Kiedy w 2005 roku Doctor Who w odświeżonej formie powracał na antenę po kilkuletniej przerwie, czekało na niego sporo wyzwań. Ówczesny główny scenarzysta, Russell T. Davies, miał twardy orzech do zgryzienia: musiał w roli Doktora obsadzić aktora, który na nowo rozkocha fandom i sprawi, że wyniki oglądalności będą na tyle wysokie, by przygoda z serialem nie skończyła się po jednym sezonie. Na swoje i nasze szczęście wybrał perfekcyjnie, bo Dziewiąty Doktor spełnił swoje zadanie w stu procentach i był po prostu Fantastic!.

Artykuł zawiera spoilery do wybranych odcinków New Who.

1. Christopher Eccleston (2005)

Kiedy w odcinku "Rose" okazało się, że Dziewiąty miał odstające uszy, pełną powagi twarz i nosił skórzaną kurtkę, nie wszyscy byli zadowoleni. Nikt jednak nie mógł wątpić, że oto oglądaliśmy prawdziwego kosmitę. Dziewiąty miał w sobie ogrom abstrakcji, a w jego oczach faktycznie widać było te setki lat. To miał być Doktor pełen rozpaczy i gniewu, przeżywający traumę po konsekwencjach Wojny Czasu - i Christopher spisał się znakomicie. Już w pierwszym odcinku przestrzegał Rose, że powinna o nim jak najszybciej zapomnieć, bo nie był dobrym kompanem czy towarzyszem, a wszędzie, gdzie przybywał, przynosił za sobą śmierć. Pod wpływem ciepłej i spontanicznej dziewczyny złamał się jednak i zaprosił ją do wspólnych podróży swoją TARDIS.

W całym pierwszym sezonie Doktor przeszedł ogromną metamorfozę: od przepełnionego wściekłością i bólem samotnika do kogoś znacznie lepszego i łagodniejszego. Od początku on i Rose odnaleźli w sobie bratnie dusze. Ona była tą osobą, która na powrót nauczyła go dostrzegać cuda wszechświata, przypominając mu, że nie składa się on tylko z nienawiści i zniszczenia. Rose spontanicznie zachwycała się wszystkim, a gdy Doktor patrzył na nią, miejsce gniewu zastępowały inne uczucia. Razem ratowali Dickensa, razem chronili Ziemię przed obcymi, razem uciekali niebezpieczeństwom. Rose pochylała się nad losem wszystkich, nawet tych, których nie znała i tych, którym nie można ufać. Tak było w odcinku "Dalek", kiedy prawie przypłaciła to życiem. To był też odcinek, który dobitnie pokazał, jak wiele żalu i gniewu Dziewiąty ma jeszcze w sobie i że potrzeba czasu, by proces leczenia dobiegł końca. Wtedy jednak ważniejsza była dla niego Rose - i to udowodniło, że wściekłość zostaje wyparta przez przyjaźń, czułość, dobro oraz… miłość?

Dziewiąty to Doktor, który nadużywał brytyjskiego humoru, był zdystansowany, czasem ponury, ostry i nie zawsze miły. Nie miał oporów, by pożegnać Adama, kiedy ten okazał się pazernym i chciwym kłamcą. Wciąż miał jednak przy sobie Rose, która uczyła go empatii i wrażliwości. Dziewiąty w swoim życiu miał dość śmierci i umierania, więc najbardziej zależało mu na tym, by zawsze ratować wszystkich. Tego jednak także musiał się nauczyć, bo z początku mało w nim było litości. Ważną rolę w jego rozwoju odegrał również Jack Harkness, który stał się jego prawdziwym przyjacielem (z którym nie omieszkał poflirtować, ale bądźmy szczerzy - z kim nie flirtuje Jack Harkness?).

Kiedy w finale pierwszego sezonu żegnaliśmy Dziewiątego, był on już całkiem innym Doktorem niż ten, którego poznaliśmy. Odchodził w poczuciu, że był fantastyczny; odchodził, ratując jedyną kobietę, którą kochał. Szczerze przyznał, że Rose Tyler zmieniła jego życie i żegna się z nim z uśmiechem na ustach. Najważniejsza dla niego była wiedza, że na pewno nie żegna się z nią.

Christopher Eccleston przywrócił Doktorowi Who świetność i sprawił, że do starych fanów dołączyli nowi. To jednak dopiero jego następca miał być tym, którego pokochały miliony. Tym, który obok Toma Bakera wymieniany jest jako najlepszy Doktor wszech czasów.

 

2. David Tenannt (2006 – 2009)

Dziesiąty narodził się w momencie, gdy Dziewiąty oddawał swoje życie za kobietę, którą kochał. Pochłonięcie Wiru Czasu i bardzo emocjonalna regeneracja sprawiły, że był to Doktor najbardziej uczłowieczony. Można to uznać zarówno za wadę, jak i za zaletę, ale zdecydowana większość obstaje przy tym drugim.

Dziesiąty Doktor w niewielu rzeczach podobny był do Dziewiątego. On już "urodził się" z umiejętnością współodczuwania, ogromną dozą empatii i skłonnością do wybaczania. To Doktor bardzo ludzki, bardzo wrażliwy i bardzo emocjonalny. Gniew i wściekłość Dziewiątego u niego objawiały się tylko w nielicznych sytuacjach, ale prawie zawsze umiał nad nimi panować. Dziesiąty miał w sobie także radość i dużo wesołości. Sporo biegał, skakał i się śmiał. Według niego każdy zasługiwał na szansę. Razem z Rose w drugim sezonie przeżywał przygody, z uśmiechem na ustach krzycząc "Allons-y!", i nigdy, przenigdy się nie poddawał. Kiedy w finale drugiego sezonu stracił ukochaną kobietę, to doświadczenie go zmieniło, ale nie odebrało mu składowych elementów własnego "ja".

Kiedy Dziesiąty poznał Marthę, był Doktorem cierpiącym, pełnym tęsknoty i żalu. Nie zauważał wtedy, jak wyjątkową dziewczynę miał przy sobie i jak wielką robił jej krzywdę. Dziesiąty miał w sobie coś z egoisty i tutaj objawiało się to najmocniej. Choć brzydził się i wyrzekał przemocy, gardził rozwiązaniami siłowymi i prawie w ogóle nie umiał nienawidzić, to właśnie trzeci sezon i dwuodcinkowa historia, w której musiał stać się człowiekiem, pokazała, jak bardzo potężny, przerażający i bezlitosny potrafi być. Niczym Nadciągający Sztorm, niczym Nadchodząca Ciemność. Był także tym, od którego potrafiła odejść Towarzyszka, kiedy już uświadomiła sobie, że nigdy nie zastąpi mu Rose.

To także Doktor, który musiał w swoim życiu podejmować najtrudniejsze decyzje. W czwartym sezonie spotkał Donnę, która była dla niego odżywcza. Jak najlepsza przyjaciółka - potrafiła mu przygadać i nie pozwalała się załamywać. Po niełatwej przeprawie z Masterem, kiedy utracił jednego ze swoich, ona potrafiła postawić go na nogi. Doktor i Donna przemierzali światy ramię w ramię, a na koniec on musiał dokonać niemożliwego wyboru. Ponieważ to Doktor najbardziej ludzki, cierpiał tak, jak cierpi człowiek, a cierpienia spadło na niego zbyt wiele. W finale czwartego sezonu Dziesiąty przeżywał swoje katharsis, otoczony przyjaciółmi i wrogami. Ostatecznie pożegnał się też z Rose, oddając ją w ręce siebie samego, ale to jednak nie może być to samo. To wszystko sprawiło, że w następnych odcinkach oglądaliśmy różne twarze Dziesiątego – od zniechęconej, przez arogancką i pełną buty, aż po całkowicie załamaną.

Kiedy Dziesiąty żegnał się z widzami, nie chciał odchodzić. Traktował swoją regenerację jako śmierć, co przecież nie do końca było prawdą. W tym miejscu część fandomu miała problem z Doktorem, który zamiast z uśmiechem zaczynać nowy etap życia, odchodził ze łzami w oczach. To było jednak także pożegnanie Russella T. Daviesa z serialem i właśnie przez pryzmat tego na ostatnie odcinki Dziesiątego Doktora trzeba patrzeć.

Ukoiwszy swoje sumienie po pożegnaniu z ludźmi, którzy mieli dla niego znaczenie, fandom musiał Dziesiątego pożegnać. W nostalgiczną i smutną scenę wkroczyła młoda i zaskakująco kosmiczna twarz Jedenastego, którego albo się kocha, albo nienawidzi.

 

3. Matt Smith (2010 – 2013)

Jedenasty zaczynał nietypowo: od paluszków rybnych z sosem waniliowym, od małej, rudowłosej Szkotki i od pęknięcia w ścianie. To wejście, które wszyscy na długo zapamiętali; być może najlepsze wejście nowego Doktora. Jedenasty w szczególny sposób jest całkiem inny od poprzedników; momentami wydaje się, że oglądamy jakby inny serial. Od piątego sezonu produkcję w swoje ręce wziął Steven Moffat, a klimat Doktora Who uległ znacznej zmianie. To nie znaczy, że serial zmienił się na gorsze – po prostu poszedł w trochę innym kierunku. Jeśli coś trwa 50 lat, musi ulegać zmianom, inaczej  by nie przetrwało. Tak też stało się i tym razem.

Jedenasty jest dzieciakiem. Nie tylko ma młodą twarz, ale także młodą duszę. To Doktor zabawny, szalony, chaotyczny, pędzący przez Czas i Przestrzeń prawie bez zastanowienia. Ma w sobie najwięcej uśmiechu i zabawy, jest też idealnym kosmitą, który nie do końca rozumie życie Ziemian. Moffat pokazuje to idealnie kilka razy, tworząc świetny kontrast dla ludzkiego Dziesiątego. Dla Dziesiątego, który potrafił utknąć w ludzkim ciele, a ludzkie życie zdawało się mu odpowiadać. Jedenasty nie potrafi usiedzieć w miejscu, nudzi się po pięciu minutach, jest niecierpliwy i nie do końca rozumie ludzkie emocje i potrzeby. Świetnie pokazano to w "The Lodger", "Closing Time" czy "The Power of Three".

To trochę też taki Doktor, który zaczyna z czystą kartą. Podczas gdy Dziewiąty i Dziesiąty mieli wspólną Towarzyszkę i innych wspólnych przyjaciół, których napotkali pod drodze, Jedenasty zaczyna praktycznie od zera. Amy Pond jest pierwszą osobą, którą poznaje w swoim nowym ciele - i już na zawsze zostaje wyjątkową osobą w jego sercu. Jedenasty to także Doktor, który podróżuje z parą, który podróżuje z mężczyzną. To świetny zabieg Moffata i jeden z najlepszych wątków w sezonach 5-7. Rory Williams dla Doktora jest przeciwwagą, a jednocześnie kimś, kto uczy go ludzkiego podejścia do uczuć i emocji. Z tego korzystają inni ludzie, których spotyka on na swojej drodze.

Podczas przeżywania kolejnych przygód Jedenasty zmienia się, pokazując swoje różne oblicza. Pełen energii dzieciak potrafi być wściekły, załamany i smutny. A co najważniejsze, w tym wszystkim nadal pozostaje kosmitą. Chyba właśnie po nim widać to najbardziej - wyprzedza w tym nawet Dziewiątego. Po swoim poprzedniku odziedziczył niechęć do agresji, rozwiązań siłowych i przemocy. Z Dalekami walczy za pomocą… ciasteczka, a Cybermenów pokonuje grą w szachy. Słynie zresztą z niefrasobliwego podejścia do życia, z błyskotliwych i innowacyjnych rozwiązań, które często pakują go w tarapaty. Z pomocą przychodzą mu wtedy przyjaciele, którymi Jedenasty jest otoczony. I którzy zawsze przybywają na jego wezwane. Bo to Doktor, który choć ma mentalność dziecka, to wzbudza ogromny podziw i szacunek, a w odpowiednich momentach potrafi pokazać, że żarty żartami, ale nikt nie powinien zapominać, że ma do czynienia z potężnym i nieustraszonym Władcą Czasu. Nawet gdy ten podróżuje na grzbiecie dinozaura biegnącego za pingpongową piłeczką.

Jedenasty to także Doktor żonaty, to wyjątkowa relacja z River Song, która jest idealnym potwierdzeniem moffatowskiego timey-wimey, wibbly-wobbly. Obserwowanie Doktora - z jednej strony flirciarza, a z drugiej takiego, który potrafi wejść w tak silną relację z kobietą - jest fascynujące. Nie tylko zdradza River swoje imię. On ją także widzi i słyszy wszędzie. I zawsze. Jedenasty to także trio z wiktoriańskiego Londynu i Clara - Niemożliwa Dziewczyna. W finale siódmego sezonu okazało się, że miała ona wpływ nie tylko na samego Jedenastego, ale także na wszystkich pozostałych Doktorów.

Jedenasty już za chwilę odejdzie, a jego następca ma nie tylko starszą twarz, ale także i duszę. Peter Capaldi ma być dojrzalszy, poważniejszy i z większą odpowiedzialnością podchodzić do tego, kim jest. Czy tak się stanie faktycznie - czas pokaże. Nie zmieni to jednak faktu, że trudno będzie Matta Smitha pożegnać, więc nie wiem jak Wy, ale ja już przyszykowałam zapas chusteczek.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj