Tom Clancy’s The Division to gra, na którą od ponad roku czekają miliony graczy. I właśnie te osoby w ostatni weekend miały okazję przekonać się na własnej konsoli lub komputerze PC, jak nowa produkcja Ubisoftu wygląda, jak się w nią gra i czy 8 marca warto wydać na nią pieniądze.
Krótkiej odpowiedzi na ostatnie, kluczowe pytanie związane z grą
Tom Clancy's The Division nie ma. Powód jest prosty – betę nowego tytułu Ubisoftu należy potraktować jako mocno okrojoną wersję demonstracyjną. Przyciąga ona łatwym dostępem (kto chciał, bez problemów do testów się dostał), rozgrywką ze znajomymi i jedynie „liźnięciem” całej historii, którą zainteresowani zgłębiać będą 8 marca. Jednak już dziś o
The Division można mówić zarówno pozytywnie, jak i negatywnie, bo wzbudza sporo dyskusji (i to na ponad miesiąc przed premierą).
Nowy Jork tylko dla paczki znajomych
Obserwując media społecznościowe i opinie graczy, można zauważyć dwa zupełnie różne od siebie obozy zwolenników i przeciwników nowej gry Ubisoftu. Zwolennicy to w dużej mierze osoby, które czekają na nią od dłuższego czasu, wiedzą o niej sporo, mieli okazję obejrzeć w sieci masę gameplayów i doskonale wiedzą, czego po
Tom Clancy's The Division się spodziewać. Przeciwnicy to z kolei nowicjusze w temacie, osoby, które zapragnęły sprawdzić „o co tyle szumu”, a jednocześnie mają za sobą kilkaset godzin w
Destiny, niejako bliźniaczym tytule, na którym – nie ukrywajmy – wzoruje się
The Division. Kto ma rację w tym sporze? O tym dowiemy się 8 marca, gdy w sieci pojawią się recenzje nowej produkcji Ubisoftu.
No url
Nie mam zamiaru opisywać w tym tekście każdego elementu
The Division (o tym przeczytacie za miesiąc w naszej recenzji), bo zdaję sobie sprawę, że do 8 marca sporo może się zmienić. Skupiam się więc na ogólnym wrażeniu i najważniejszych elementach produkcji. W becie przez ostatnie 3 dni spędziłem ze znajomymi łącznie kilkanaście godzin. Znajomi to tak naprawdę kluczowy element, bowiem - podobnie jak w przypadku
Destiny - do
The Division nie warto podchodzić samemu. To gra bardzo mocno nastawiona na kooperację, wspólne wykonywanie zadań zarówno na normalnym terenie, jak i w słynnej Dark Zone, która jest pewnego rodzaju areną PvP. Samodzielne bieganie po mapie i wykonywanie zadań jest nużące, z kolei Dark Zone to miejsce, po którym lepiej nie biegać samemu, jeśli chce się przeżyć.
Kooperacja była siłą
Destiny i okazuje się, że w
Tom Clancy's The Division jest podobnie. Wspólne granie, osłanianie się, ratowanie kompanów i flankowanie sprawiają, że produkcja Ubisoftu mocno zyskuje na tle innych strzelanek, a we wspomnianym Dark Zone nabiera dodatkowego smaczku i emocji. To wszystko dzięki ciekawym rozwiązaniom, które wyróżniają ją na tle innych gier nastawionych na współpracę. O tym jednak później.
Poruszanie się i strzelanie
Zaskakiwał mnie fakt, że wiele ludzi narzeka na mechanikę i sposób strzelania. W przypadku gry TPP nie dziwi fakt korzystania z osłoń, wychylania się i sporego odrzutu broni. Uważam, że to, co przygotował Ubisoft, spełnia swe zadanie. Owszem, strzelanie nie jest łatwe. Bronie mają spory odrzut, ale nieprzypadkowo są one modyfikowalne, a za pomocą odpowiednich komponentów, które zdobywamy w grze, każdą pukawkę możemy ulepszyć i poprawić jej statystyki. Należy też przypomnieć, że początkowe „zielone” bronie mają słabe statystyki i faktycznie strzelanie z nich ogniem ciągłym nie należy do łatwych. Jednak w wersji beta dało się w miarę szybko dorwać lepsze uzbrojenie (oznaczone niebieskim, a nawet żółtym-egzotycznym kolorem), ze znacznie lepszymi statystykami.
No url
Oczywiście
Tom Clancy's The Division to w dużej mierze gra polegająca na rozwijaniu naszej postaci, modyfikowaniu ogromnej liczby
perków, atutów i elementów ubioru/pancerza. System przygotowywany przez Ubisoft jest klarowny, przejrzysty i niezbyt skomplikowany. Dążenie do zdobywania coraz lepszego
lootu w
The Divison czuć na każdym kroku.
Manhattan i jego mroczna strefa
W wersji beta
Tom Clancy's The Division udostępniono stosunkowo niewielki fragment całej mapy, którą od 8 marca będziemy mogli zwiedzać. Faktycznie „na papierze” nie wydaje się ona zbyt wielka, ale w praktyce to ogromny teren, po którym możemy poruszać się wyłącznie pieszo. Poza przemieszczaniem się po ulicach i we wnętrzach budynków możemy również wspinać się na sporą liczbę okolicznych dachów; nie brakuje też tunelów metra. Przed startem bety wydawało się, że teren zaproponowany przez developerów będzie zbyt mały, ale dziś jestem przekonany, że powinien wystarczyć na kilkadziesiąt godzin gry.
Ważnym fragmentem Manhattanu jest jego środkowa część, odcięta od reszty terenu. To tzw. Dark Zone, a dla graczy strefa PvP, w której możemy, ale nie musimy strzelać do innych graczy. Dark Zone jest areną, na której z dużą łatwością możemy zebrać znacznie lepszy
loot, ale równie łatwo możemy go stracić, jeśli inni gracze postanowią na nas zapolować i stać się tzw.
rogue agents, którzy jednocześnie staną się celem dla innych uczestników.
No url
Mechanika zabawy w Dark Zone jest bardzo prosta. Nie można ufać nikomu. Biegając samemu, bardzo łatwo można wpaść na grupę 4 graczy, którzy bez problemu rozprawią się z nami i zbiorą nasz cenny łup. W grupie czujemy się raźniej i traktowani jesteśmy z większym respektem, ale nie zawsze. Szczególnie ciekawe pojedynki toczą się w strefach ewakuacyjnych, do których przybywają śmigłowce zabierające nasze cenne przedmioty.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h