DAWID MUSZYŃSKI: To jest twój czas. Do kin trafiły właśnie Underdog i Diablo. Wyścig o wszystko, w których zagrałeś niemałe role. Ale naszą rozmowę chciałbym zacząć od pierwszego polskiego serialu Netflixa, czyli 1983. Oglądałeś siebie w wersji angielskiej? Tomasz Włosok: O tej wersji dowiedziałem się dzięki koledze, który przesłał mi filmik na Facebooku, mówiąc, że to jest jakiś fenomen, bo ogląda polski serial po angielsku z polskimi napisami. Jak to zobaczyłem, to momentalnie zalogowałem się na moje konto, by sprawdzić, jak to brzmi. I jak brzmi? Dziwnie. Bardzo, bardzo dziwnie. Po pierwsze nigdy nie byłem dubbingowany, a po drugie kompletnie mi ten głos nie pasował. Ale wydaje mi się, że to tylko kwestia przyzwyczajenia. A niemiecką wersję też sprawdzałeś? Nie. Ale jeszcze wszystko przede mną (śmiech). Jak już wspomniałem, masz mocne rozpoczęcie roku. Dwa filmowe projekty: Underdog i Diablo. Wyścig o wszystko. Może to zabrzmieć trochę niewiarygodnie, ale nie cieszy mnie to, że zaraz być może zmierzę się z jakąś popularnością... albo i nie. Wydaje mi się, że jeszcze podchodzę do filmów bardzo ideologicznie. Zależy mi na tym, by filmy, w których gram, wypadały jak najlepiej, a to, czy ja w nich zagrałem dobrze, czy źle, schodzi u mnie na drugi plan. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jest to produkcja komercyjna, czy też film niskobudżetowy, liczy się końcowy odbiór widzów. No to przyjrzyjmy się tym projektom. Underdog jest filmem, na który wiele osób czekało, a to dlatego, że reżyserem jego jest prezes KSW, Maciej Kawulski. A że nie mamy w Polsce za dużo filmów sportowych, to ciekawość jest tym większa. Przy tym filmie spotkałem wiele osób pracujących na co dzień przy galach KSW, co fani tego sportu zauważą już w pierwszej scenie, do tego jedną z głównych ról gra - legenda KSW Mamed Khalidov. Co ciekawe, okazało się, że jest bardzo sprawnym aktorem. Słyszałem, że z początku nie mógł zrozumieć dlaczego wiele rzeczy trzeba tak często powtarzać. Później chyba się z tym oswoił, bo gdy spotkałem go na planie, zupełnie takiego wrażenia nie sprawiał. Wręcz przeciwnie, był bardzo cierpliwy i niezwykle uważny na partnera. Twoja postać porusza się na wózku inwalidzkim, ale z tego, co zrozumiałem, jakieś konotacje z tym sportem w przeszłości miała. Będziemy mogli zobaczyć jakieś sceny retrospekcyjne z tobą w klatce? Moja kontuzja nie jest związana z opowieścią, jaką przedstawiamy. Nie jest motorem napędowym dla głównego bohatera, którego gra Eryk Lubos. Jest bardziej jego wyrzutem sumienia. Tomek, którego gram, dałby wszystko, by wejść na ring i robić to, czego jego brat się wyrzeka. Kosa potrzebuje w pewnym momencie motywacji do działania i jego młodszy brat jest jedną z tych motywacji. Może nie główną, ale również istotną.
Źródło: Kino Świat
Miałeś w sobie trochę takiego żalu, że ty nie będziesz miał okazji, by popracować nad sylwetką na siłowni czy nauczyć się walki w stójce? Oczywiście, że tak. Prywatnie trenuję, więc sam udział w tym filmie był dla mnie dużą frajdą. To jest trochę mój świat. Próbowałem przemycić tam jakieś sceny, w których mój bohater podjeżdża do worka i zaczyna w niego boksować. Miałem nadzieję, że załapią się do filmu… i udało się. Mam swój wątek bokserski. Okazało się, że te fragmenty weszły do filmu. Zastanawiam się, czy takie metamorfozy do filmów są dla aktora czymś przyjemnym. Janusz Chabior opowiadał mi, że jak dopakował do Ślepnąc od świateł, to później nie miał czasu tej sylwetki utrzymać i wszystko mu się w tłuszcz zamieniło. Ciekawe jest to, że w Polsce nareszcie możemy sobie na coś takiego pozwolić. Aktor dostaje czas na to, by się przygotować do roli nie tylko merytorycznie, ale także fizycznie. I nie chcę, by wyszło, że się mądrzę, ale po rozmowie ze starszymi kolegami widzę, że nasz rynek zaczyna się zmieniać. Oczywiście zawsze rozchodzi się o czas, a raczej jego brak. To jak to zazwyczaj wygląda? Jak dużo czasu mija, od otrzymania roli do czasu wejścia na plan? Jest to raptem kilka dni. Przynajmniej tak to wygląda w moim przypadku. Wydaje mi się, że byłem ostatnim aktorem, który dołączył do ekipy Underdoga. Zazwyczaj ten trening przebiega w czasie kręcenia filmu. Choć jak wspomniałem, zaczyna się to powoli zmieniać. Co przykład Janusza Chabiora czy Eryka Lubosa to potwierdza. Choć jeśli chodzi o Eryka, to on jest w tym trybie ćwiczeń cały czas. Nie jest tak, że zrobił to wyłącznie na potrzeby filmu. Moim zdaniem on nie potrzebował żadnego przygotowania. Wystarczyło mu powiedzieć, kiedy ma stawić się na planie i sprać Mameda (śmiech). Ja miałem trochę mniej czasu, by zagrać moją rolę na tyle przekonująco, by widz uwierzył, że jestem inwalidą. Trudno jest oszukać widza, że moje nogi nie działają. Przecież on wie, że to nieprawda. Musiałem więc spowodować, by choć na chwilę o tym zapomniał. Ale zawód aktora polega na ciągłym oszukiwaniu widza. Takie jest główne założenie, ale grając, nigdy nie wiesz, jak dany kadr będzie wyglądał. Na ile będę mógł, to oszukam, ale jest to odpowiedzialność zbiorowa. Czyli „co złego to nie ja, tylko kolega”? Aż tak to nie (śmiech). Ale mam nadzieję, że nie będę ściemniał. Zawsze staram się być jak najbardziej wiarygodny. Dlatego na planie Underdoga starałem się między zdjęciami z tego wózka nie schodzić. Chciałem się z tym problemem zmierzyć, by go jak najlepiej zrozumieć.
Źródło: Kino Świat
Jak rozumiem, ręce bolały po tych wszystkich dniach zdjęciowych? No nie powiem, był to nie lada wysiłek. Zwłaszcza w scenie, w której musiałem się ścigać z Erykiem, było mi ciężko. Pomimo tego, że startowałem z górki, a on truchtał, to nie byłem w stanie go dogonić. Co ciekawe, to była jazda po linii prostej, gdyby jeszcze dochodziły do tego jakieś zakręty, to by było dla mnie już niewykonalne. Jak na razie udaje ci się nie powielać tego samego bohatera w projektach, w których grasz. To świadomy wybór czy po prostu dzieło przypadku? Dzieło przypadku. Nie jestem jeszcze na tym etapie, bym mógł przebierać w oferowanych rolach. Poza tym uważam, że nasz zawód w dużej mierze opiera się na szczęściu. I chodzi mi bardziej o to, jakich ludzi poznajemy na naszej drodze, którzy mogą nam otworzyć oczy na ten świat i pomóc w karierze. To kto tobie pomógł? Mnie oczy na świat otworzyła Marta Kownacka, która jest castingerką. Bardzo dużo jej zawdzięczam. Ona pierwsza mi zaufała i postanowiła dać mi szansę. Uwielbiam ją jako osobę i niezwykle szanuję jako profesjonalistkę. A pod względem aktorskim? Maciej Pieprzyca podczas mojej pierwszej pracy na planie filmu Jestem mordercą. Jak to przeczyta, to zacznie uważać, że jestem jakimś jego psychofanem. Ale za Maćkiem naprawdę się tęskni. Za jego pracą. Za tym, jak potrafi poprowadzić aktora. Od niego nauczyłem się tego podejścia, że ważny jest produkt końcowy. Jeśli jakaś scena jest bardzo dobra, ale może źle wpłynąć na ostateczny odbiór filmu, to niestety trzeba ją usunąć. Nieważne, jak dobrze wypadli w niej aktorzy. Najważniejsza jest spójność filmu, o czym często mam wrażenie się zapomina. W Diablo. Wyścig o wszystko spełniłeś marzenia wielu chłopaków, bo kto nie śnił, by móc się po mieście czy torze rozbijać takimi furami jak wy w tym filmie. My jako aktorzy nie mieliśmy okazji pośmigać tymi autami tak, jak by się chciało. To robili specjalnie przeszkoleni kierowcy kaskaderzy. Ale w niektórych ujęciach nie dało się tego oszukać, więc siadaliśmy za kółkiem. Wszystkie sceny startu czy przyjazd na metę były nagrywane przez nas. Ale coś tam chyba się ścigałeś. Nie mów mi proszę, że ruszałeś z piskiem opon, po czym było cięcie i natychmiastowe wyjście z auta… Nie no, miałem do swojej dyspozycji Mustanga GT, takiego 5-litrowego. Cudowna maszyna. Zakochałem się w tym samochodzie. Przed tym filmem uważałem, że te samochody mają w sobie jakiś element… wiejski. Wolałem bardziej stare wersje, klasyczne od nowych modeli. Myliłem się. To wspaniałe auta. Pamiętam jak pierwszy raz w nim usiadłem. Nie wiedziałem, jaką moc kryje ta maszyna, więc wcisnąłem pedał gazu do dechy i chciałem ruszyć. Momentalnie auto stanęło bokiem. Scenę nagrywaliśmy wtedy na hali FSO, która była bardzo ciasna. Dobrze, że znajdowałem się daleko od ściany, bo byłoby po aucie. Nauczyłeś się czegoś jako kierowca po tym filmie? Jeździć na motorze. Nie umiałem wcześniej. Teraz mogę spokojnie podejść do testu na prawo jazdy na motor. Przezwyciężyłem strach do tych maszyn. A driftować się nie nauczyłeś ? Troszeczkę podczas scen kręconych w kopalni wapienia pod Kielcami. Tam mieliśmy taką sekwencję, że wyjeżdżam zza winkla i parkuję bokiem. Jak się przyjrzysz, to zobaczysz, że to ja jestem z kółkiem. To moja robota.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj