DAWID MUSZYŃSKI: Amazon właśnie ogłosił, że rozpoczyna prace nad serialową wersją Władcy pierścieni. Co ty na to? JOHN RHYS-DAVIES: Tolkien się pewnie w grobie przewraca, jak to słyszy. Jeśli Amazon chce wyrzucać kupę pieniędzy, bo ma ich za dużo, to już ich sprawa. Dla mnie to totalna głupota. Powiedziałbym nawet dosadniej, ale moja menadżerka kazała mi się częściej gryźć w język. Ale jak widzisz, ten temat podnosi mi ciśnienie. Nie wiem, jaki jest cel takiej decyzji. Moim zdaniem ten pomysł się nie powiedzie. Zobaczymy. Czyli jak rozumiem, gdybyś nawet dostał propozycję udziału w tej produkcji, to raczej byś jej nie przyjął? Bardziej prawdopodobne jest to, że zaraz na twoich oczach urodzę dziecko, niż to, że zobaczysz mnie na planie tego serialu. Choć z drugiej strony jest jedna rzecz, która by mnie do tego przekonała. Jaka? Gdyby zaoferowano mi rolę Gandalfa (śmiech). Ty w ogóle dobrze wspominasz pracę na planie Władcy pierścieni? Bo jak tak niekiedy cię słucham, to mam wątpliwości. To była wspaniała przygoda, której nigdy nie chciałbym już powtarzać. Ale nie ze względu na atmosferę, bo ta była cudowna. To dlaczego? Przez te cholerne silikonowe maski, które przyklejano mi do twarzy. Nie dość, że charakteryzacja trwała wieki (nie jest to, broń Boże, pretensja do tych wspaniałych ludzi, którzy to robili), to jeszcze za każdym razem, gdy je zdejmowałem po całym dniu zdjęć, odchodziły z częścią mojej własnej skóry! Każdego dnia moja twarz nabierała różowego koloru i była pokryta strupami. Po trzech tygodniach moja dziewczyna powiedziała, że wyjeżdża, bo nie może na mnie patrzeć. To oznaczało dla mnie wiele bardzo zimnych wieczorów (śmiech). Słyszałem też, że na początku wyśmiałeś propozycję swojego agenta, by zagrać w tym filmie. To prawda. Przyznaję się bez bicia. Gdy dostałem propozycję zagrania w filmie jakiegoś mało znanego reżysera z Nowej Zelandii, to nie myślałem o tym, jak o jakiejś wielkiej szansie. Obejrzałem chyba wtedy jego jeden film, nie pamiętam, czy byli to Przerażacze czy Martwica mózgów. Pomyślałem, że jak nic innego się nie trafi, to czemu nie. Ile to będzie trwało? Pewnie zaledwie kilka dni zdjęciowych i będzie po wszystkim. Na co dostałem odpowiedź, że to będzie około 400 dni zdjęciowych rozciągniętych na okres kilku lat. Pomyślałem, że ktoś tu oszalał. Facet, który w życiu nie robił takiej produkcji, wyłoży się już w pierwszym miesiącu. On tego nie zrobi. Nie ma szans. No i teraz stoję przed tobą, posypując głowę popiołem. Jackson nie dość, że to zrobił, to jeszcze stworzył arcydzieło.  A potem poszedł i zrobił to jeszcze raz, kręcąc Hobbita. Ten facet to geniusz taktyczny. To znaczy? On potrafi tak ułożyć pracę na planie, że żaden dzień się nie zmarnuje. Podam ci znakomity przykład. Mieliśmy zaplanowany dzień zdjęciowy na jakimś malowniczym polu. Przetransportowano tam 400 koni, 800 statystów, rekwizyty itp. Pech chciał, że rozpętała się jakaś wielka ulewa i w miejscu tego pola powstało jezioro. Dosłownie. Nim ziemia wchłonie takie ilości wody, to może potrwać kilka dni, a czas to pieniądz. Peter bez większego namysłu postanowił, że w takim razie nagramy inną scenę, gdzieś indziej. Od tak. Zero stresu. On miał w głowie plan awaryjny na każdą okoliczność.
foto. Materiały prasowe
Legendami obrosły już też twoje szorstkie relacje z Orlando Bloom. Z tym szpiczastouchym elfem? A co ci nagadał? Nie wierz w ani jedno jego słowo. Elfy to nałogowi kłamcy! Opowiem ci jedną anegdotę. Mieliśmy dzień zdjęciowy na rzece, gdzie razem siedzieliśmy na łodzi. Krasnolud i elf. Jakiś baran sobie wymyślił, że to będzie zabawne. Niestety, ujęcia były słabe, bo ktoś cały czas kołysał łodzią. Oczywiście ten blondas powiedział, że to wina krasnoluda. Zrobiliśmy więc przerwę, po której doszło do zamiany. Teraz wraz z elfem w parze był hobbit. I wiesz co? Łódź dalej się kołysała! I nie była to wina krasnoluda! A tak między nami - Orlando to wspaniały gość. Zabawny. Miły. Zmienia się w demona tylko wtedy, gdy zakłada cholerną perukę i szpiczaste uczy! No ale jako król elfów z The Shannara Chronicles chyba darzysz elfy jakimś ciepłym uczuciem? Ty mnie tu teraz nie bierz pod włos sprytnymi, dziennikarskimi sztuczkami! A tak poważnie mówiąc, to kocham wszystkie postaci, które grałem, bo one w jakiejś cząstce pokazują moją złożoną osobowość i pozwalają w tym wieku wciąż dobrze się bawić. Nikt na szczęście nie każe mi grać nudnych, bezsilnych starców. Znów podniosło ci się ciśnienie... Zmieńmy temat. Podobno ruszyły prace nad nową częścią przygód o Indiana Jonesie. Czy Sallah Mohammed Faisel el-Kahir powróci? Ale ty to ładnie na jednym wdechu powiedziałeś. Możesz jeszcze raz? Chyba nie. To powróci czy nie? Chciałbym, ale nie mam zielonego pojęcia. Jeszcze nikt do mnie nie zadzwonił, ale z tego, co wiem, prace nad scenariuszem trwają. To nie jest tak, że weszli już na plan. Prawda? Wydaje mi się, że el-Kahir ma w sobie jeszcze na tyle siły, by przeprowadzić jeszcze jedną przygodę u boku swojego kumpla Indiany. A jak nie on, to może przynajmniej jego potomkowie. To płodny człowiek jest, więc na pewno ma kilku silnych synów. W końcu jego religia mu to nakazuje.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj