Po Krwawych Godach, w których śmierć poniosło wielu członków rodziny Starków, Lannisterowie nadal zasiadają na Żelaznym Tronie i nie zamierzają oddać władzy. Chętnych na nią wciąż zaś jest wielu - Stannis Baratheon odbudowuje swoje wojsko w Smoczej Skale, Oberyn Martell z nieznanymi motywami przyjeżdża do Królewskiej Przystani, a Daenerys Targaryen, jej trzy smoki i armia Nieskalanych wyruszają oswobodzić Meereen, chcąc zbudować flotę i odzyskać Żelazny Tron. Czwarty sezon Gry o tron można oglądać w każdy poniedziałek o 22.00 w HBO.

DAWID RYDZEK: W serialu Podrick często pojawia się na drugim planie i w większości scen ma do powiedzenia ledwie dwa czy trzy zdania. Łatwo chyba w takim przypadku o nadekspresję.

DANIEL PORTMAN: Najważniejszym zadaniem stawianym przed aktorem jest uczynienie granej przez niego postaci częścią tego - fikcyjnego przecież - świata. Trzeba dobrze wpasować się w otoczenie. Akurat mam to szczęście, że Podrick jest dość subtelną postacią i nieważne, jak bardzo skupiałbym się na tym jednym zdaniu, które mam do wypowiedzenia, w jego przypadku i tak trudno o nadekspresję. On w dużej mierze reaguje na to, co się dzieje wokół niego. Rzadko kiedy mówi, przeważnie ogranicza się do słuchania. To też rzecz, którą każdy aktor musi robić - słuchać innych i dopasowywać swoje reakcje, swój występ do tego, co prezentują inni.

Z drugiej strony Podrick może być postacią drugo- czy trzecioplanową, ale to do niego należy jedna z najzabawniejszych scen w całym serialu. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak on tak dobrze radzi sobie z kobietami!

Prawda? Podrick może nie należeć do Królewskiej Gwardii, ale - jak widać - ma kilka asów w rękawie. Kręcenie sceny, w której okazało się, że prostytutki nie chciały od niego pieniędzy, było naprawdę świetną zabawą i wspaniałym doświadczeniem. Teraz myślę też, że była to pewna zmiana tempa akcji w serialu, zaproponowanie czegoś innego. Zwykle w Grze o tron z ekranu wylewa się krew, przemoc czy dość dosłownie pokazywany seks, a tu mieliśmy scenę niemal żywcem wyjętą z sitcomu. Była na szczęście świetnie napisana, co sprawiło, że wpasowała się w serial. No i przede wszystkim przezabawna.

Widzisz podobieństwa między światem Westeros a rzeczywistością? Możemy wyciągnąć z serialu jakieś wnioski?

Myślę, że serial nikogo konkretnego nie poucza, jedynie opowiada pewną historię i stara się to zrobić tak dobrze, jak potrafi. A jest ona znacznie ciekawsza niż nasza rzeczywistość, bo nie brakuje w niej smoków czy Białych Wędrowców. To, co Grze o tron udaje się robić najlepiej, to właśnie podkolorowywanie rzeczywistości. Bo gdy usuniemy wszystkie elementy fantasy, zostaną nam rzeczy, które mogłyby zdarzyć się naprawdę, i to nawet jutro. Widać mechanizmy działania polityki, podziały społeczne, a przede wszystkim - ludzi. Wszystko tu sprowadza się do bohaterów. Ci zaś nie są jednowymiarowi, nie ma postaci wyłącznie dobrych, nie ma postaci wyłącznie złych... No, może poza Joffreyem... (śmiech) Nawet jeśli ktoś wydaje się być czarnym charakterem, on sam nie zdaje sobie z tego sprawy; z jego lub jej punktu widzenia nie robi niczego złego. Dzięki temu każdy może się z tymi postaciami utożsamiać, zależy nam na nich, obchodzi nas ich los. Jasne, jednych mniej, innych bardziej, ale nie ma ani jednej postaci, której nie lubiłby nikt... No, znów może poza Joffreyem. (śmiech)

Ale to inny rodzaj nienawiści, bardziej pozytywny.

W tym tkwi właśnie wielka zasługa scenarzystów - nie lubimy Joffreya jako takiego, ale jednocześnie uwielbiamy na niego patrzeć.

Byłeś fanem powieści George'a R. R. Martina jeszcze zanim powstał serial. Tak wyobrażałeś sobie Westeros?

Muszę przyznać, że dość podobnie. Świat Westeros został przestawiony niemal tak, jakby rysował go swoimi słowami sam Martin. Trochę inaczej wyobrażałem sobie jedynie niektóre postacie, ale tu serial po prostu poszedł własną drogą i np. kilku z nich dodał parę lat.

Jak oceniasz serial jako adaptację?

Uważam, że scenarzyści robią wszystko, co mogą. Każdy tom to przecież co najmniej 600 stron czystego tekstu, a oni mają na to 10 godzin. Zawsze coś się nie zmieści, zawsze kilka postaci zostanie połączonych w jedną, nikt przecież nie będzie robił adaptacji strona po stronie. Zresztą, narzekamy, jak serial musi odbiegać od pierwowzoru, a wyobraźmy sobie, że ktoś chce z całości zrobić nie 10-odcinkową produkcję telewizyjną, ale 2-godzinny film kinowy. To byłoby dopiero karkołomne zadanie.

Serial w dużej mierze i tak przypomina film. Bitwa pod Czarnym Nurtem z dziewiątego odcinka drugiego sezonu mogłaby się znaleźć równie dobrze w jakimś blockbusterze.

To był jeden z przełomowych momentów w serialu. W pierwszym sezonie zobaczyliśmy, że wszystko się może zdarzyć pod względem fabularnym i nawet ci najważniejsi bohaterowie mogą zginąć. W drugim zaś pokazaliśmy, że serial wcale nie musi dziać się w czterech ścianach i ograniczać do sali tronowej w Królewskiej Przystani.

Oglądasz jeszcze jakieś inne seriale?

Ostatnio zakochałem się w Detektywie, a wcześniej oglądałem na bieżąco Breaking Bad, które jest chyba moim ulubionym serialem. Uwielbiam też Justified. Timothy Olyphant jest tam niesamowity. Oczywiście z racji tego, że jestem Szkotem, najwięcej oglądam brytyjskich produkcji, bo i te są naprawdę rewelacyjne. Wciągnąłem się niedawno np. w Ripper Street.

A widziałeś Sherlocka?

Nie, jeszcze nie, choć jestem wielkim fanem postaci Sherlocka Holmesa. Przeczytałem wszystko, co napisał Arthur Conan Doyle.

Tym bardziej zatem musisz nadrobić produkcję BBC. Wszyscy na Wyspach ją oglądają.

Wiem, jestem tam jedyną osobą, która tego nie robi!



[image-browser playlist="576941" suggest=""]
Czwarty sezon Gry o tron można oglądać w każdy poniedziałek o 22.00 w HBO.





To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj