Ciężko dziś wskazać osobę, która nie zetknęłaby się z nazwiskiem Tom Hardy. Choć jego kariera tak naprawdę nabrała tempa dopiero w roku 2008, aktor ma na swoim koncie szereg bardzo dobrych ról w równie dobrych produkcjach. I nic nie wskazuje na to, by coś tą dobrą passą zachwiało – na horyzoncie pojawia się coraz więcej zapowiedzianych tytułów z jego udziałem. Można się zatem spodziewać, że role, które odegra, będą równie pamiętne co te najgłośniejsze i przyniosą mu nominacje do licznych nagród filmowych. Dziś aktor kończy 40 lat, więc to dobra okazja do analizy jego kariery. Cofnijmy się więc do początków. Rok 2002, Star Trek: Nemesis. Pierwszą nominację do nagrody filmowej (i to nie byle jakiej, bo Saturna za postać drugoplanową) przyniosła 25-letniemu Hardy'emu rola Shinzona, głównego antagonisty. Był to swego rodzaju przełom, ponieważ do tej pory zdarzało mu się grywać raczej role poboczne. Jednak mimo to w następnych latach aktor i tak poświęcił się w znacznej mierze produkcjom telewizyjnym i serialom, skazując się tym samym na dużo mniejszy rozgłos. Przez pięć kolejnych lat jego kariera toczyła się raczej powoli – rólka za rólką, tytuł za tytułem... Wszystko zmieniło się w roku 2007. Za swój występ w filmie Stuart: Spojrzenie w przeszłość, gdzie grał bezdomnego alkoholika, otrzymał nominację do nagrody BAFTA, zyskując rozgłos w Wielkiej Brytanii. Niedługo potem dostał angaż do dramatu biograficznego pod tytułem Bronson, gdzie wcielił się w najsłynniejszego więźnia w Wielkiej Brytanii, Michaela Petersona. Wykreowanie niezrównoważonego psychicznie mięśniaka, nad którego umysłem kontrolę przejmuje alter ego – tytułowy Bronson – sprawiło, że Hardy'ego zasypano lawiną pochlebnych opinii i okrzyknięto go najlepszym aktorem swojego pokolenia. Jego wysiłki w odgrywaniu więziennej maskarady dodatkowo doceniono kolejną znaczącą nagrodą – statuetką BIFA w kategorii najlepszy aktor. To właśnie ten moment można uznać za największy przełom w jego karierze. Potem było już tylko lepiej, a drzwi, które się przed nim otwierały, nie były już wyłącznie drzwiami angielskiego podwórka.
fot. Vertigo Films
Aktor pojawił się w głośnej Inception Christopher Nolan. Surrealistyczne widowisko science-fiction zgarnęło szereg nagród i Oscarów, a Hardy został nominowany między innymi do kolejnego Saturna za drugoplanową rolę cwaniaczka Eamesa (za którą zgarnął też statuetkę BAFTA w kategorii Rising Star). Obracając się wśród gwiazdorskiej obsady, Hardy wyraźnie zaznaczył w filmie swoją obecność. Opanowany, pewny siebie, wyposażony w cięty język, z miejsca wzbudził sympatię widzów, kreując jednego z najbardziej charakterystycznych bohaterów, których nie da się przeoczyć. Widocznie do tego samego wniosku doszli również producenci i twórcy filmowi, oferując mu szereg kolejnych ról. Złoczyńca z kosmosu, chory psychicznie więzień czy krętacz zawadiaka – najgłośniejsze role Hardy'ego były oparte właśnie o tego typu postaci. Mimo że aktorowi zdarzało się łamać serca lub uwodzić (na przykład w serialowych Wichrowych Wzgórzach czy filmie RocknRolla), zdecydowanie częściej odgrywał typów spod nieco ciemniejszej gwiazdy. Tak też było w przypadku kolejnych ról – Tommy'ego Conlona (Warrior) i Bane'a (The Dark Knight Rises). Obydwaj bohaterowie, choć różni od siebie, wymagali od aktora znacznego przybrania na masie i wypracowania nowych, jeszcze bardziej brutalnych osobowości. W jego wykonaniu Conlon jest zdolnym i agresywnym bokserem o kamiennej twarzy, niebezpiecznie skręcającym na margines społeczny. Bane natomiast, to zamaskowana, chodząca góra mięsa, będąca w stanie zmiażdżyć i spopielić przeciwnika jedną dłonią albo przełamać na kolanie kręgosłup odzianego w pancerny kostium Batmana. Role okazały się niczym szyte na miarę – nominacje do kolejnych nagród sypią się hurtowo, Hardy jest w swoim żywiole, a jego brutalność (zwłaszcza w wydaniu antagonisty Bane'a) sprawiła, że naturalną reakcją widzów w kinach było zasłanianie się przed ciosem – taka groźba wisiała w powietrzu za każdym razem, gdy tylko ukazywał się na ekranie.
fot. Warner Bros.
Aż tu nagle... pojawił się Locke. Następną dużą rolą aktora okazał się bohater żywcem wycięty z serialu obyczajowego – ojciec dwóch synów, mąż swojej żony i ulubiony pracownik swojego szefa. Jednak ani dzieci, ani małżonki ani rzeczonego szefa w filmie nie widzimy. Jest tylko Ivan Locke i jego samochód. Długa droga, światła miasta i reflektory przejeżdżających obok samochodów. I telefon jako główny atrybut. Tom Hardy zagrał więc w filmie jednego aktora i zrobił to na tyle dobrze, że w najmniejszym stopniu nie mamy go dosyć (i to pomimo wpatrywania się przez półtorej godziny w jedną i tę samą twarz!). Locke to postać bardzo autentyczna, prawdziwa i ludzka. Każda zmarszczka na jego czole, każdy gest i każda kolejna gasnąca iskra w smutnych oczach, to wynik niesłychanie przekonującej gry aktorskiej Toma Hardy'ego, który tą rolą zagarnął dla siebie nie tylko film, ale i amerykańską nagrodę LAFCA. Okazuje się, że nie trzeba tłuc nikogo na miazgę, by otrzymać owacje na stojąco. W 2015 na ekrany kin weszła The Revenant. Choć film od początku kojarzony był z walczącym o Oscara Leonardo DiCaprio (który ostatecznie tę statuetkę sobie wywalczył), rola czarnego charakteru została powierzona Hardy'emu. Wcielił się w zdrajcę i mordercę, Johna Fitzgeralda, którego przez cały czas trwania filmu z determinacją i żądzą zemsty szuka Hugh Glass. Bohater, jakiego aktor wykreował tym razem, był zimnym, nieczułym i brutalnym draniem, mającym niesłychaną siłę, by wzbudzić w widzach skrajne emocje oraz strach – a jak już ustaliliśmy, to jest to, co Tom Hardy lubi najbardziej. Po raz pierwszy (i jak do tej pory jedyny) w swojej karierze został nominowany do Oscara, jednak konkursu nie wygrał. Tego samego roku pojawił się również film pod tytułem Legend. Choć produkcja sama w sobie dość przeciętna, rola (i to podwójna!) Hardy'ego to rzecz niekwestionowanie warta uwagi. Na potrzeby filmu zmienił się w braci Kray – bliźniaków, którzy w latach 50. trzymali gangsterski światek Londynu w garści – i wykreował zgoła różne od siebie osobistości, w jednakowym stopniu przekonujące – nonszalanckiego Reginalda i niezrównoważonego psychicznie Ronalda. Mimo tej samej twarzy każdy charakter jest zupełnie inny, a podwójna praca aktora daje niesamowity, kontrastowy efekt. Momentami trudno uwierzyć, że można być tak do siebie niepodobnym. Tom Hardy po raz kolejny udowadnia, że potrafi zabłysnąć – i to światłem czystym, wynikającym wyłącznie ze swoich umiejętności aktorskich.
fot. Universal Pictures
Wszystkie wymienione powyżej produkcje przyniosły aktorowi nominacje do wielu nagród, jak również i same nagrody. Poza nimi, Tom Hardy występował także w szeregu innych filmów i seriali, za każdym razem udowadniając, że na czym jak na czym, ale na aktorstwie to on jednak się zna. Freddie w The Take, Alfie Solomons w Peaky Blinders czy wreszcie Max Rockatansky w Mad Max: Fury Road to tylko kolejne przykłady jego rozmaitych wcieleń. Bieżący rok rozpoczął od roli Jamesa Keziaha Delaneya w mrocznym serialu Taboo, po raz kolejny udowadniając, że jest w stanie przeistoczyć się w bohatera niejednolitego, dźwigającego na barkach ciężar własnych przeżyć i doświadczeń, słowem: trudnego. Co więcej, wraz ze swoim ojcem, Chips Hardy, stoi również za stworzeniem scenariusza do nowej produkcji, rozpisując główną rolę pod swój własny wymiar. W lipcu mieliśmy okazję obejrzeć efekt ponownej współpracy aktora z Christopherem Nolanem, jakim była głośna Dunkierka. Hardy wcielił się w postać pilota brytyjskich sił powietrznych. Dla wszystkich fanów aktora, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z najnowszymi tytułami, są to pozycje podwójnie obowiązkowe. Kolejne produkcje z Tomem Hardym także rysują się w kolorowych barwach. Aktor powróci w sequelu Mad Maxa, a także wcieli się w słynnego Al Capone w nowym filmie gangsterskim. Najgłośniejszym ogłoszeniem castingowym na tę chwilę pozostaje jednak jego angaż do roli Venoma, głównego przeciwnika Spider-Mana. Kolejnych ról przybywa, a ich charakter pozostaje podobny... Można pokusić się więc o stwierdzenie, że Hardy ma już swoje specyficzne emploi, bazujące przede wszystkim na aktorstwie fizycznym. Role, na które się decyduje, przyjmuje z ogromnym zaangażowaniem, zmieniając na ich potrzeby zarówno charakteryzację jak i całą prezentowaną osobowość – za sprawą gestów, mimiki, sposobu poruszania się, czy modulacji głosowej. To właśnie jego największa siła. I zwyczajnie pozostaje mu iść dalej w tym słusznie obranym przez siebie kierunku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj