The Last of Us: Part II to bez wątpienia jedna z najbardziej wyczekiwanych gier, które mają zadebiutować jeszcze w trakcie trwania obecnej generacji konsol. Dzieło studia Naughty Dog zaliczyło już kilka głośnych opóźnień. Do pierwszego doszło zaledwie około miesiąca po ujawnieniu pierwotnej daty premiery, drugiemu zaś towarzyszył komentarz jednoznacznie stawiający sprawę – gra jest już niemal gotowa, ale koronawirus pokrzyżował plany związane z logistyką i sprzedażą. Wbrew pozorom jednak, doniesienia o poślizgach nie miały negatywnego wpływu na marketing, a wręcz przeciwnie. Chociaż gdzieniegdzie można było natrafić na nieprzychylne twórcom komentarze, to jednak większość podchodziła do tego bardzo spokojnie, ciesząc się, że deweloperzy dbają o jakość produkcji i poświęcają jej tyle czasu. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że spóźnienia dodatkowo nakręciły oczekiwania i nadały tej produkcji niemal „mityczny” charakter.
Duża w tym zasługa także siły tej marki, do której posiadacze konsol PlayStation mają ogromny sentyment. Pierwsze The Last of Us oferowało nie tylko świetną oprawę audiowizualną, ale przede wszystkim świetny scenariusz oraz bohaterów, z którymi można było się zżyć, poczuć więź po kilkunastu godzinach wspólnej przygody. Naughty Dog oraz Sony postawili jednak na wyjątkowo tajemniczy marketing – materiałów z gry pojawiało się w sieci stosunkowo niewiele, a te, które udostępniono, nie zdradzały niemal nic istotnego. Nie pokazywano niczego wprost, sugerowano pewne zdarzenia, rozbudzając zainteresowanie fanów, zachęcając ich do tworzenia teorii i łączenia ze sobą pewnych wskazówek. Wszystko jednak zmieniło się 27 kwietnia 2020 roku…
To właśnie tego dnia sieć obiegła nowina, że do sieci wyciekły spore fragmenty The Last of Us: Part II, a także zarys całej fabuły. Postanowiłem to sprawdzić – trochę z czystej ciekawości, trochę z poczucia obowiązku – i rzeczywiście, przeciek okazał się naprawdę solidny. Daruję sobie tutaj przytaczanie jakichkolwiek informacji, bo nie chcę nikomu psuć zabawy, ale uwierzcie na słowo, że materiały wideo i tekstowe opisy zdradzały naprawdę wiele, w tym kluczowe dla całej opowieści twisty.
I tutaj pokuszę się o chwilę przerwy, bo chciałbym zaznaczyć, że wycieki to nic nowego w tej branży. Dochodzi do nich regularnie, a zachowanie tajemnic wydaje się niemożliwe. Doskonałym tego przykładem jest Ubisoft i ich flagowa seria Assassin’s Creed, o której informacje pojawiają się w sieci na długo przed oficjalnymi zapowiedziami na gamingowych eventach. Tak samo jest i teraz – z każdej strony dobiegają nas pogłoski o tym, że kolejna część przeniesie nas w realia wikingów, chociaż wydawca nie powiedział na ten temat ani jednego słowa.
Z The Last of Us: Part II sytuacja wygląda jednak inaczej, bo raz, że wyciek jest tutaj zdecydowanie bardziej szczegółowy niż w przypadku tych dotyczących przygód Asasynów, a dwa – jest to też zupełnie inna produkcja. Nowa gra Naughty Dog stawia przede wszystkim na scenariusz, bohaterów, emocje i coś, co określa się mianem „shock value”, czyli scen mających na celu wywołać u odbiorcy – w tym przypadku gracza – określone reakcje, np. zaskoczyć, zaniepokoić lub przestraszyć. A oto wszystko naprawdę trudno w sytuacji, gdy główne zwroty akcji są dostępne w Internecie na wyciągnięcie ręki.
Nie da się ukryć, że gracze są w tym przypadku grupą poszkodowaną – wielu z nich przypadkiem natknęło się na spoilery, inni przeczytali je z premedytacją. Łączy ich jedno: stracili możliwość przeżycia tej historii samemu, z wszystkimi jej wadami, zaletami, emocjami. We wpisach na mediach społecznościowych i internetowych forach wyraźnie widać rozgoryczenie i żal z powodu tej sytuacji. Na dodatek nie ułatwiają jej też wszyscy ci internauci, którzy w dalszym ciągu udostępniają wspomniane, zdradzające zdecydowanie zbyt wiele, materiały.
Łatwo jednak zapomnieć, że wszystko to negatywnie odbija się też na samych twórcach, którzy z dnia na dzień stali się ofiarami hejtu – pod tweetami Neila Druckmanna i Naughty Dog o wycieku jest naprawdę gorąco. Mnóstwo tam wpisów, w których gracze w bardzo emocjonalny sposób odnoszą się do całej sytuacji, mając twórcom za złe nie tylko dopuszczenie do ujawnienia poufnych informacji, ale też… krytykujących opowieść w nadchodzącej grze. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że odbiór fabuły może wypadać zupełnie inaczej podczas samodzielnej rozgrywki, niż przy czytaniu przecieków.
W całym tym natłoku emocji i informacji łatwo jednak pominąć też trzecią stronę, czyli osobę, która doprowadziła do całej tej sytuacji. Na ten moment jej tożsamość nie jest znana i nie wiadomo, czy kiedykolwiek zostanie ujawniona. Nieoficjalnie mówi się, że może być to jeden z pracowników studia, który był niezadowolony z panujących tam warunków. Od lat mówi się, że w Naughty Dog praktykuje się „crunch”, czyli długie i wyczerpujące nadgodziny, dotkliwe szczególnie w końcowych fazach projektu, gdy nieubłaganie zbliża się data premiery. W mediach wspomina się o tym od kilku lat, a całą sprawę jakiś czas temu nagłośnił artykuł Jasona Schreiera opublikowany na łamach Kotaku. Pojawiła się tam anonimowa wypowiedź jednego z pracowników, który powiedział, że są osoby, które chcą, by The Last of Us: Part II okazało się wtopą, bo… to może zmienić podejście włodarzy studia do crunchu.
Czy za ten swoisty sabotaż rzeczywiście odpowiada rozgoryczony, doprowadzony do granic wytrzymałości pracownik? Trudno powiedzieć, ale i on w tej sytuacji ucierpi – prawdopodobnie nie tylko straci pracę, ale też czekają go kary finansowe za złamanie umowy o poufności. No i nawet jeśli kierowały nim „szlachetne” pobudki”, to jego czyn okazał się skrajnie egoistyczny – uderzył zarówno w oczekiwania graczy, jak i pracodawcę oraz kolegów ze studia, którzy mogą na tym stracić – także finansowo, bo niewykluczone, że wszystko to odbije się na wynikach finansowych gry.
Jedno jest pewne – ten wyciek nikomu się nie przysłużył i każdy na nim ucierpiał. Pozostaje jedynie trzymać kciuki, że uda Wam się uniknąć spoilerów do premiery, którą przełożono na 19 czerwca 2020 roku. A jeśli już gdzieś natknęliście się na te treści – cóż, może Naughty Dog ma jakieś niespodzianki w zanadrzu i mimo wszystko warto będzie zapoznać się z ich najnowszym dzieckiem?