Spock, Pike, Number One i Enterprise. Najnowszy Star Trek będzie o bohaterach i statku z samych początków uniwersum. To kolejny serial, w którym zobaczymy starych znajomych.
A jednak. Oni naprawdę to robią. Jeśli wierzyć pierwszym oficjalnym zapowiedziom, Star Trek: Strange New Worlds będzie serialem o załodze statku kosmicznego, która co tydzień przeżywa inną przygodę.
Taka formuła, na którą nie zdecydowano się przy Discovery i Picardzie, ma swoich fanów wśród osób, które oglądały starsze Star Treki. O tęsknocie za nią czytałem także w komentarzach pod artykułami na naEKRANIE.pl. Ja sam nie wierzyłem, że powstanie jeszcze taki serial w tym uniwersum. I z przyjemnością go obejrzę.
Ale to nie ta formuła będzie dla mnie najważniejsza. Nie przez nią aż tak bardzo nie mogę się doczekać premiery. Bohaterowie? Jasne, są ważni, choć o nich jestem raczej spokojny. Trio Pike, Spock i Number One polubiłem w drugim sezonie Discovery i w Shorts Treks. Nie przeszkadza mi, że Spock jest nieco inny, niż ten grany przez Leonarda Nimoya.
W tym momencie najbardziej cieszę się na myśl o samym okręcie, który przy okazji zapowiedzi i towarzyszących jej wywiadów z twórcami został jakoś pominięty. A to przecież USS Enterprise! Każda scena z jego udziałem w tych kilku odcinkach Discovery, w których się pojawił, była dla mnie jak małe święto. A tutaj tych scen będzie bardzo dużo i będą co tydzień.
Przypomnę tylko, że nowy serialowy Enterprise został odświeżony w zupełnie inny sposób niż ten w filmach J.J. Abramsa. Tam wnętrza oryginalnego okrętu z serialu z lat 60. posłużyły za bardzo luźną inspirację. Może ekipa je widziała, ale po seansie na 100 proc. nie da się tego potwierdzić. W Discovery poszczególne pomieszczenia zachowały swój kształt, układ, do pewnego stopnia kolorystykę, wiele charakterystycznych elementów pozostało na swoim miejscu. Widać to zwłaszcza na mostku czy w kajucie Spocka.
Oczywiście zostały one wizualnie podrasowane, dopasowane do dzisiejszych standardów, do budowy wykorzystano zupełnie inne materiały. Ale moim zdaniem wykonano przy tym dobrą robotę. Podobnie jak przy turbowindach i korytarzach. Dlatego gdybym dzisiaj mógł skierować do twórców jedną prośbę, brzmiałaby ona: pilnujcie tego, dbajcie o to. Włóżcie w USS Enterprise przynajmniej tyle pracy, ile włożyliście przy jego gościnnym występie w Discovery. Zatrudnijcie Tamarę Deverell, która za to odpowiadała, dajcie jej podwyżkę i zapewnijcie możliwość współpracy z najlepszymi ludźmi w branży.
Jeśli im się uda, to odkrywanie na nowo kolejnych zakamarków USS Enterprise da mi mnóstwo radochy, pewnie nie mniej niż pokazywane na ekranie przygody, tajemnice, naukowe zagadki, konflikty, komentarze społeczne czy relacje między bohaterami. Chcę scen w maszynowni, chcę scen w ambulatorium i w hangarze. Chcę odpalać na laptopie Star Trek: Oryginalną Serię, a na telewizorze Star Trek: Strange New Worlds i porównywać te pomieszczenia, wyłapywać detale, patrzeć jak co zostało odtworzone. I tak, chcę też oglądać co odcinek USS Enterprise z zewnątrz, jego piękne gondole, deflektor i spodek.
Czy mam jakieś obawy? Oczywiście. Mnóstwo. Na przykład takie związane z Akivą Goldsmanem, który odgrywa przy tym projekcie dużą rolę. Jasne, to filmowiec z gigantycznym dorobkiem i Oscarem na koncie. Tak, to on odpowiada za najbardziej chyba zbliżony do TOS-a scenariusz Discovery (odcinek New Eden). Ale był też reżyserem i współscenarzystą finału Star Trek: Picard, który mnie osobiście nie usatysfakcjonował. Momenty z Rikerem i Datą były emocjonujące, ale jako finał ciągnącej się cały sezon historii ten dwuodcinkowiec się według mnie nie broni.
Nie wiem, kiedy dokładnie zapadła decyzja o tym, że Strange New Worlds powstanie. Ale mam wrażenie, że szychy odpowiadające za Star Trek Universe dopiero niedawno zrozumiały, że warto wykorzystać lubiane od lat postaci (oraz statek), że odkrywają one potęgę nostalgii, z której chyba nie zdawały sobie sprawy osoby pracujące przy pierwszym sezonie Discovery. Gdy pokazano pierwszy zwiastun Picarda, w którym poza ulubionym kapitanem milionów pojawili się Data i Siedem z Dziewięciu, publiczność Comic-Conu oszalała, internet eksplodował, a serial szybko wskoczył na wysokie miejsca zestawień najbardziej oczekiwanych premier 2020 roku. Może to był ten moment?
Star Trek Universe wyraźnie skręca w kierunku nostalgii. Nie wiem, czy to dobrze. Cieszę się na myśl o Strange New Worlds, ale chętnie sprawdzę też coś zupełnie nowego w ramach uniwersum.
Tymczasem przygotowuję się na to, że wkrótce będę obserwować z bliska kolejną po Picardzie legendę, czyli Spocka (i USS Enterprise w pakiecie). A że publiczność polubiła już Pike’a granego przez Ansona Mounta, tym lepiej. I nie zdziwię się, jeśli w Strange New Worlds zobaczymy młodego Kirka, Sulu albo Bonesa. Z mniej znanych postaci oczekuję Roberta Aprila, który dowodził słynnym statkiem jako pierwszy. To byłoby coś.