DAWID MUSZYŃSKI: Pan przecież nienawidzi siedzieć godzinami w fotelu na make-upie. Jak to się więc stało, że namówiono pana do udziału w Knightfall, gdzie… spędza pan kilka godzin na nakładaniu make-upu? Mark Hamill: Nie doczytałem umowy przed jej podpisaniem (śmiech). Serio. Obejrzałem pierwszy sezon serialu i bardzo mi się spodobał. Historia templariuszy jest fascynująca, a tu jeszcze ktoś potrafił ją wzbogacić ciekawymi postaciami. Wciągnąłem się. W momencie, gdy dostałem propozycję udziału w tym przedsięwzięciu, automatycznie powiedziałem tak. Później dopiero doczytałem, jak mam wyglądać: twarz pokryta bliznami, długa broda, długie siwe włosy. Nakładanie tego wszystkiego to faktycznie sporo czasu. No ale jedno musisz przyznać… wygląda czadersko, nie? Proszę mnie wyprowadzić z błędu, ale chyba tyle charakteryzacji to pan nigdy na sobie nie miał. To chyba prawda, ale pamięć może mnie zawodzić. Jest to też jeden z powodów, dla których nie uciekłem z Pragi, gdzie kręciliśmy serial. Po spędzeniu ponad godziny na fotelu ujrzałem w lustrze kompletnie inną osobę. Moja córka, która towarzyszyła mi codziennie na planie jako asystentka, kompletnie mnie nie poznała. Uznałem, że w mojej karierze nie miałem chyba okazji w takim stopniu wcielić się w inną osobę. Zazwyczaj to tylko mój głos się zmienia, a nie cały wygląd. Kim jest Talus? To taki odpowiednik sierżanta. Jest odpowiedzialny za wyszkolenie młodych ludzi, którzy chcą zostać templariuszami. Nie będę ukrywać, że to sadysta. Lubi swoją pracę. Wie, że jeśli będzie tym chłopakom odpuszczać, to podczas pierwszej bitwy ktoś rozpruje im brzuchy. Dlatego się nad nimi znęca. Poza tym, bardzo to lubi. Czerpie frajdę ze znęcania się nad nimi. Jest taki jak ja. Ja też lubię się znęcać nad ludźmi, w szczególności nad fanami Gwiezdnych wojen próbującymi codziennie wyciągnąć ode mnie informacje na temat kolejnej części. Jakbym cokolwiek wiedział lub mógł powiedzieć. Dlatego wrzucam im jakieś dziwne odpowiedzi i patrzę, jak się głowią, czy to, co dostali, jest prawdą, czy fałszem.
fot. History
No i znów gra pan rycerza. Może nie jest to Jedi, ale mieczem też potrafi się posługiwać. A w sumie nie myślałem o tym w tych kategoriach, ale masz rację. Choć muszę przyznać, że miecz świetlny jest dużo lżejszy. Ja mam już swoje lata, więc machanie tym żelastwem przez cały dzień moje mięśnie mocno odczuły. Jestem ciekaw, ile razy chłopaki z obsady przez pomyłkę powiedzieli do pana Luke? Mniej niż się spodziewasz. Choć nie ukrywam, że z dwa razy im się wymsknęło, ale chyba dla żartu. Dopiero na planie zorientowałem się, że dla nich jestem bohaterem z dzieciństwa. Gdy Star Wars: Episode IV - A New Hope wchodziły do kin Tom Cullen był jeszcze dzieckiem dlatego przez dłuższy czas miał problemy, by mówić do mnie „Mark”, a nie „panie Hamill”. Jest taka scena, gdy rzucam w głowę Toma jabłkiem. I za każdym razem, gdy pytałem, czy nie robię tego za mocno, słyszałem „nie, proszę pana”. Czułem się jakbym rozmawiał z przestraszonym uczniem z podstawówki (śmiech). Ale przyłapałem ich, jak walczyli na miecze i wydawali przy tym odgłosy mieczy świetlnych. Gdy mnie zobaczyli uciekli w zakłopotaniu (śmiech). Zobaczymy pana w kolejnej części Gwiezdnych Wojen? Na widowni na pewno (śmiech). Błagam, nie idźmy w tę stronę. Tak miło nam się rozmawiało. (Nagle Mark zaczyna mówić głosem Jokera). Jak będziesz niegrzeczny, to będę musiał cię ukarać, a tego byś przecież nie chciał, prawda? Musiałem spróbować. I szanuję to. Każdy kiedyś musi spróbować czegoś głupiego w życiu (śmiech). Żartuję. Po prostu nie mogę nic powiedzieć. Nawet jakbym coś wiedział, (a nie wiem), to i tak byłaby jakaś tajna klauzula, która by mnie powstrzymywała przed powiedzeniem ci czegokolwiek. Lubię moje pieniądze. Długo na nie pracowałem. Nie chcę, by Myszka Mickey mi je zabrała.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj