Festiwal, którego dyrektorem jest Stefan Laudyn, od 2009 roku należy do festiwali międzynarodowych akredytowanych przez Międzynarodową Federację Stowarzyszeń Producentów Filmowych i stoi obok takich festiwali jak ten w Cannes, Berlinie czy Wenecji. Swoją obecnością uświetnia go wielu zagranicznych gości, a w ciągu tych 10 dni przez kinowe sale przewija się około 100 tysięcy osób. Nie ma w tym nic dziwnego, bo w programie znajduje się tyle filmów, że każdy znajdzie coś dla siebie. Tak też było w tym roku.
Projekcje festiwalowe odbywały się w dwóch warszawskich kinach (Kinotece oraz w Multikinie w Złotych Tarasach) i były podzielone odpowiednio, biorąc pod uwagę konkurs, w którym dany film uczestniczył. Pochwalić należy organizację oraz wolontariuszy, którzy w tym roku spisali się fantastycznie. Mimo że system rezerwacji biletów nie był internetowy, a w kasach można było płacić jedynie gotówką, to wszystko odbywało się nadzwyczaj sprawnie, a biletów brakowało tylko na te najbardziej oblegane produkcje. Nie wszystkie festiwalowe sale były idealne (w multikinowej sali numer 3 był duży problem z dojrzeniem napisów), ale to jedynie drobne mankamenty, które nie zaburzyły ostatecznego, dobrego wrażenia. Przez 10 dni w Warszawie można było obejrzeć najróżniejsze filmowe dzieła, które miały tu swoje premiery bądź pokazy specjalne, i pooddychać kulturą na najwyższym poziomie.
Filmem otwarcia festiwalu były Mapy gwiazd, nowy film Davida Cronenberga, który tym razem postanowił ośmieszyć hollywoodzką elitę i zrobił genialną satyrę na tamtejszą rzeczywistość. Przy okazji to historia, która w niesamowicie dojrzały i prawdziwy sposób obrazuje schizofrenię oraz jest wspaniale zagrana. Tutaj głównie wielkie brawa należą się Julianne Moore oraz Mii Wasikowskiej.
[video-browser playlist="631317" suggest=""]
Nagrodę Warsaw Grand Prix, czyli główną nagrodę w najważniejszym Konkursie Międzynarodowym, jury przyznało chińskiemu filmowi "Trumna w górach" za "wielowymiarowość narracji i subtelność w posługiwaniu się czarnym humorem". Film w reżyserii Xin Yukona to czarna komedia o ludziach, których łączy przypadkowe zabójstwo. W konkursie uczestniczyło 15 filmów, w tym najnowszy film Jana Jakuba Kolskiego pt. Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata, który na WFF miał swoją premierę. Pojawili się na niej twórcy i obsada aktorska, którzy bardzo głęboko wzruszeni mówili o swojej pracy nad tym obrazem. Film Kolskiego to rewelacyjne połączenie dramatu i komedii, śmiechu i smutku, który bawi i wzrusza. Swoją premierę będzie miał w Polsce 14 listopada. W konkursie głównym brały udział też takie filmy, jak rosyjska "Gwiazda", opowiadająca o historii młodej dziewczyny, która chce zostać aktorką, "Carmina i Amen", czarna komedia, której zespół aktorski otrzymał nagrodę specjalną, czy "Takie są zasady", który z kolei został doceniony za reżyserię.
Czytaj również: Recenzja filmu "Mapy Gwiazd"
Pozostałe konkursy na Warszawskim Festiwalu Filmowym to Konkurs 1-2, Wolny Duch, Dokumentalny oraz Konkurs Filmów Krótkometrażowych. Tu nagrody główne odpowiednio trafiły do filmów: "Jak powstrzymać ślub" oraz "Lekcja", "Właściciele", "Toto i jego siostry" oraz "Babeczka". Dodatkowo warto wspomnieć, że w Konkursie Wolny Duch wyróżnienie zdobył film Zanim zniknę w reżyserii Shawna Christensena. Film ten to udana próba zmiany formatu z krótkometrażowej na długi metraż, bowiem Zanim zniknę to dłuższa wersja "Godziny policyjnej", za którą Christensen w 2012 roku otrzymał Oscara w kategorii filmów krótkometrażowych.
Na tegorocznej edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego pojawiło się wielu polskich i zagranicznych gości, którzy chętnie uczestniczyli w spotkaniach typu Q&A, gdzie każdy z widzów miał szansę zadać swoje pytanie. Reżyser Brudu Jon Baird zdradził na przykład, że James McAvoy napisał scenariusz do tego filmu, korzystając z własnych doświadczeń z chorobą psychiczną w rodzinie, a Shawn Christensen, który nie tylko wyreżyserował, ale i zagrał główną rolę w Zanim zniknę, opowiedział widowni o problemach finansowych, z jakimi musi się mierzyć film niezależny. Katarzyna Jungowska, która na WFF zaprezentowała swój reżyserki debiut "Piąte: nie odchodź", nie mogła mówić, powstrzymując wzruszenie i dziękując Danielowi Olbrychskiemu czy Grażynie Szapołowskiej, którzy na scenie stali obok niej. Doświadczeniami dotyczącymi swoich filmów dzielili się też choćby Tymon Tymański ("Polskie gówno") czy twórcy i aktorzy z filmu "Serce, serduszko". Tutaj główną gwiazdą wieczoru była mała Marysia Bladzi, która skradła film i serca wszystkich widzów.
[video-browser playlist="631319" suggest=""]
Festiwal zamknął film Fotograf w reżyserii Waldemara Krzystka. Polsko-rosyjska produkcja to kryminał opowiadający historię kobiety, która przeżyła spotkanie z seryjnym mordercą, Fotografem, i teraz w sytuacji jego osaczenia jest przeciwna jego śmierci.
Czytaj również: Recenzja filmu "Brud"
30. edycja Warszawskiego Festiwalu Filmowego to edycja bardzo udana. Widzowie mieli okazję wybierać z bardzo bogatego i dobrego programu kilku konkursów a także takich sekcji, jak "Pokazy Specjalne", "Odkrycia" czy "Polska klasyka". Festiwalowe kina były oblegane, a seanse wieczorne wypełnione prawie w stu procentach. Filmy, które ja miałam okazję oglądać, w większości okazały się bardzo dobre i już dziś nie mogę się doczekać przyszłorocznej, 31. edycji WFF.