W prawdziwym życiu naukowcy to osoby z ogromną wiedzą, wykazujące pasję do nauki i procesu poznawczego. Są innowatorami, którzy pracują nad poprawą ludzkiego życia, ochroną środowiska lub wynalazkami. Cieszą się autorytetem, choć czasem mogą być uważani za dziwaków, którzy poświęcają cały swój czas i uwagę przedmiotowi swoich zainteresowań. Mimo wszystko mamy do czynienia z pozytywnym wizerunkiem badaczy, intelektualistów i uczonych. Z kolei kino widzi naukowców nieco inaczej. Pokazuje ich jako szalonych, zbzikowanych i najlepiej odizolowanych od społeczeństwa maniaków bawiących się w Boga. Trudno się dziwić - taki obraz badacza czy eksperymentatora jest bardziej atrakcyjny dla historii niż zatopiony w książkach jajogłowy, pozbawiony charakteru mężczyzna.

Frankenstein jako pierwowzór szalonego naukowca

Za pierwowzór fikcyjnych szalonych naukowców można uznać Victora Frankensteina, czyli twórcę słynnego potwora. Pojawił się on po raz pierwszy w 1818 roku w powieści autorstwa Mary Shelley. Był raczej sympatyczną postacią, wyszkolonym alchemikiem i człowiekiem nauki. Jednak przeprowadzał eksperymenty i przekraczał granice, nie zważając na konsekwencje. Frankenstein i jego potwór stali się podstawą do debat nad inżynierią genetyczną czy badaniami uznawanymi za manipulacją życiem, które ostatecznie doprowadzają do dyskusji nad bioetyką. Książka doczekała się wielu filmowych adaptacji. Najwcześniejszą była niema produkcja Frankenstein z 1910 roku, następnie co kilka lat ukazywały się kolejne. Najsłynniejszą filmową wersją powieści jest horror z 1931 roku w reżyserii Jamesa Whale’a. W Henry’ego Frenkensteina, który obłędnie wykrzykiwał „It’s alive!”, wcielił się Colin Clive, a potwora zagrał Boris Karloff. Z kolei w 1957 roku zadebiutował film Przekleństwo Frankensteina, który zapoczątkował całą serię produkcji, łącznie było ich siedem. Peter Cushing przedstawiał złowieszczy portret szalonego naukowca o nieokiełznanej megalomanii kryjącej się pod opanowanym obliczem. W ostatnich latach mogliśmy oglądać nowe interpretacje powieści, takie jak nieudany Frankenstein z 2015 roku z Carrie-Anne Moss czy wcale nie lepszy Victor Frankenstein, ale za to w doborowej obsadzie, w której znajdowali się James McAvoy, Daniel Radcliffe i Andrew Scott. Czyżby temat się już przejadł? Niemały wpływ w budowaniu archetypu szalonego naukowca miała też książka Wyspa doktora Moreau autorstwa H. G. Wellsa z 1896 roku. W niej tytułowy lekarz całkowicie odizolował się od cywilizacji, aby kontynuować eksperymenty w chirurgicznym przekształcaniu zwierząt w humanoidalne formy, nie zważając na ich cierpienie. Również i ona doczekała się filmowych adaptacji, w których w tytułowej roli wystąpili Burt Lancaster (1977) i Marlon Brando (1996). Ale najsłynniejszą wersją doktora Moreau jest ta z 1933 roku, w którego wcielił się Charles Laughton. Ważną rolę w kreowaniu archetypu szalonego naukowca odegrał również niemiecki film Fritza Langa pt. Metropolis z 1927 roku. Opowiada m.in. o genialnym wynalazcy Rotwangu, który zbudował robota na wzór swojej utraconej miłości, aby zniszczyć dystopijne miasto. Wygląd jego laboratorium wpłynął na to, jak w późniejszych latach ukazywano w kinie miejsca pracy naukowców - z różnymi przyrządami, pełnymi bulgoczących aparatur, pokręteł, przełączników i dziwnych tablic. Ponadto sam Rotwang, w którego wcielił się Rudolf Klein-Rogge, może zostać zaliczony do pierwowzorów skonfliktowanych wewnętrznie szalonych naukowców bawiących się w Boga. Miał ogromną wiedzę, która przybrała niemal mistyczny wymiar, ale wciąż pozostawał niewolnikiem własnego pragnienia władzy i zemsty. Sam wygląd Rotwanga był charakterystyczny – sterczące włosy, dziki wzrok i strój laboratoryjny.
fot. materiały prasowe
Metropolis zainspirowało niektóre elementy filmu Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę w reżyserii Stanleya Kubricka. Mowa tu m.in. o wojennym pokoju. Można też dostrzec podobieństwo między naukowcami z obu produkcji, bo na prawych dłoniach noszą skórzane rękawiczki. Dłoń Dr. Strangelove’a nawet sama chciała hailować i próbowała go udusić… Jest to przykład wyjątkowo ekstrawaganckiego naukowca. Wszystko w tym przykutym do wózka inwalidzkiego naziście było dziwaczne. Nosił ciemne okulary, miał napięty głos, jakby starał się nie wybuchnąć śmiechem albo był na skraju załamania nerwowego. 

Szalony naukowiec jako geniusz zła

Na negatywne postrzeganie naukowców niemały wpływ miały wydarzenia z II wojny światowej, a później czasy wyścigu zbrojeń i zimnej wojny. Dramatyczne historie z eksperymentami na ludziach działały na wyobraźnię twórców, co kino chętnie wykorzystywało. Po wojnie szczególnie upodobano sobie złych nazistowskich naukowców i lekarzy (inspiracją stał się Anioł Śmierci - Josef Mengele). W Maratończyku z 1976 roku możemy oglądać dr. Christiana Szella, który był zbrodniarzem wojennym. W obozie koncentracyjnym torturował więźniów i zabierał im diamenty. Po wojnie unikał schwytania i stał się międzynarodowym terrorystą. Za tę rolę Laurence Olivier zdobył nawet Oscara! Doktor Julius No (Joseph Wiseman) również ugruntował wizerunek naukowca jako mistrza zła. Był pierwszym filmowym antagonistą w produkcjach o Jamesie Bondzie. Pociągał za sznurki, manipulował, a do tego był specjalistą od promieniowania. W czasie badań stracił ręce, które zastąpił bionicznymi zamiennikami. Ale w odróżnieniu od innych szalonych naukowców był uprzejmy i zorganizowany.
fot. materiały prasowe
Ważną cechą szalonych naukowców były też próby poprawienia siebie. Omawianym przypadkiem jest doktror Henry Jekyll, który stworzył lek pozwalający mu oddzielić dobrą część swojej natury od złej. Niestety, ta grzeszna strona jego osobowości, nazywana Panem Edwardem Hydem, zaczęła przejmować kontrolę. Powieść Doktor Jekyll i pan Hyde autorstwa Roberta Louisa Stevensona była wielokrotnie adaptowana, ale jedną z najlepszych pozostaje film Roubena Mamouliana z 1931 roku. Fredric March został nagrodzony Oscarem, a do historii przeszła pamiętna sekwencja transformacji Jekylla w Hyde’a, którą w różnych filmach przez dziesięciolecia próbowano naśladować, ale bez większych sukcesów.

Komediowi szaleni naukowcy

Wizerunek szalonego naukowca był często wykorzystywany w komediach. Sztandarowym przykładem jest dr Emmett Brown z Powrotu do przyszłości, który stworzył wehikuł czasu z samochodu DeLorean. Kapitalny Christopher Lloyd wykreował postać niezapomnianą, niezwykle charyzmatyczną, zbzikowaną, ale przede wszystkim przezabawną. Bohater nie cofnąłby się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel i spełnić marzenia. Posiadał wszystkie cechy szalonego naukowca, włącznie z rozczochraną fryzurą jak Albert Einstein. Absolutna legenda.
fot. materiały prasowe
W Pogromcach duchów to Egon Spengler najlepiej wpisuje się w definicję szalonego naukowca. Wykonywał najcięższą pracę w zespole, m.in. projektował sprzęt i szukał rozwiązań w literaturze. Nie był zbyt społeczną osobą. Lubił zbierać różne pleśnie i grzyby. I oczywiście polował na duchy… Harold Ramis wykreował bardzo specyficzną i śmiertelnie poważną pod każdym względem postać, która jednocześnie była komiczna. Z kolei Doktor Zło z serii filmów o Austinie Powersie to przykład parodii szalonego naukowca, którego celem jest zdobycie władzy nad światem i/lub zniszczenie go ze swojej tajnej kryjówki. Aby to osiągnąć, buduje różne bronie, bomby i lasery, ale zawsze się kompromituje, ponieważ jest całkowicie oderwany od rzeczywistości.

Naukowcy w kinie superbohaterskim

Nie brakuje też naukowców w kinie superbohaterskim. Tony Stark może nie był szalony ani nie nosił białego fartucha ochronnego, ale miał kilka specyficznych cech i dziwnie przystrzyżoną bródkę! Był niezwykle inteligentny, nie bał się przekraczać granic i rzadko myślał o konsekwencjach. Co prawda jego wynalazki bardziej służyły wojsku, ale niektóre miały pomóc w radzeniu sobie z traumatycznymi przeżyciami. Przez swoją ambicję stworzył Ultrona, który zagroził bezpieczeństwu Ziemi i przyczynił się do zniszczenia Sokovii. Głosem rozsądku w Avengers był inny naukowiec - Bruce Banner (Mark Ruffalo), który z powodu incydentu z promieniowaniem gamma przemieniał się w Hulka. Jako człowiek raczej nie był szalony, co innego jego dzikie zielone alter ego… Nie możemy też zapomnieć o Doktorze Octopusie ze Spider-Mana 2, który w wyniku błędu i przeciążenia reaktora termojądrowego połączył się z mechanicznymi ramionami, które wpłynęły na jego myśli i zachowanie. W wyniku tego zamienił się w szalonego złoczyńcę, który z powodzeniem powrócił w Spider-Man: Bez drogi do domu. Do grona komiksowych naukowców warto zaliczyć Morbiusa z jego nieuleczalną chorobą krwi. W efekcie eksperymentów zamienił się w wampira i otrzymał nadprzyrodzone moce.

Szalony naukowiec - domena białych mężczyzn

Po wymienieniu kilku przykładów wyłania się bardzo wyraźny i ujednolicony wizerunek szalonego naukowca. Zauważyliście, że jest nim zawsze biały mężczyzna? Czy można zaliczyć do tego grona jakąś kobietę? Po dłuższym namyśle wskazałabym na Emmę Russell (Elizabeth Shue) ze Świętego. Choć była dość roztargniona, to odkryła sposób na zażegnanie kryzysu energetycznego i szybko się nim podzieliła z opinią publiczną. To udowadnia również, że nie każdy naukowiec jest zły. A co z postaciami o innym kolorze skóry niż biały? Przychodzą mi do głowy dwie grane przez aktora BD Wonga. W komiksowym serialu Gotham wspaniale zagrał profesora Hugo Strange’a, a w Parku Jurajskim i serii Jurassic World wcielił się w dr. Henry’ego Wu, który był genetykiem odpowiedzialnym za przywrócenie dinozaurów do życia. Jego działania nie przyniosły niczego dobrego, więc nawet jeśli nie można go określić mianem szalonego, to jako złoczyńcę już tak.
fot. Stanley Kubrick Productions (Hawk Films)
+28 więcej
Na koniec zostawiłam najpopularniejszego obecnie geniusza popkultury. Choć skupiamy się w tym artykule na kinowym wizerunku, to nie można nie wspomnieć o Ricku Sanchezie, który jest kwintesencją definicji szalonego naukowca. Od innych bohaterów wyróżnia się uzależnieniem od alkoholu, sarkazmem, a także tym, że ma rodzinę. Do tego jego przygody wraz z wnukiem Mortym rozgrywają się w kosmicznym multiwersum. To jest dopiero szalone! Szaleni naukowcy w kinie są różnie postrzegani, ale utarł się stereotypowy wizerunek ludzi, dla których nie istnieją ograniczenia. Zdecydowanie są to ciekawe postacie. Najczęściej to geniusze zła. Ich wynalazki i kontrowersyjne działania stają się podstawą do dyskusji nad moralnością i etyką. Naukowcy są też świetnym obiektem żartów, z czego korzysta się w komediach. Choć stereotyp szalonego naukowca jest trochę krzywdzący dla prawdziwych ludzi nauki, badaczy i wynalazców, to pozwala tworzyć interesujące i wielowymiarowe historie. A chyba właśnie o to chodzi w kinie, prawda?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj