Masa seriali w jednym tekście – to główne założenie "Serialowego przeciążenia", w którym co tydzień znajdziecie luźne spostrzeżenia o popularnych komediach, dramatach czy proceduralach – ich najnowszych odcinkach, ogólnym poziomie i przyszłości. Gdy natomiast nadarzy się okazja polecić jakiś serial niszowy, nie omieszkamy tego zrobić. Zaczynamy! Dzieje się wiele w 2. sezonie serialu "Helix". Zachowany został patent na odizolowane od świata miejsca, w którym rozgrywa się akcja, ale otoczenie już jest zupełnie inne, a twórcy za pomocą retrospekcji i skakania w przeszłość i przyszłość pozwalają widzom na ogarnięcie całej historii ze znacznie szerszej perspektywy. Można wreszcie dowiedzieć się więcej o tajemniczej Illarii, która jest potężną organizacją skupiającą nieśmiertelnych, oraz że nie brakuje w niej podziałów i sprzecznych interesów. W porównaniu do poprzedniej serii mamy tu znacznie mocniej rozbudowane charakterystyki bohaterów, a oni – choć niby ci sami - zmienili się i niekoniecznie budzą w widzach sympatię. Powoli poznajemy motywy działania dra Alana Farraguta, jego brata, Petera, i Julii Walker. Wyspa St. Germain, zamieszkana przez dziwną wspólnotę kierowaną przez charyzmatycznego przywódcę, brata Michaela, jest ciekawym tłem dla rozgrywających się wydarzeń, a twórcy jak do tej pory nie zwalniają tempa i serwują widzom piętrowo skonstruowaną intrygę, rozgrywającą się na wielu poziomach i to zarówno wewnątrz zagadkowej „sekty” nieśmiertelnego Michaela, jak i wśród ekipy CDC. Odcinek 7. z jego iście apokaliptycznym zakończeniem, nieodparcie kojarzącym się z tragedią sekty Jima Jonesa w Gujanie, jest prawdziwie upiorny. W 2. sezonie jest na pewno znacznie więcej akcji, mniej typowo naukowego żargonu i bardziej wyraziste antagonizmy pomiędzy bohaterami. Generalnie, jak do tej pory 2. sezon jest godny polecenia nawet dla tych, którzy byli nieco rozczarowani sezonem 1. i jego zakończeniem. [Beata Zawadzka] [video-browser playlist="667775" suggest=""] Gdy dwa tygodnie temu pisaliśmy o serialu "Zawód: Amerykanin", można było 3. sezon tylko chwalić, ale ostatnie 2 odcinki to delikatny spadek formy. Oczywiście nawet nieco słabsze epizody tego serialu to i tak telewizyjna czołówka, ale pozostaje po nich mały niedosyt. Twórcy się nie śpieszą i liczą na cierpliwość widzów, rozwijając poszczególne wątki. Philip i Elizabeth pokazują nam, jak mozolna potrafi być praca szpiega i że nawet dla małych zwycięstw trzeba się niesamowicie namęczyć, zdobywając zaufanie swoich celów. Za realizm i rzetelność należą się scenarzystom pochwały, ale muszą pamiętać, że nie mogą przesadnie zwalniać tempa. Na ekranie nadal dzieją się bardzo ciekawe rzeczy. Jennigsowie pracują na dwa fronty – Liz zajmuje się zdobyciem technologii stealth, a Philip rozpracowuje komórkę CIA mającą ścisły związek z wojną ZSRR z Afganistanem. Już niedługo obie misje powinny przynieść pożądane – i przede wszystkim bardziej emocjonujące – rezultaty. Interesująca jest także współpraca Stana z Olegiem. Amerykanin i Rosjanin pracujący razem, aby uratować życie Ninie, która jednak w więzieniu się nie nudzi i bawi w podwójną agentkę. Choć były to w dużej mierze odcinki przejściowe, trzeba wspomnieć o znakomitej paraleli pomiędzy historią Paige i operacją Philipa związaną z uwiedzeniem 15-letniej dziewczyny. Konflikt pomiędzy rodzicami tylko się natęża, a my widzimy, że w tym świecie granica pomiędzy dzieciństwem a dorosłością jest bardzo cienka. No i te retrospekcje w końcówce 5. odsłony o czasach szkolenia Jenningsa – mocne, wymowne i fantastycznie zgłębiające psychikę bohatera. [video-browser playlist="667778" suggest=""] Gdy główny bohater serialu "Castle" wykrzykuje, ciesząc się jak dziecko, słowa „Best case ever!”, my już wiemy, że szykuje się nieźle zakręcony odcinek. Jego scenarzystom nie kończą się świetne pomysły, a tym razem mamy do czynienia z morderstwem w trakcie symulacji misji na Marsa. Historia rozwija się w tak genialny sposób, że wychodzi z tego fantastyczny hołd dla „2001: Odysei kosmicznej” Kubricka, z tą różnicą, że „The Wrong Stuff” jest też przezabawne. Jest tu morderczy komputer à la HAL 9000 i sekwencja inspirująca się „Obcym”, a nawet Rick parodiujący kapitana Kirka z klasycznego „Star Treka”. Wszyscy fani serialu powinni bawić się wyśmienicie na tym epizodzie, a szczególnie miłośnicy science fiction. I znów na tapecie to nieszczęsne "Forever". Praktycznie same dobrze rzeczy można o tym serialu pisać, ale wciąż z przeświadczeniem, że to dead show walking. Co by tu mogło go uratować? Może TBS albo USA? Szukam opcji na upartego, ale niestety trzeba liczyć się z tym, że jeszcze tylko 6 odcinków będzie nam dane. Najnowszy też oglądało się bardzo przyjemnie. Powróciła urocza Hilarie Burton, którą znamy z roli Iony, terapeutki sado-maso. Tym razem jednak zagrała łagodniejszą wersję tej postaci, czyli Molly, panią profesor psychologii. To chyba dlatego, by widzowie uznali za bardziej wiarygodny scenariusz jej miłosnego wątku z Henrym. Twórcy chyba wiedzą, że koniec się zbliża i czas Morganowi znaleźć nową życiową partnerkę. No i chyba nikt z nas nie wierzy w to, że do końca sezonu bohater nie powie nikomu o swojej nieśmiertelności. [video-browser playlist="667777" suggest=""] Każdy ma swoje ulubione guily pleasure, a moim jest bez wątpienia "Survivor". Programy reality może specjalnie dobrej renomy nie mają, ale produkcja CBS to bez wątpienia jeden z wyjątków i tak na dobrą sprawę – w końcu premiera odbyła się w 2000 roku – jeden z prekursorów gatunku. Właśnie rozpoczęła się 30. edycja programu, który w 15 roku na antenie nadal potrafi zaskoczyć świeżym konceptem, a i na oglądalność narzekać nie może. Baza jest zawsze taka sama. Zrzucamy grupę nieznanych sobie ludzi gdzieś w tropikalnej dżungli czy innym ekstremalnym terenie i cieszymy się ich psychologicznymi gierkami oraz emocjonującą walką w wyzwaniach o immunitet i przetrwanie. Na końcu ostaje się tylko jeden. Pomysłów twórcom nie brakuje. Na różne warianty się już decydowali i nie zawsze wszystko wychodziło, ale wygląda na to, że najnowsza seria będzie całkiem niezła. Skąd to wiem? Widzę, jakich ludzi producenci wybrali do gry, a interakcje pomiędzy nimi powinny być niezwykle interesujące. Mamy bowiem tym razem 3 zupełnie różne osobowościowo plemiona, charakteryzujące się odmiennym podejściem do życia. Jest grupa uprzywilejowanych yuppies, ciężko pracujący na co dzień przedstawiciele klasy średniej oraz beztroskie i łamiące zasady lekkoduchy. Spięcia wewnątrz tych grup już ogląda się świetnie i aż strach pomyśleć, co będzie po połączeniu plemion. Już premiera zaserwowała garść klasycznych survivorowych twistów. Był świetny moment z ukrytym indywidualnym immunitetem, znakomity comeback w immunity challenge i pełne dramatyzmu tribal council. To było jedno z lepszych otwarć w ostatnich latach. „Survivor” to świetna zabawa, a najlepsze jest to, że aby zacząć go oglądać, nie trzeba znać poprzednich serii. Kto jeszcze nie spróbował, może zacząć od 30., a jak się spodoba, to na nadrobienie poprzednich przyjdzie czas. [video-browser playlist="667779" suggest=""] John Oliver w tym tygodniu rozpoczął swój "Przegląd tygodnia" od naśmiewania się z bardzo międzynarodowego towarzystwa. Dostało się Grecji, która jest w tragicznej sytuacji finansowej, ale mimo to jej minister finansów nie zapomina, co to swag. Bardzo śmiesznie wypadła też wyprawa Władimira Putina do Egiptu, gdzie tamtejsza orkiestra wręcz zmasakrowała rosyjski hymn narodowy. W centrum odcinka znalazł się jednak materiał o amerykańskich sędziach i sposobie ich elekcji. W 39 stanach w USA robi się to w wyborach powszechnych, więc ci muszą prowadzić kampanie i pozyskiwać fundusze od sponsorów. Niektóre historie z tym związane są po prostu szalone, a prowadzący sugeruje, że sam koncept wydaje się spaczony. Zobaczcie materiał Olivera poniżej. „Jess i chłopaki” dały nam w tym tygodniu w moim odczuciu najlepszy odcinek w 4. sezonie i każdemu rekomenduję jego obejrzenie, bo to po prostu wyśmienity kawałek komedii. Dobrze bawić powinni się zarówno ci, którzy serialu nie znają, jak i ci, którzy jakiś czas temu produkcję FOXa porzucili (może po seansie wrócą). Cała paczka bohaterów przez cały epizod znajduje się w mieszkaniu i poluje na pająka, którego panicznie boi się Schmidt. Nick zabiera się za gotowanie sosu bolońskiego, a Coach musi napisać romantycznego maila. Wszystko jest tu tak absurdalnie genialne, że aż brak mi słów na opisanie tego, jak świetnie bawiłem się przy „Spiderhunt”. Muszę jednak wspomnieć o sekwencji całkowicie niszczącej system, czyli rozmowie Nicka i Jess o maszynie do popcornu. To znaczy, on myśli, że o tym rozmawiają. Ona zaś rozprawia o czymś zupełnie innym. To nieporozumienie rozkłada na łopatki. Mówię Wam, zobaczcie! [video-browser playlist="667780" suggest=""] Na koniec "Współczesna rodzina", którą trzeba również bardzo pochwalić za niezwykle oryginalny i świetnie zrealizowany pomysł na odcinek. Całość rozgrywa się na monitorze komputera Claire, która korzysta z WiFi na lotnisku, aby komunikować się z całą rodziną przez FaceTime. Wyszło niezwykle zabawnie. Czasem bowiem bohaterka poświęca swoim bliskim całą uwagę, a niekiedy zajmuje się rzeczami zupełnie innymi. Na przykład ogląda porno… takie swoje, specjalne, pięknie poukładanych rzeczy. Akcja toczy się niemal w czasie rzeczywistym, a postacie próbują skontaktować się z Haley, która ogłosiła na Facebooku, że wyszła za mąż, co wśród wszystkich zasiało prawdziwą panikę. Znakomita odsłona; oby serial serwował takie częściej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj