Nadgonić przeszłość
Obalenie żelaznej kurtyny otworzyło nas na Zachód nie tylko politycznie, ale i kulturowo. Najlepszym dowodem na to był wysyp wypożyczalni wideo, które stanęły przed nie lada wyzwaniem – miały pomóc nam nadrobić kilkudziesięcioletnie zaległości popkulturowe. Szybko okazało się, że Polacy pokochali wypożyczanie filmów i zrobili z tego intratny biznes. To w tamtych czasach należy szukać źródła wysokiego poziomu piractwa w naszym kraju. Na początku transformacji nikt nie zawracał sobie głowy czymś takim jak prawa autorskie. Dopiero w 1994 roku uchwalono stosowną ustawę, która penalizowała ich łamanie. Jednak od uwolnienia się spod jarzma PRL-u minęło wiele lat i nasze społeczeństwo zdążyło przyzwyczaić się do tego, że nie ma niczego złego w kopiowaniu czyjeś własności intelektualnej bez zgody twórcy bądź właściciel praw autorskich. Niektórzy właściciele wypożyczalni filmów również przyczynili się do popularyzacji piractwa, wprowadzając do swojej biblioteki kasety, które przegrywali na własną rękę. A jeśli ktoś chciał mieć jakichś film na własność, nic nie stało na przeszkodzie, aby wybrać się na pobliski bazar i zakupić najnowszą produkcję przegraną chałupniczą metodą. W wypożyczalniach filmów tkwiła pewna magia, której dziś nie da się odtworzyć. Dostęp do kultury Zachodu w PRL-u był mocno ograniczony, a dzięki VHS-om mogliśmy błyskawicznie nadrobić zaległości popkulturowe. Była to rozrywka tania i przyjemna, wypożyczenie kasety na jeden dzień kosztowało znacznie mniej niż wizyta w kinie. Ponadto mogliśmy przebierać z setek tytułów, a znaczna część z nich nigdy nie trafiła do kinowej dystrybucji. Owszem, wypożyczenie filmu wymagało znacznie więcej zachodu niż odpalenie Netfliksa, ale na początku lat 90. wszyscy byliśmy bardziej mobilni. Spędzaliśmy więcej czasu na świeżym powietrzu, telewizory odpalaliśmy okazjonalnie, a komputery nie były tak powszechne jak dziś. Poza tym mieliśmy takie zaległości popkulturowe względem naszych Zachodnich sąsiadów, że zawsze byliśmy w stanie wygrzebać z półek wypożyczalni jakąś interesującą produkcję.Sasza wie, jakie filmy lubisz
Kiedy młodzi gracze zaczęli wymieniać Pegasusy na pecety, a na rynku pojawiły się przystępne cenowo odtwarzacze płyt oraz napędy CD, rozpoczęła się złota era piractwo filmowego. Na prawdziwy boom trzeba było jeszcze trochę poczeka – era torrentów miała dopiero nadejść – ale tandetne, plastikowe stoliki i łóżka polowe ustawiane przez piratów na bazarach uginały się pod natłokiem płyt z nielegalnie skopiowanymi filmami oraz grami. Nawet wprowadzenie ustawy o ochronie praw autorskich nie przeszkodziło piratom zarabiać fortuny na dystrybucji pokątnie kopiowanych płyty. Na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia, w miejscu dzisiejszego Stadionu Narodowego, rozkręcono największy targ podróbek w Polsce. Wszyscy bywalcy tzw. Korony wiedzieli, że większość sprzedawanych tam ubrań czy płyt nie jest oryginalna, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Sprzedawcy liczyli się z możliwością konfiskaty towaru, a klienci woleli zapłacić za film czy grę kilkanaście złotych, niż wypożyczać go na płycie DVD za kilkukrotnie większą kwotę. W sprzedaży podrobionych płyt brylowali Rosjanie, którzy kopiowali je na masową skalę. To dzięki nim filmy trafiały do sprzedaży w dniu ich kinowej premiery – wysyłano ochotnika na seans, a ten nagrywał obraz za pomocą ukrytej kamery. Jakość była tragiczna, dźwięk brzmiał paskudnie, a czasami udało się uchwycić cienie widzów, którzy zasłaniali ekran. Mistrzostwem samym w sobie były autorskie tłumaczenia – lektorzy ze wschodu łamaną polszczyzną polonizowali produkcje, które w kinach dostępne były wyłącznie w wersji z napisami.Ściągam, więc mam
A potem nadeszła era powszechnego internetu i rozwoju piractwa na masową skalę. Pojawiły się kafejki internetowe oraz torrenty. Jeśli ktoś miał w domu wystarczająco szybki internet, mógł ściągać filmy na własną rękę. Komputery pracowały przez całe dni, mozolnie pobierając pliki od innych użytkowników sieci – a wraz z nimi mnóstwo wirusów. Torrenty miały także coś wspólnego z loterią – nigdy nie wiedziałeś, jaki film ściągniesz, zwłaszcza jeśli pobierałeś jakąś niszową produkcję. Później pojawiła się możliwość podglądu fragmentów filmów, ale zanim do tego doszło, musiało minąć kilka lat. Niestety, pobieranie w domu nie zawsze było możliwe – dostawcy nakładali limity transferu danych, a dostęp do szybkiego internetu nie był tak powszechny jak dziś. Ale jeśli ktoś miał dobre układy z właścicielem kafejki, mógł zostawić mu płyty i po kilku dniach odebrać je z nagranymi filmami. Kiedy spoglądam na tamte czasy z perspektywy czasu, odnoszę wrażenie, że w dobie największej popularności takich programów jak eMule czy Kazaa nieco cofnęliśmy się w czasie. Owszem, nie musieliśmy wychodzić z domu, aby wypożyczyć filmy, ale ściąganie ich często trwało wieki i potrafiło doprowadzić do szewskiej pasji, zwłaszcza jeśli przez przypadek ściągnęło się wyjątkowo złośliwego wirusa. Wraz ze wzrostem popularności torrentów narodził się jeszcze jeden trend – dodawanie filmów niemal do każdej możliwej gazety. Na przełomie tysiącleci prasa drukowana wciąż nieźle sobie radziła, dlatego bez problemu mogliśmy kupić film za 5 zł. Nie były to nowe produkcje, ale wytrwali koneserzy mogli zgromadzić bogatą kolekcję klasyków. Kiedy kilka lat temu wyprowadzałem się do nowego mieszkania, z sentymentem spojrzałem na karton po brzegi wypełniony papierowymi kopertami i tanimi plastikowymi pudełkami z DVD. Było tam wszystko, od ekranizacji lektur szkolnych, poprzez bajki dla dzieci na filmach akcji skończywszy. Kilka kilogramów kurzących się płyt, po które nikt nie chciał już sięgać.Coś się kończy, coś się zaczyna
Piractwo internetowe zarżnęło wypożyczalnie, a z biegiem lat również filmy dodawane do gazet i magazynów. Był to jednak dopiero początek zmian, jakie czekały na kinomanów. Netflix debiutował w 1997 roku jako wypożyczalnia płyt DVD. Jednak firma szybko zorientowała się, kiedy rozpoczął się zmierzch czasów fizycznych nośników. Dziesięć lat po rozpoczęciu działalności korporacja oznajmiła, że otwiera serwis strumieniujący. Tak rozpoczęła się wielka rewolucja. Kiedyś oglądanie filmów wymagało cierpliwości. Musieliśmy odwiedzić wypożyczalnię, giełdę albo poczekać, aż dana produkcja ściągnie się. Dziś odpalamy Netfliksa i w ciągu kilku sekund rozpoczynamy seans. Co więcej, Netflix nieustannie dba o to, abyśmy zawsze mieli pod ręką ulubione filmy. W tym roku wprowadzono możliwość ściągania produkcji na urządzenia mobilne z iOS-em oraz Androidem a także na urządzenia mobilne, wdrożono także mechanizm inteligentnego pobierania. Wystarczy włączyć go, a aplikacja na Androida będzie sama usuwać obejrzane odcinki seriali i automatycznie pobierać w ich miejsc następne. Owszem, nie mamy dostępu do tak bogatej biblioteki tytułów jak nasi zachodni sąsiedzi, ale jedno jest pewne – oglądanie filmów w domowym zaciszu jeszcze nigdy nie było takie proste i przyjemne.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj