W odcinku Arkangel scenarzyści Black Mirror zarysowali zagrożenia, jakie wiążą się z nadmierną opiekuńczością rodziców oraz nadużywaniem technologii monitorujących. Nie bez powodu ta część serii pojawia się w połowie sierpnia – badania naukowe opublikowane przez magazyn Scientific Reports udowodniły, że najwięcej dzieci przychodzi na świat na przełomie lata i jesieni, a szczyt urodzin przypada na początek września. To najlepszy czas, aby uświadomić przyszłych rodziców, jak niebezpieczne może okazać się nadmierne zaufanie pokładane w technologii kontroli rodzicielskiej. Ale czy rozwiązania zaprezentowane w serialu miałyby w ogóle szansę zaistnieć w naszej rzeczywistości? Zanim jednak odpowiem na kluczowe pytanie, czyli: "Czy dysponujemy technologią z Arkangel?", warto będzie pokrótce streścić fabułę tego odcinka. Historia opowiada relację nadopiekuńczej, samotnej matki, która w trosce o bezpieczeństwo swojej córki postanawia wszczepić jej do mózgu zaawansowany chip szpiegowski Arkangel, który sprawdza się w roli kamery bezpieczeństwa, czujnika biometrycznego, lokalizatora oraz cenzora wizualno-słuchowego. Po sparowaniu urządzenia ze specjalnym tabletem rodzic może monitorować położenie i stan zdrowia dziecka, a także podejrzeć, co widzi i słyszy jego podopieczny. A jeśli zajdzie taka potrzeba - zastosować także cenzurę prewencyjną, zamazując i wygłuszając elementy otoczenia podwyższające poziom kortyzolu w organizmie. Początkowo system działa bez zarzutu. Świat młodej Sary wydaje się idealny - nie ma w nim przemocy, przestępstw czy pornografii, dziewczynka nie dostrzega tych elementów. Dopiero kiedy pod wpływem rówieśników postanawia okaleczyć się, aby zobaczyć, jak wygląda krew, matka interweniuje i wyłącza system. Dopiero po latach, kiedy nastoletnia córka zaczyna ją okłamywać, ponownie sięga po Arkangel, co tylko nakręca lawinę nieporozumień i nieszczęść. Święty Graal cybertechnologii Świat, w którym przyszło żyć młodej Sarze z pozoru nie różni się od naszej współczesności. Owszem, komputery i smartfony są smuklejsze, a ekrany monitorów bardziej przezroczyste. Ale to niemal wszystko, co może świadczyć o tym, że akcja rozgrywa się w futurystycznym świecie. Bo jak inaczej nazwać rzeczywistość, w której neurokomputery są tak małe, że można wstrzykiwać je do mózgu, a energię pobierają prawdopodobnie bezpośrednio z organizmu użytkownika? Dziś nie dysponujemy technologią, która pozwoliłaby tak głęboko zintegrować ludzkie ciało z komputerem, zwłaszcza tak niewielkich rozmiarów, jak ten zaprezentowany w Arkangel. Nie oznacza to jednak, że w ogóle nie istnieją metody wymiany informacji między mózgiem a maszyną. Już 20 lat temu brytyjski inżynier rozpoczął badania naukowe nad cybertechnologią, która wówczas wydawała się domeną tylko i wyłącznie dzieł z gatunku SF. Po latach eksperymentów przeprowadzanych na własnym ciele w końcu udowodnił, że połączenie człowieka z maszyną jest możliwe. Warwick nie bez powodu został nazwany pierwszym cyborgiem na ziemi – badania, jakie przeprowadził w ramach Projektu Cyborg udowodniły, że mózg może odbierać i wysyłać sygnały do komputera za pośrednictwem układu nerwowego. Gdybym jednak chciał szczegółowo określi zakres prac prowadzonych przez Warwicka, artykuł rozrósłby się do niemożebnych rozmiarów i zbyt daleko odeszlibyśmy od głównej tematyki. Uchwyćmy zatem to, co najważniejsze. Jednym z ciekawszych eksperymentów było nauczenie się nowego zmysłu. Naukowiec podłączył do swojego układu nerwowego prosty interfejs mózg-komputer, do którego przesyłał informacje z ultrasonografów umieszczonych na ciele. Następnie dane te były transmitowane do mózgu za pośrednictwem impulsów elektrycznych, którymi pobudzano neurony. Szybko okazało się, że mózg Warwicka zaczął przyswajać nowe informacje i nauczył się, jak rozpoznawać odległość przedmiotów otaczających naukowca.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj