Masa seriali w jednym tekście – to główne założenie „Serialowego przeciążenia”, w którym co tydzień znajdziecie luźne spostrzeżenia o popularnych komediach, dramatach czy proceduralach, ich najnowszych odcinkach, ogólnym poziomie i przyszłości. Gdy natomiast nadarzy się okazja polecić jakiś serial niszowy, nie omieszkamy tego zrobić. Zaczynamy! Im bliżej końca sezonu, tym bardziej rośnie forma „The Good Wife”. Twórcy zaserwowali nam kolejną perełkę, w której nad głową Alicii już wisi poważny skandal, choć ledwo została wybrana na prokuratora stanowego. Odcinek „Undisclosed Recipients” porusza temat internetowego piractwa i inspiruje się historią związaną z wyciekiem „The Expendables 3” tuż przed ich kinową premierą, co przełożyło się na słabe wyniki finansowe obrazu. Podobna sytuacja ma miejsce w serialu CBS, z tą różnicą, że scenarzyści dorzucili do tego hakerski atak na serwery firmy, która ma tego pecha, że reprezentuje skrzywdzonego filmowca, a nie właściciela torrentowej strony. Wyciekają osobiste maile prawników (niektóre bardzo szczere) i atmosfera w biurze się – delikatnie mówiąc – pogarsza. Żądanie jest proste: wycofanie pozwu albo więcej osobistej korespondencji wyląduje w sieci. Maile pani Florrick jeszcze nie ujrzały światła dziennego, ale jest bardziej niż pewne, że do tego dojdzie. Wówczas już nikt nie będzie wołał na nią Święta Alicia, szczególnie po przeczytaniu pikantnych wymian zdań z Willem. Seksskandal wisi na włosku i bohaterka może stracić nową fuchę zanim ją tak naprawdę rozpocznie. Poważne nadszarpnięcie reputacji będzie zaś minimalną konsekwencją tej całej afery. Trudno oprzeć się wrażeniu, że te 5 odcinków do końca serii to wystarczająca liczba, aby domknąć wszystkie otwarte w „Żonie idealnej” wątki. Wieści o 7. sezonie natomiast wciąż nie ma. Czyżby już w maju miał nastąpić ostateczny koniec tej historii? [video-browser playlist="678033" suggest=""] Moje spekulacje sprzed tygodnia odnośnie „Forever” okazały się nie do końca trafione. Ponownie mieliśmy do czynienia z bardzo dobrym odcinkiem, ale w dużej mierze proceduralnym. Główny wątek nieśmiertelności Henry’ego został tymczasowo odłożony na półkę, a twórcy nie sprawiają wrażenia ludzi, którzy gdzieś się śpieszą, mimo że ich serial zostanie niedługo skasowany. Podobało mi się natomiast to, że David Krumholtz wcielił się w retrospekcjach (znów zresztą znakomitych) w młodszą wersję Abrahama (Judd Hirsh). Jest to fajny smaczek dla tych, którzy oglądali kiedyś serial „Numb3rs”, gdzie aktorzy grali ojca i syna. No i została nam dokooptowana kolejna tajemnica do rozwikłania – co stało się z Abigail? W każdym razie, oby finałowe 3 epizody godnie zakończyły tę opowieść. Cliffhanger nie będzie tu mile widziany. „Castle” nieco wyluzował po bardzo poważnej ostatniej odsłonie. Powrócił świetny humor i od razu przyjemniej się oglądało. Ryan i Esposito ćwiczący swój konkursowy taniec na policyjny bal to przezabawny widok. Równie śmieszna była reakcja Beckett, gdy Rick włączył ich do rywalizacji. A wszystko to okraszone zostało całkiem ciekawą sprawą morderstwa, w której istotne okazały się małe rzeczy, szczególiki niezwracające naszej uwagi aż do kluczowego momentu w śledztwie. Nie przesadzę, jeśli powiem, że robienie procedurali w dzisiejszych czasach jest pewnego rodzaju sztuką. W tym gatunku bazuje się obecnie na wałkowanych na okrągło schematach i kliszach, ale nie każdy potrafi żonglować nimi tak umiejętnie jak twórcy serialu ABC i dodatkowo przy tym zaskoczyć. [video-browser playlist="678034" suggest=""] Ostatnie 2 epizody „Fortitude” już teraz spokojnie warunkują zaliczanie tego serialu do najlepszych w tym roku. Gdy wydawało się, że nie może zrobić się bardziej dziwacznie, twórcy znów zaserwowali jeden wielki WTF. Teraz nie ulega również wątpliwości, że miało to być przedsięwzięcie na jeden sezon. Ważne postacie giną, a my dostajemy coraz więcej kluczowych odpowiedzi. Chwała scenarzystom i Sky Atlantic za to, że nie wpadli na pomysł, aby to sztucznie przedłużać, i dadzą nam 13-odcinkową perełkę. Wszystkie tajemnice szybko się wyjaśniają i okazuje się że, ich źródłem są osobiste więzi między bohaterami – miłość, pożądanie i grzechy przeszłości. Genialnie pokazano, jak potężne ludzkie emocje mogą zamienić nas w brutalne zwierzę. Ludzie w Fortitude robili okropne rzeczy na długo przed tym, nim odnaleziono tego przeklętego mamuta i mieszkańców zaatakował groźny wirus. Wypada chociaż wspomnieć o tym nieszczęsnym geologu rozszarpanym przez niedźwiedzia. W świetle nowych okoliczności można powiedzieć, że sobie zasłużył. W finałowych odcinkach największym wrogiem dla Dana i spółki będzie natura i skutki działania pewnego pradawnego pasożyta, który w iście spektakularny sposób wydostał się na wolność ze swojego ludzkiego inkubatora. Serio, można powiedzieć tylko WOW, oglądając ostatnie minuty 11. odsłony. Jakże ja chciałbym odpalić już kolejną. [video-browser playlist="678035" suggest=""] Jako prowadzący „Saturday Night Live” nie zawiódł Dwayne Johnson, a odcinek z nim był jednym z najlepszych w tym sezonie. Słabych skeczy było naprawdę mało, a reszta wypadła solidnie albo wręcz znakomicie. Pewnie nie ma zbyt wielu osób, które na przestrzeni tego tygodnia nie widziały jeszcze zwiastuna „Bambi”, więc w tym tekście zamieszam dwa inne świetne fragmenty. Powyżej Johnson reklamuje się w otwierającej program piosence jako viagra dla franczyz i nie może się doczekać ról w kolejnych sequelach oraz remake’ach. Niżej zaś bryluje niezawodna Kate McKinnon, a scenarzyści nabijają się z Rosji, jak najlepiej potrafią. Rewelacja! Nadal wyśmienicie radzi sobie w ramówce ABC serial „Black-ish”. Dopisuje nie tylko oglądalność, bo i poziom serialu rośnie, a mnie trudno przypomnieć sobie, kiedy ostatnio twórcom nie udał się jakiś odcinek. Udowadniają oni, że można jeszcze stworzyć świeży i zabawny rodzinny sitcom. Świetnym zabiegiem jest sporadyczna narracja Andre w trakcie epizodu, który burzy czwartą ścianę i zwraca się bezpośrednio do widza. Trudno też będzie znaleźć obecnie w telewizji lepiej dobranych do swoich ról dziecięcych aktorów niż tych wcielających się w Jacka i Diane. Są uroczy i nie można się im oprzeć. Zresztą cała obsada "daje radę" i ma znakomitą chemię. Jeśli jeszcze nie oglądacie, pora nadrobić zaległości. To bez wątpienia najlepsza nowa komedia tego sezonu. Po dłuższej przerwie na ekrany powrócił serial „New Girl”, który nadal prezentuje znakomitą formę. Zdaję sobie sprawę, że piszę to do małej garstki hardkorowych fanów, którzy nie porzucili sitcomu Foxa w trakcie 3. serii, ale przyznajcie sami – w tym roku jest o niebo lepiej. Włodarzy stacji jednak niespecjalnie przejął fakt, że ludzie przestali oglądać, i mimo słabiutkiej oglądalności zamówili 5. sezon. Ja się z tego cieszę, bo znów z bananem na twarzy śledzę perypetie tej grupki postaci. W najnowszym odcinku wymiatała na przykład żądna pełnej kontroli nad swoim synem mama Shmidta (świetna w tej roli Nora Dunn) czy stypa, na której Jess i Coach zaplatali się w sieć własnych kłamstw. Prześmieszna jest też Nasim Pedrad („Saturday Night Live”) w roli policjantki i partnerki Winstona. Kradnie każdą scenę. [video-browser playlist="678036" suggest=""] Po emisji 4 odcinków 6. serii „Community” wciąż trudno się tu do czegoś przyczepić. To nadal świetna zabawa i naprawdę brakowało w telewizji takiej dziwacznej komedii. „Brooklyn Nine-Nine” wielokrotnie starało się wpisać w te ramy, ale w porównaniu z produkcją Yahoo! szaleństwa Jake’a Peralty i spółki sprawiają wrażenie bardzo… normalnych. W Greendale w 3. epizodzie znów mieli absurdalny kryzys, do którego bohaterowie jak zwykle podeszli w unikalny sposób – parodiując filmy polityczne i sztukę spin doctoringu. Reputacja placówki wisiała na włosku, gdy pojawiła się informacja, że pies zaliczył wystarczającą liczbę kursów, by dostać dyplom. Jako że było w tym trochę prawdy, nasza ekipa stworzyła prawdziwy pokój wojenny, by walczyć z zagrożeniem. Były zegary pokazujące czas w różnych strefach czasowych i nawet czerwony telefon. A wisienką na torcie był tu poboczny wątek, w którym dziekan korespondował z dwoma Japończykami, myśląc, że rozmawia z Jeffem. Motyw z Yakuzą na koniec zniszczył system. Najnowsza odsłona była natomiast najdłuższą w historii serialu - trwała ponad 30 minut. To tylko jedna z zalet emisji w Internecie. A wyszło fajnie, bo scenarzyści nigdzie nie musieli się spieszyć i mogli spokojnie rozwinąć w odcinku aż 3 wątki. Wybija się tu oczywiście lokalne przedstawienie teatralne pt. „Karate Kid”, w którym główną rolę zagrał Cheng, a Ken Jeong był rewelacyjny jako pan Miyagi. Scenarzyści podeszli do tego serio i aktor dał z siebie wszystko, co było jednocześnie poruszające i wyjątkowo zabawne, bo przecież wiemy, jak totalnie zakręcony jest jego bohater. Czytaj również: Nowe seriale – kwiecień 2015 Jest więc w świecie „Community” bardzo śmiesznie, ale Panie Harmon, wiemy, że stać ten serial na jeszcze więcej. Czekamy na realizację tych prawdziwie porytych pomysłów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj