Oto 5 koszmarków, które wyszły spod ręki Tima Burtona

"Planet of the Apes"

Niestety czasem bywa, że wymarzone projekty reżyserów okazują się totalną klapą. Tak też stało się z "Planetą małp". Burton jest wielkim fanem filmu z 1968 roku, który powszechnie uważany jest za jeden z lepszych filmów tamtej dekady, ze świetnym, zaskakującym zakończeniem. Presja zakończenia chyba zabiła ten film, bo mam wrażenie, że Burton za wszelką cenę chciał prześcignąć oryginał. O ile charakteryzacja jest bardzo dobra, to historia, Mark Wahlberg w roli głównej i koszmarne, wymuszone zakończenie to kompletna katastrofa. Jedyną dobrą rzeczą, jaka z tego filmu wynikła, jest zawodowy i prywatny związek Tima Burtona oraz Heleny Bonham Carter. [video-browser playlist="743977" suggest=""]

"Charlie and the Chocolate Factory"

Najlepszym epitetem na określenie tego filmu, jaki przychodzi mi do głowy, jest nieporozumienie. Nie jest to film ani dla dzieci, ani dla dorosłych - w przeciwieństwie do filmów Pixara czy Disneya nie trafia do żadnej z tych grup wiekowych. Dziecięce postacie są ze wszech miar irytujące, piosenki głupiutkie, a strona wizualna przytłacza. Sytuacji nie ratuje nawet Johnny Depp, który już wtedy popadł w manierę odgrywania Jacka Sparrowa w niemal każdym filmie. [video-browser playlist="743978" suggest=""]

"Alice in Wonderland"

Disney zdecydowanie Burtonowi nie służy. Mam wrażenie, że reżyser trochę się zagubił w potoku kiczu i rozbuchanych kostiumów oraz scenografii i zapomniał gdzieś o historii. Z jednej strony Alicja (mdła i nieciekawa Mia Wasikowska) musi odnaleźć w sobie odwagę, aby ocalić Krainę Czarów, z drugiej mamy siostrzany konflikt Białej i Czerwonej królowej, a gdzieś w tle przemykają fragmenty o tym, co stało się z Krainą Czarów po opuszczeniu jej przez Alicję. Brak tu jakiejś głównej myśli, wszystko jest wymieszane bez ładu i składu, a okropnie moralizatorskie zakończenie pozostawia niesmak po seansie. [video-browser playlist="743980" suggest=""]

"Dark Shadows"

W "Dark Shadows" nastąpił przerost formy nad treścią. Niby obsada chciała zrobić film w starym stylu telewizyjnych oper mydlanych, grając z nadmierną ekspresją i wypowiadając kwestie z emfazą godną lepszej sprawy. Niektóre zwroty akcji mogą też być niezrozumiałe i bezsensowne dla widzów, którzy w ogóle nie znają telewizyjnego pierwowzoru. Niby momentami jest zabawnie, ale te krótkie fragmenty nie są w stanie zrekompensować reszty filmu, który jest po prostu dziwny - w złym tego słowa znaczeniu. [video-browser playlist="743982" suggest=""]

"Big Eyes"

Ostatni gwóźdź do Burtonowskiej trumny. Mdła historyjka i kiepskie aktorstwo w połączeniu z całkowitym odejściem od autorskiego stylu sprawiły, że zupełnie porzuciłam nadzieje na to, iż Tim Burton ma w sobie choć jeszcze jedną ciekawą historię do opowiedzenia. [video-browser playlist="743983" suggest=""]
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj