Masa seriali w jednym tekście – to główne założenie „Serialowego przeciążenia”, w którym co tydzień znajdziecie luźne spostrzeżenia o popularnych komediach, dramatach czy proceduralach – ich najnowszych odcinkach, ogólnym poziomie i przyszłości. Gdy natomiast nadarzy się okazja polecić jakiś serial niszowy, nie omieszkamy tego zrobić. Zaczynamy! Na pierwszy ogień idzie w tym tygodniu serial „Criminal Minds”, w którym poznaliśmy głównych bohaterów potencjalnego spin-offu. Jeśli zostanie zamówiony  1. sezon, produkcja będzie nosić nazwę „Criminal Minds: Beyond Borders”, a my mogliśmy zobaczyć w odcinku pilotażowym, na jakim schemacie ta zabawa będzie się opierać. Nowa ekipa też ma odrzutowiec, którym będzie podróżować na miejsca zbrodni, z tą różnicą, że nie w USA, ale na całym świecie. Gdy Amerykanie wpadają w tarapaty poza granicami Stanów, to Jack Garrett i spółka ruszają na ratunek. Mamy więc większą scenę ich działań i rozszerzony świat przedstawiony. I jest to zaleta, bo otwiera furtkę do wgłębienia się w umysły morderców z różnych kultur. Zawiłości prawa międzynarodowego także będą tu w grze. Oprócz tego wszystko pozostaje z grubsza takie samo. Mamy lidera, jego agentów i kolejnego komputerowego geniusza. Widać już również, że oprócz rozwiązywania kryminalnych zagadek, będą oni mierzyli się z własnymi demonami. Aktorsko jest bez rewelacji. Gary Sinise praktycznie gra Maca Taylora z „CSI: NY”. W każdym razie ja żadnych różnic pomiędzy tamtą postacią a Garrettem nie widzę. Jest też Anna Gunn, która podjęła dziwaczną decyzję, aby wejść w proceduralny świat, choć ma dwie statuetki Emmy za „Breaking Bad”. Ona również nie czuje jeszcze tej roli. Gdyby ktoś zadał mi pytanie, czy „Beyond Borders” będzie miało do zaoferowania wystarczająco dużo świeżości, żeby dostać stałe miejsce w ramówce, odpowiedziałbym po seansie pilota, że chyba raczej nie. Nie był on na tyle przekonujący. Ale jeśli CBS zdecyduje się dać serialowi szansę, na pewno sprawdzę, ile będą w stanie z tego konceptu wycisnąć bez pomocy oryginalnej ekipy. [video-browser playlist="680618" suggest=""] Zmieniamy klimat na o wiele bardziej ambitny i przenosimy się do świata produkcji stacji FX „The Americans”. Raczej nie powinno być dla Was zaskoczeniem, że znów będę tylko tę historię chwalił. Twórcy zaskoczyli mnie w zeszłym tygodniu i nieco wcześniej niż w finale Paige dowiedziała się, czym zajmują w istocie się jej rodzice. Oczywiście to był tylko ułamek całej prawdy, bo gdyby weszli w szczegóły, biednej dziewczynie pewnie roztopiłyby się uszy. Sekwencje rodzinne w najnowszych 2 epizodach to prawdziwy majstersztyk. Ogląda się je w ogromnym napięciu, a scenarzyści udowadniają, że potrafią dostarczyć masy emocji w niemalże każdym rodzaju sceny – nieważne, czy jest to pełna niebezpieczeństw szpiegowska misja, czy zwyczajna rozmowa matki z córką. Ponowne zdobycie zaufania Paige to obecnie priorytet Philipa i Elizabeth. Trudno sobie nawet wyobrazić, aby mogli niedługo rozpocząć jej ewentualne szkolenie na tajną rosyjska agentkę. Wydaje się, że główna bohaterka będzie kluczowa dla rozwoju tego wątku i będzie ona musiała zdecydować, czy wybrana przez nią ideologia jest w kontekście tego problemu ważniejsza niż jej osobiste doświadczenia. Rozum może jej bowiem podpowiadać, że Paige działająca dla sowieckiej sprawy to dobry pomysł. Serce jednak przypomina o wszelkich poczynaniach, jakie się z tym wiążą – przemocy, zabijaniu i budowaniu przykrywki poprzez uwodzenie i seks. Kto chciałby czegoś takiego dla swojego dziecka? Praktycznie wszystkie linie fabularne w „The Americans” zbliżają się do punktów kulminacyjnych i to sprawia, że na finałowe 2 odcinki naprawdę warto czekać. [video-browser playlist="680620" suggest=""] CBS wciąż trzyma widzów w niepewności co do przyszłości „The Good Wife”, ale serial wydaje się niczym nie przejmować i prowadzi poszczególne wątki tak, jakby faktycznie miał się w maju raz na zawsze zakończyć. Alicia została Prokuratorem Stanowym w Illinois, ale przez myśl pewnie nie raz przeszło jej, że może lepiej było przegrać. Potencjalny seksskandal został zażegnany (tymczasowo), a po chwili wyskoczył kolejny – dotyczący sabotażu maszyn do głosowania. Kłopoty ma też Kalinda, której grzeszki przeszłości wracają ze zdwojoną siłą. Nie tylko jej kariera i wolność są zagrożone, ale na jej błędzie może popłynąć także Diane. Ta zresztą już któryś odcinek z rzędu była na ekranie niezaprzeczalną gwiazdą, a jej etyczne i moralne debaty z Reese'em Dipple (znakomity Oliver Platt) ogląda się z ogromnym zaciekawieniem. Zobacz również: Nowe spojrzenie na kostium tytułowej bohaterki „Supergirl” W każdym razie wielkimi krokami zbliża się największy szok sezonu, a twórcy znakomicie budują pod to wydarzenie napięcie. Wiemy, że Archie Panjabi odchodzi z obsady po tej serii, więc dużo wskazuje na to, że Kalinda weźmie sporo ciosów na siebie w tych finałowych epizodach. Widzowie na pewno byliby zadowoleni, gdyby nasza fixerka i pani Florrick znów wybrały się do baru na drinki i pogodziły. Zasłużył na to w tym odcinku sam Peter, czyli źródło wszelkich problemów głównej bohaterki, więc dlaczego Kalindy nie miałoby to spotkać? „The Good Wife” radzi sobie więc wciąż świetnie (artystycznie oczywiście, bo komercyjnie to ostatnio jedna wielka klapa) i te ostatnie 4 odcinki 6. serii powinny dać nam nieźle popalić. Szkoda mi tylko Matta Czuchry’ego. Jego Cary Agos miał tyle do roboty jesienią, a aktor wyprawiał na ekranie cuda. W epizodach wiosennych natomiast praktycznie go nie widujemy. No ale tyle się tu dzieje, że niestety któraś z postaci musiała na tym ucierpieć. [video-browser playlist="680621" suggest=""] „Saturday Night Live” nieco spuściło w tym tygodniu z tonu, a Michael Keaton nie poradził sobie w roli prowadzącego tak dobrze jak Dwayne Johnson. Widać było, że aktor jest trochę spięty, co przełożyło się na jakość skeczy, w których brał udział. Nieźle wypadł jego otwierający monolog, w którym ponownie wcielił się (choć tylko na krótką chwilę) w Batmana i Beetlejuice’a. Najlepszym momentem odcinka było natomiast sparodiowanie scjentologii w przezabawnym filmiku, który możecie zobaczyć powyżej. Fani „The Walking Dead” mogą natomiast kliknąć tutaj i zobaczyć fragment, w którym gościnnie pojawia się Norman Reedus, czyli Daryl (od 2:42). W „Forever” znów zaserwowano nam fajną i nieco dziwaczną sprawę tygodnia związaną z – jak się okazuje, dość krwawym – światem baletu, a i zwrot akcji na koniec był niczego sobie. Mnie jednak bardziej interesowały główne wątki i w istocie do nich powrócono, ale przede wszystkim w dość okrutnym cliffhangerze. W kolejnym odcinku powinna rozwikłać się tajemnica Abigail oraz rozwinąć dość gwałtownie wprowadzony nowy wątek miłosny. Domyślam się, że w pierwotnych planach twórców – o ile takie w ogóle istniały - sparowanie Henry’ego i Jo miało nastąpić później, lecz zbliżający się rychły koniec serialu wszystko skorygował. Scenarzyści mają więc jeszcze tylko 2 odcinki i garść historii do domknięcia. Miejmy nadzieję, że nie pozostawią pytań bez odpowiedzi. No, chyba że w przygotowaniu jest już umowa z Netfliksem na 2. sezon, to wtedy proszę bardzo. Czytaj również: Nieśmiertelni bohaterowie w kinie i telewizji Niezawodny John Oliver znów przebił sam siebie w „Last Week Tonight with John Oliver”. Poleciał do Rosji i zrobił jedyny w swoim rodzaju wywiad z Edwardem Snowdenem, byłym pracownikiem Agencji Bezpieczeństwa Narodowego USA, który ujawnił światu tajne rządowe dokumenty. Przez wielu uważany jest za zdrajcę, a inni nazywają go bohaterem. Teraz mieszka w Moskwie, gdzie spotkał się z prowadzącym satyryczny program HBO. Poniżej możecie zobaczyć niemal cały epizod i segment dotyczący powszechnej inwigilacji (ale jeśli chcecie tylko zerknąć na rozmowę obu panów, to przeskoczcie do 13:43). A jest czego posłuchać, bo Oliver doskonale wiedział, że aby legalne zawiłości dotyczące rządowej kontroli nie zanudziły widzów, trzeba było wszystko ubrać w odpowiedni kontekst. Przekonajcie się więc, co może stać się ze zdjęciem Waszych genitaliów, gdy wrzucicie takowe do sieci. Genialne. A ze Snowdena spoko gość, że za pomysłem Olivera cierpliwie podążał. [video-browser playlist="680622" suggest=""] Może zabrzmię jak zdarta płyta, ale ponownie muszę napisać, jak dobry jest 4. sezon „New Girl”. Najnowszy odcinek znów to potwierdza. Warto go zobaczyć choćby dla samej sceny, w której Nick, Winston i Coach rozmawiają o problemach rasowych przez pryzmat tego, kto potrafi najlepiej imitować Eddiego Murphy’ego. W zeszłym tygodniu sceny kradła Nasim Pedrad, a w tym brylowała Zoe Lister Jones. Mało kto je zna, a naprawdę obie zasługują na to, aby mieć swój własny serial komediowy. Cóż mogę więcej dodać – jest znakomicie. Patrzę na oglądalność i oczom nie wierzę, że jest taka marna, ale teraz już nie przejmuję się ani trochę, gdyż 5. seria została zamówiona. Zobacz również: „Dark Matter” – zwiastun serialu science fiction twórców kultowych „Gwiezdnych Wrót” Czas na kolejny update z „Survivor”. Dość wcześnie w tym sezonie, bo przy 12 osobach, zdecydowano się na ostateczne połączenie plemion i teraz już każdy walczy tylko dla siebie. Zawsze po merge’u gra robi się o wiele ciekawsza, a rywalizacja o indywidualne immunitety dostarcza masy frajdy. No i jak tu nie kochać takich tribali, w których jedna osoba jest praktycznie pewna eliminacji, a w ostatniej chwili wyciąga asa z rękawa i ratuje swoja skórę. Ukryty naszyjnik nietykalności ochronił Jenn w końcówce 7. odcinka, co okazało się jednym z bardziej zaskakujących ruchów w historii programu. Faworytem staje się natomiast Joe, który wygrywa na wszystkich torach przeszkód i łamigłówkach. Jest nie do zatrzymania, ale jedno potknięcie będzie praktycznie równoznaczne z jego odejściem. Przeciwnicy już na to czyhają. Największego zagrożenia trzeba się pozbyć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj