Masa seriali w jednym tekście – to główne założenie „Serialowego przeciążenia”, w którym co tydzień znajdziecie luźne spostrzeżenia o popularnych komediach, dramatach czy proceduralach – ich najnowszych odcinkach, ogólnym poziomie i przyszłości. Gdy natomiast nadarzy się okazja polecić jakiś serial niszowy, nie omieszkamy tego zrobić. Zaczynamy! „American Crime” to serial, którego tytuł ma bardzo wiele znaczeń. Zbrodnią jest bowiem choćby to, że ktoś wpadł na genialny pomysł, aby emitować go na ABC. Po seansie pierwszych 3 odcinków zachodzę w głowę, jakim cudem ta rewelacyjna produkcja nie wylądowała na HBO, Showtime albo choćby AMC. Oglądalność systematycznie spada i szanse na to, że zobaczymy 2. sezon w telewizji ogólnodostępnej, są niemal zerowe. Na szczęście to antologia i obecna historia zamknie się w 11 epizodach. Bardzo chciałbym jednak, aby jej twórca, John Ridley (zdobywca Oscara za film „12 Years a Slave”), spróbował znaleźć dla tej perełki nowy dom w którejś ze stacji kablowych i kontynuował realizację swojej wizji. Takich tematów, jakie podejmuje „American Crime”, nie oglądamy zbyt często w amerykańskiej telewizji publicznej. Sporadycznie zdarza się odcinek, który bierze na warsztat poważne problemy społeczne, ale od czasu zakończenia „ER” nic tak się na nich nie skupiło jak nowość ABC. Zresztą motorem napędowym produkcji jest debata na temat rasy i dyskryminacji ze względu na kolor skóry, ukazana w sposób niezwykle kompleksowy i z kilku różnych perspektyw. No i któż mógłby przedstawić to lepiej niż scenarzysta „Zniewolonego”? Przejmująca opowieść Ridleya jest poprowadzona perfekcyjnie, a my śledzimy losy postaci nie tylko z punktu widzenia „tych dobrych” (choć nic nie jest tu do końca czarno-białe), ale też tych o tytułową zbrodnię posądzonych. Bohaterowie rozwijają się z każdym epizodem, a nam naprawdę trudno opowiedzieć się za którąś ze stron, bo pełno tu różnych osobowości, które do pary z absurdalnością, niesprawiedliwością i wręcz bezwzględnością amerykańskiego systemu prawnego tworzą mieszankę iście wybuchową. No i to też świetny kryminał, bo zagadki i sekrety się piętrzą. Jeśli obecnie prezentowany poziom się utrzyma, nie wierzę w to, że „American Crime” nie skończy przynajmniej z garścią nominacji do Emmy na swoim koncie. W kategoriach aktorskich będą liczyć się na pewno Felicity Huffman i Timothy Hutton, którzy tworzą fantastyczne i niesamowicie prawdziwe kreacje. Kto jeszcze nie ogląda – niech zacznie! [video-browser playlist="674350" suggest=""] „CSI: Cyber” może natomiast nie doczekać 2. serii nie tylko na CBS, ale w ogóle. Jeśli stacja czekała z decyzją w sprawie ewentualnego finałowego sezonu dla „C.S.I.: Crime Scene Investigation” na to, jak poradzi sobie w ramówce spin-off, to obawiam się, że marka "CSI" może niedługo całkowicie pójść do piachu. Wyniki oglądalności nie są bowiem najlepsze w grupie docelowej (18-49). A najlepsze jest to, że po dość słabym pilocie poziom serialu z Patricią Arquette poprawił się w kolejnych odcinkach. Twórcy wychodzą z założenia, że cyberprzestępstwa dotyczą nie tylko wielkich hakerskich akcji (patrz Sony) czy wycieku tajnych informacji (patrz Edward Snowden), ale też wszystkiego, co jest związane z naszym codziennym życiem. I to nie jest wcale zły koncept, a i jego wykonanie jest całkiem przyzwoite. Dodajmy tu też pewien walor edukacyjny, który naprawdę zwraca uwagę widzów na to, w jak prosty sposób mogą zostać ofiarami takiej komputerowej zbrodni. Bo jak się okazuje, zostać hakerem jest dziecinnie łatwo. Wyeliminowano też podstawowy grzech pilota, a produkcja nie gna już jak szalona przy teledyskowym montażu. Jest nieco spokojniej i nawet można znaleźć czas na rozwój postaci. Balans pomiędzy sprawami tygodnia a perypetiami bohaterów został osiągnięty. Gorzej sprawa się ma z aktorami, a w szczególności z Arquette, niedawną zdobywczynią Oscara. To ona jest tu gwiazdą, ale muszę przyznać, że o wiele lepiej ogląda mi się agenta Mundo. James Van Der Beek tworzy kreację ciekawszą i bardziej charyzmatyczną. Avery Ryan to zaś taki miks profilerki z „Criminal Minds” i Cala Lightmana z „Lie to Me”. Unikalnej tożsamości aktorka nie potrafi na razie swojej postaci nadać. Z „CSI: Cyber” zaczyna się kształtować dość przyjemny procedural, ale czy powstanie więcej niż 13 odcinków? Pewnie przekonamy się na majowych upfrontach. [video-browser playlist="674351" suggest=""] „Survivor” nadal świetnie się trzyma, zarówno pod względem poziomu, jak i wyników oglądalności. W 30. sezonie wyemitowano już 5 odcinków, co przekłada się na 14 dni w grze (z 39). Zaczynaliśmy od 3 plemion, ale twórcy sięgnęli po swój sprawdzony trick i wymieszali ich składy oraz rozdzielili „rozbitków” na 2 obozy. To zawsze doprowadza do swoistego restartu serii, a osoby, które jeszcze pozostały w rozgrywce, muszą na nowo zawierać sojusze. Wspominałem też kilka tygodni temu, że uczestnicy diametralnie różnią się pod względem osobowości, więc ich miks tylko zaostrzy rywalizację. Mieliśmy tego potwierdzenie podczas ostatniego tribal council. Zawsze uwielbiałem w tym programie, gdy odpadał ten, kto czuł się bardzo pewnie i myślał, że ma nad wszystkim kontrolę. Takie zwroty akcji to esencja „Survivora” i wyznacznik dobrego sezonu. Znakomita rozrywka - oby tak dalej. Ostatnio chodzą słuchy, że 8. sezon serialu „Castle” jest zagrożony. No niech tylko spróbują skasować najlepszy procedural w telewizji, to się pogniewamy! Oczywiście ABC raczej nie będzie winne takiego scenariusza. Stacja chce dalej emitować serial, ale kontrakty z gwiazdami nie są podpisane na kolejny cykl i tu tkwi pies pogrzebany. Możemy tylko mieć nadzieję, że Nathan Fillion i Stana Katic jakiś korzystny układ dla siebie i fanów wynegocjują. Produkcja znajduje się obecnie w tak dobrej formie, że szkoda byłoby ją kończyć. Tym bardziej że główny wątek z początku serii (zniknięcie i amnezja Ricka) nie został jeszcze nawet trochę rozwinięty, a epizodów do końca serii pozostaje coraz mniej. Najnowszy koncentrował się głównie na Beckett i jej współpracy z superpolicjantką z Hongkongu, która jest od naszej bohaterki – przynajmniej na papierze – we wszystkim lepsza. Kate z kompleksami to rzadki widok i zostało to przedstawione fajnie, tak jak sprawa, która znów dawała sporo frajdy. No i wszystko było pretekstem do rozwoju postaci głównej bohaterki. Status detektyw wydziału zabójstw to powoli dla niej za mało i zaczyna poszukiwać nowych wyzwań. Twórcy ewidentnie budują podwaliny pod jakiś cliffhanger w finale. [video-browser playlist="674352" suggest=""] „Fortitude” z jest z każdą kolejną odsłoną dziwaczniejsze i coraz bardziej intrygujące. Serial wkracza w ostatnią fazę i do końca pozostały tylko 3 odcinki. My natomiast nadal nie możemy być pewni, jaka zła moc opanowała to miasteczko. Choć oficjalnie jest to kryminał, to motywy rodem z horrorów są widoczne na każdym kroku. Tym razem do tajemniczych wirusów i indiańskich bożków możemy dorzucić demony i nawet coś w stylu zombie. To, co się tu dzieje, to prawdziwy kosmos! Para naukowców z centrum badawczego wpadła na dobry trop związany z coraz bardziej agresywnym zachowywaniem się zwierząt w okolicy. Toksyny z pradawnego mamuta są zapewne tego źródłem. Zaatakowały one także ludzi i tak oto idylliczne Fortitude zaczęło się sypać. Jednak wydarzeń na ekranie nie da się wytłumaczyć jedynie wybrykami natury. Jakiś psychopata tu grasuje i trudno stwierdzić nie tylko któż to, ale jakie ma motywacje. Tymczasem detektyw Morton wciąż próbuje dociec, w jakich okolicznościach zginął geolog Billy Pettigrew i jakiego skarbu szukał pod arktycznym lodem. Dziury w zeznaniach podejrzanych są coraz większe, a nowe dowody - zaskakujące. Finał tej opowieści powinien dostarczyć masy świetnych wrażeń. [video-browser playlist="674353" suggest=""] „The Last Man on Earth” to nadal komediowy powiew świeżości, który na każdym kroku próbuje zaskoczyć nas czymś nowym. Gdy Phill Miller zaakceptował fakt, że będzie do końca swojego życia „mężem” Carol, w serialu pojawiła się postać Melissy, którą gra zjawiskowa January Jones („Mad Men”). I tak oto bohater jest w potrzasku – uwięziony pomiędzy zobowiązaniem w stosunku do tej pierwszej, a pożądaniem do tej drugiej. Jego pierwszą decyzją w świecie z dwoma kobietami było zgolenie swojej wypasionej brody. Nie wiem, czy była to taka dobra decyzja (nie tylko Phila, ale też twórców), ale jeśli powyższy sneak peek z nadchodzących odcinków jest jakimś wyznacznikiem, to będzie się tu jeszcze bardzo śmiesznie działo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj