Frankenstein jako pierwowzór szalonego naukowca
Za pierwowzór fikcyjnych szalonych naukowców można uznać Victora Frankensteina, czyli twórcę słynnego potwora. Pojawił się on po raz pierwszy w 1818 roku w powieści autorstwa Mary Shelley. Był raczej sympatyczną postacią, wyszkolonym alchemikiem i człowiekiem nauki. Jednak przeprowadzał eksperymenty i przekraczał granice, nie zważając na konsekwencje. Frankenstein i jego potwór stali się podstawą do debat nad inżynierią genetyczną czy badaniami uznawanymi za manipulacją życiem, które ostatecznie doprowadzają do dyskusji nad bioetyką. Książka doczekała się wielu filmowych adaptacji. Najwcześniejszą była niema produkcja Frankenstein z 1910 roku, następnie co kilka lat ukazywały się kolejne. Najsłynniejszą filmową wersją powieści jest horror z 1931 roku w reżyserii Jamesa Whale’a. W Henry’ego Frenkensteina, który obłędnie wykrzykiwał „It’s alive!”, wcielił się Colin Clive, a potwora zagrał Boris Karloff. Z kolei w 1957 roku zadebiutował film Przekleństwo Frankensteina, który zapoczątkował całą serię produkcji, łącznie było ich siedem. Peter Cushing przedstawiał złowieszczy portret szalonego naukowca o nieokiełznanej megalomanii kryjącej się pod opanowanym obliczem. W ostatnich latach mogliśmy oglądać nowe interpretacje powieści, takie jak nieudany Frankenstein z 2015 roku z Carrie-Anne Moss czy wcale nie lepszy Victor Frankenstein, ale za to w doborowej obsadzie, w której znajdowali się James McAvoy, Daniel Radcliffe i Andrew Scott. Czyżby temat się już przejadł? Niemały wpływ w budowaniu archetypu szalonego naukowca miała też książka Wyspa doktora Moreau autorstwa H. G. Wellsa z 1896 roku. W niej tytułowy lekarz całkowicie odizolował się od cywilizacji, aby kontynuować eksperymenty w chirurgicznym przekształcaniu zwierząt w humanoidalne formy, nie zważając na ich cierpienie. Również i ona doczekała się filmowych adaptacji, w których w tytułowej roli wystąpili Burt Lancaster (1977) i Marlon Brando (1996). Ale najsłynniejszą wersją doktora Moreau jest ta z 1933 roku, w którego wcielił się Charles Laughton. Ważną rolę w kreowaniu archetypu szalonego naukowca odegrał również niemiecki film Fritza Langa pt. Metropolis z 1927 roku. Opowiada m.in. o genialnym wynalazcy Rotwangu, który zbudował robota na wzór swojej utraconej miłości, aby zniszczyć dystopijne miasto. Wygląd jego laboratorium wpłynął na to, jak w późniejszych latach ukazywano w kinie miejsca pracy naukowców - z różnymi przyrządami, pełnymi bulgoczących aparatur, pokręteł, przełączników i dziwnych tablic. Ponadto sam Rotwang, w którego wcielił się Rudolf Klein-Rogge, może zostać zaliczony do pierwowzorów skonfliktowanych wewnętrznie szalonych naukowców bawiących się w Boga. Miał ogromną wiedzę, która przybrała niemal mistyczny wymiar, ale wciąż pozostawał niewolnikiem własnego pragnienia władzy i zemsty. Sam wygląd Rotwanga był charakterystyczny – sterczące włosy, dziki wzrok i strój laboratoryjny. Metropolis zainspirowało niektóre elementy filmu Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę w reżyserii Stanleya Kubricka. Mowa tu m.in. o wojennym pokoju. Można też dostrzec podobieństwo między naukowcami z obu produkcji, bo na prawych dłoniach noszą skórzane rękawiczki. Dłoń Dr. Strangelove’a nawet sama chciała hailować i próbowała go udusić… Jest to przykład wyjątkowo ekstrawaganckiego naukowca. Wszystko w tym przykutym do wózka inwalidzkiego naziście było dziwaczne. Nosił ciemne okulary, miał napięty głos, jakby starał się nie wybuchnąć śmiechem albo był na skraju załamania nerwowego.Szalony naukowiec jako geniusz zła
Na negatywne postrzeganie naukowców niemały wpływ miały wydarzenia z II wojny światowej, a później czasy wyścigu zbrojeń i zimnej wojny. Dramatyczne historie z eksperymentami na ludziach działały na wyobraźnię twórców, co kino chętnie wykorzystywało. Po wojnie szczególnie upodobano sobie złych nazistowskich naukowców i lekarzy (inspiracją stał się Anioł Śmierci - Josef Mengele). W Maratończyku z 1976 roku możemy oglądać dr. Christiana Szella, który był zbrodniarzem wojennym. W obozie koncentracyjnym torturował więźniów i zabierał im diamenty. Po wojnie unikał schwytania i stał się międzynarodowym terrorystą. Za tę rolę Laurence Olivier zdobył nawet Oscara! Doktor Julius No (Joseph Wiseman) również ugruntował wizerunek naukowca jako mistrza zła. Był pierwszym filmowym antagonistą w produkcjach o Jamesie Bondzie. Pociągał za sznurki, manipulował, a do tego był specjalistą od promieniowania. W czasie badań stracił ręce, które zastąpił bionicznymi zamiennikami. Ale w odróżnieniu od innych szalonych naukowców był uprzejmy i zorganizowany.Komediowi szaleni naukowcy
Wizerunek szalonego naukowca był często wykorzystywany w komediach. Sztandarowym przykładem jest dr Emmett Brown z Powrotu do przyszłości, który stworzył wehikuł czasu z samochodu DeLorean. Kapitalny Christopher Lloyd wykreował postać niezapomnianą, niezwykle charyzmatyczną, zbzikowaną, ale przede wszystkim przezabawną. Bohater nie cofnąłby się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel i spełnić marzenia. Posiadał wszystkie cechy szalonego naukowca, włącznie z rozczochraną fryzurą jak Albert Einstein. Absolutna legenda.Naukowcy w kinie superbohaterskim
Nie brakuje też naukowców w kinie superbohaterskim. Tony Stark może nie był szalony ani nie nosił białego fartucha ochronnego, ale miał kilka specyficznych cech i dziwnie przystrzyżoną bródkę! Był niezwykle inteligentny, nie bał się przekraczać granic i rzadko myślał o konsekwencjach. Co prawda jego wynalazki bardziej służyły wojsku, ale niektóre miały pomóc w radzeniu sobie z traumatycznymi przeżyciami. Przez swoją ambicję stworzył Ultrona, który zagroził bezpieczeństwu Ziemi i przyczynił się do zniszczenia Sokovii. Głosem rozsądku w Avengers był inny naukowiec - Bruce Banner (Mark Ruffalo), który z powodu incydentu z promieniowaniem gamma przemieniał się w Hulka. Jako człowiek raczej nie był szalony, co innego jego dzikie zielone alter ego… Nie możemy też zapomnieć o Doktorze Octopusie ze Spider-Mana 2, który w wyniku błędu i przeciążenia reaktora termojądrowego połączył się z mechanicznymi ramionami, które wpłynęły na jego myśli i zachowanie. W wyniku tego zamienił się w szalonego złoczyńcę, który z powodzeniem powrócił w Spider-Man: Bez drogi do domu. Do grona komiksowych naukowców warto zaliczyć Morbiusa z jego nieuleczalną chorobą krwi. W efekcie eksperymentów zamienił się w wampira i otrzymał nadprzyrodzone moce.Szalony naukowiec - domena białych mężczyzn
Po wymienieniu kilku przykładów wyłania się bardzo wyraźny i ujednolicony wizerunek szalonego naukowca. Zauważyliście, że jest nim zawsze biały mężczyzna? Czy można zaliczyć do tego grona jakąś kobietę? Po dłuższym namyśle wskazałabym na Emmę Russell (Elizabeth Shue) ze Świętego. Choć była dość roztargniona, to odkryła sposób na zażegnanie kryzysu energetycznego i szybko się nim podzieliła z opinią publiczną. To udowadnia również, że nie każdy naukowiec jest zły. A co z postaciami o innym kolorze skóry niż biały? Przychodzą mi do głowy dwie grane przez aktora BD Wonga. W komiksowym serialu Gotham wspaniale zagrał profesora Hugo Strange’a, a w Parku Jurajskim i serii Jurassic World wcielił się w dr. Henry’ego Wu, który był genetykiem odpowiedzialnym za przywrócenie dinozaurów do życia. Jego działania nie przyniosły niczego dobrego, więc nawet jeśli nie można go określić mianem szalonego, to jako złoczyńcę już tak.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj