Chmura zamiast sprzętu
Do GeForce Now na przestrzeni ostatnich lat wracałem wielokrotnie. Najpierw testowałem usługę w jej pierwotnej wersji, gdy funkcjonowała jako serwis subskrypcyjny dla posiadaczy urządzeń z linii Nvidia Shield. Wówczas przypominała klasyczne platformy VoD w gamingowej odsłonie – w zamian za uiszczanie opłaty abonamentowej uzyskiwaliśmy nieograniczony dostęp do szeregu gier uruchamianych za pośrednictwem chmury. Później sprawdzałem ją w ramach pecetowych betatestów, kiedy korporacja porzuciła model subskrypcyjny. Wiedźmin 3: Dziki Gon szalał na ultrabookach na Ultra jak szalony. Pod koniec 2019 roku sprawdzałem, jak radzi sobie w androidowej odsłonie, odpalając na smartfonie Wiedźmina 2 i Warhammer: Vermintide II. W międzyczasie pojawiało się wiele domysłów na temat tego, jak będzie wyglądała finalna wersja usługi, kiedy ta w końcu wyjdzie z bety. Na początku lutego wszystko stało się jasne: GeForce Now trafił do powszechnego dostępu. Nvidia porzuciła pomysł stworzenia Netflixa dla gier i maksymalnie uprościła platformę, tym samym czyniąc ją szalenie wszechstronną. Przy okazji zarysowując potencjalną wizję przyszłości rynku gier.GeForce Now – piękna niedoskonałość
Dziś za dostęp do podstawowej wersji GeForce Now nie zapłacimy ani grosza. W ramach podstawowego, darmowego pakietu możemy korzystać za darmo z serwerów Nvidii w ramach jednogodzinnych sesji. Cena pakietu Founders również wydaje się niewygórowana, pierwsi klienci będą płacić za niego 25 zł przez pierwszy rok. To mniej niż koszt najtańszego pakietu Netflixa. Ale nie zawsze sytuacja wyglądała tak kolorowo. W 2017 roku korporacja planowała zbudowanie farm gamingowych pracujących na kartach GTX 1060 i GTX 1080. Mówiło się, że usługa będzie bazowała na walucie uprawniającej do wynajęcia mocy obliczeniowej serwerów Nvidii, aa 25 dolarów mieliśmy otrzymywać 2500 kredytów. Minuta korzystania z GTX 1060 kosztowałaby 2 kredyty, a minuta z GTX 1080 – aż 4 kredyty. Oznaczałoby to, że za ok. 100 złotych moglibyśmy pograć przez niespełna 21 godzin na słabszej karcie od Nvidii bądź 10,5 godziny na mocniejszej wersji. Korporacja nie zdecydowała się na uruchomienie usługi w takiej wersji. I dobrze. Gdyby GeForce Now bazował na mikrotransakcjach, platforma prawdopodobnie zaliczyłaby spektakularną klęskę, sugerowana cena była zbyt wysoka. Niedzielni gracze nie przynieśliby firmie satysfakcjonujących zysków, a tym aktywniejszym bardziej opłacałoby się zainwestować we własny komputer, niż regularnie płacić okrągłą sumkę na rzecz Nvidii. Wprowadzenie płatnych limitów czasowych byłoby strzałem w kolano.GeForce Now – piękny początek nowej ery
Być może inżynierowie Google wykazali się większą ambicją przy projektowaniu Stadii, ale był to zbędny wysiłek. Prostota GeForce Now jest największą zaletą tej platformy. Gry kupujemy u zewnętrznych dystrybutorów, a Nvidia dostarcza jedynie moc obliczeniową niezbędną do ich uruchomienia, nie chce być sklepem, który będzie walczył ze Steamem, Originem czy GOG-iem. Wokół usługi wybuchł co prawda mały skandalik, kiedy okazało się, że platforma przestała wspierać tytuły od Activision Blizzard, ale wiele wskazuje na to, że to tylko czasowe problemy. Choć osobiście dziwię się, dlaczego jakikolwiek cyfrowy dystrybutor miałby problem z usługą od Nvidii. W końcu korporacja nie wchodzi w rolę sprzedawcy, odcina się od tego segmentu rynku i zagraża wyłącznie producentom sprzętu. Na dłuższą metę może nawet napędzić sprzedaż gier – subskrybenci GeForce Now będą wszak mogli pozwolić sobie na kupno i odpalenie tytułów, po które nie sięgnęliby ze względu na ograniczenia sprzętowe. Prędzej czy później opłata abonamentowa za pakiet Founders wzrośnie i za dostęp do mocy obliczeniowej serwerów Nvidii zapłacimy więcej. Nie zdziwię się, jeśli wróci pomysł wdrożenia kilku pakietów wydajnościowych, aby zdywersyfikować ofertę. Być może zniknie nawet podstawowy pakiet i nowi użytkownicy będą mogli liczyć jedynie na darmowy okres próbny. Ale nawet to w moim mniemaniu nie zaszkodzi Nvidii w wytyczeniu nowych zasad gry na rynku. Analitycy rynkowi wielokrotnie sugerowali, że w nowej generacji konsol pojawią się urządzenia stremingujące. Z dotychczasowych przecieków wynika, że zarówno PlayStation 5, jak i Xbox Series X będą wyposażone w fizyczne układy graficzne, ale Microsoft wspomniał, że Series X to tylko jeden z modeli konsol, które trafią na rynek. Biorąc pod uwagę, że korporacja eksperymentuje z Project xCloud, nie można wykluczyć, że w niedalekiej przyszłości pojawi się konsola streamingowa, która podobnie jak GeForce Now będzie funkcjonowała w oparciu o model subskrypcyjny. Z pewnością zaraz podniosą się głosy, że nikt nie będzie chciał płacić abonamentu za samą możliwość grania, w końcu po to kupujemy konsolę, aby włożyć do niej płytę z grą i (niemal) natychmiast zacząć zabawę. Ale przecież już teraz konsolowcy płacą za możliwość grania w sieci, a z roku na rok średnia przepustowość łącz internetowych rośnie. Za rogiem jest już sieć 5G, która może napędzić rozwój platform streamingowych dla graczy. Z technologicznego punktu widzenia umasowienie chmurowych serwisów gamingowych w końcu nabiera sensu.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj