Podczas tegorocznego Openera do Gdyni na zaproszenie Netflixa przyjechali aktorzy z serialu Stranger Things: Caleb McLaughlin i Finn Wolfhard. Postanowiliśmy skorzystać z tej okazji i usiedliśmy z nimi w specjalnie wybudowanym na tę okazję salonie gier, by porozmawiać o tym, co nas czeka w tym sezonie oraz jak wyglądała praca na planie.
DAWID MUSZYŃSKI: Teraz to już jesteście prawie dorośli, ale zastanawiam się jak to było podczas pierwszego sezonu? Trudno było wykrzesać z siebie przerażenie godne spotkań z Demogorgonem?CALEB MCLAUGHLIN: No nie było to łatwe. Zwłaszcza, że nie wiedzieliśmy, jak on będzie dokładnie wyglądał. Właściwy wygląd tego stwora był wtedy jeszcze projektowany.
No to jak to wyglądało?FINN WOLFHARD: Dziwnie, ale teraz to już jesteśmy przyzwyczajeni do takiej pracy. Na podłodze był naklejony znak, wyznaczający miejsce, w którym Demogorgon będzie stał, a my musieliśmy udawać, że tam jest i grać przerażonych. Trochę to trwało, ale w końcu załapaliśmy, o co braciom Duffer dokładnie chodzi.
Caleb McLaughlin: Były jeszcze łatwe momenty, gdy potwora grał facet w szarym wdzianku z jakąś dziwną maską. Wkraczał on w scenach pościgu, bo trudno byłoby to nagrać bez kogoś, kto faktycznie nas gonił. Dynamika wtedy byłaby zachwiana.
Stranger Things stało się globalnym fenomenem już przy pierwszym sezonie. Nagle wszyscy zaczęli dyskutować o tym, co się tam wydarzyło. Czy obowiązywała was jakaś umowa dochowania tajemnicy dotycząca fabuły?
Caleb McLaughlin: Nie. Przynajmniej ja opowiadałem wszystkim ze szczegółami, co tam się wydarzyło. Waliłem spojlerami na lewo i prawo. Dopiero później okazało się, że to niewłaściwe zachowanie. Ale bądźmy szczerzy, byłem wtedy młody, znaczy jeszcze młodszy niż teraz (śmiech) i nie miałem pojęcia co to są spojlery. Dzieliłem się po prostu swoją radością.
Finn Wolfhard: Miałem tak samo. Problem pojawił się przy wywiadach. Nasza szczerość nie była dobrze przyjęta przez platformę Netflix. Zostaliśmy poproszeni, żebyśmy jednak byli oszczędniejsi w opowiadaniu o fabule.
Wygłupiacie się na planie?
Finn Wolfhard: Wygłupiamy. Spędzamy tam tyle czasu, że trudno byłoby zachować powagę i spokój cały czas. Ale nie robimy sobie jakiś przemyślanych żartów. To są raczej spontaniczne zachowania, mające wytrącić naszego partnera z równowagi tuż przed nagrywaniem jakiejś sceny.
To znaczy?
Caleb McLaughlin: Głupie miny. Gilgotanie. Takie tam wygłupy mające na celu rozluźnienie atmosfery. Nic spektakularnego.
Gdy prowadziłem spotkanie z Carą Buono w Warszawie powiedziała mi, że z podziwem patrzyła jak dorastacie i z niedoświadczonych dzieciaków przeradzacie się w prawdziwych aktorów. W szczególności ty Finn, bo z tobą miała najwięcej scen jako twoja serialowa mama.
Finn Wolfhard: Dla mnie to też jest bardzo ciekawe doświadczenie. Jak gram w projektach filmowych, to nie widzę tego upływu czasu. W Stranger Thingss jak najbardziej. Razem z Carą robimy sobie co sezon takie okolicznościowe zdjęcie. Po nim widać jak czas nieubłaganie płynie. Przy pierwszym sięgałem jej do pasa, teraz jestem od niej wyższy. To dziwne uczucie. Poza tym to właśnie dzięki starszym aktorom jak ona, Winona Ryder czy David Harbour mamy szansę się rozwijać. I to nie jest tak, że nas jakoś pouczają. Samo obserwowanie ich podczas pracy jest świetną lekcją aktorstwa.
Ten sezon jest najmroczniejszy ze wszystkich trzech.
Caleb McLaughlin: I taki był zamiar. Zagrożenie z sezonu na sezon ma być większe, mroczniejsze i bardziej krwawe. Wszystko idzie zgodnie z planem.
Finn Wolfhard: Chyba nigdy jeszcze nie użyliśmy na planie tyle sztucznej krwi, co w tym sezonie, ale było warto. Ciebie nie musimy przekonywać, bo już widziałeś, ale widzowie będą zaskoczeni.