć - przedstawiono w lekkiej, momentami wręcz komediowej formie i okraszono znakomicie wykonywanymi coverami gwiazd światowego popu. "Glee" okazało się rozrywką nie tylko dla młodych - oglądano go całymi rodzinami, a towarzyszący mu medialny szum i wszystkie okołoserialowe dodatki pozwalały mniemać, że seria ma przed sobą wieloletnią przyszłość. Jak się okazuje, miała – ale niestety zbyt długą. Wielu widzów zaczęło się skarżyć na coraz bardziej zachwiane proporcje pomiędzy bohaterami o różnej orientacji, coraz dziwniejsze pomysły scenarzystów i niedojrzałość postaci, które zamiast rosnąc wraz z widzami, pozostawały dalej infantylne i nastoletnie. Do tego dołączyła łopatologiczna, momentami wręcz nachalna dydaktyka, skutecznie zniechęcająca do oglądania. Odezwały się głosy, że "Glee" powinno było skończyć się w momencie ukończenia szkoły przez pierwotny skład chóru - i rzeczywiście, z perspektywy czasu można powiedzieć, że byłoby to najlepsze rozwiązanie, pozwalające na zachowanie całości serialu we wdzięczniej pamięci. [video-browser playlist="731263" suggest=""]

"Dexter" (2006-2013)

Kto z Was w dzieciństwie chciał być drwalem? Dexter Morgan chyba o tym marzył, a przynajmniej taki los zgotowali mu scenarzyści, kończąc w ten sposób 8-sezonową epopeję o najsympatyczniejszym seryjnym mordercy w dziejach telewizji. Serial stacji Showtime przełamywał tabu, pokazując z założenia negatywne postacie w sposób sympatyczny; był dramatem obyczajowym, thrillerem i kryminałem w jednym. Cieszył się ogromnym powodzeniem, a dodatkowo prawie przez cały czas utrzymywał równy poziom. Zastrzeżenia pojawiły się przy 8. sezonie, który wielu fanów oceniało jako nudny i przekombinowany. Mimo to niewielu z ich przewidziało zakończenie – a było ono takie, że większość widzów niemal zawyła albo ze śmiechu, albo ze złości. Szkoda, bo jeden niezbyt mądry odcinek i jeden bardzo głupi pomysł podważyły sens całego serialu. [video-browser playlist="731264" suggest=""]  

Czytaj dalej...

Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj