Czyli trochę optymizmu chciałbyś wlać w nasze serca? Tak. Nie wiem, czy jest teraz miejsce na space operę; wydaje mi się, że tak. Marcin Podlewski napisał teraz świetną książkę pt. Głębia, pierwszy tom trylogii, czyli są ludzie, którzy chcą to czytać. To, co ja chcę napisać, nie będzie do końca space operą - będzie taką rzeczą bardziej przygodową. I myślę, że to w pewien sposób może być skierowane do młodszego czytelnika, o ile młodszy czytelnik będzie w ogóle czymś takim zainteresowany. A jak nie, no to będą to czytały takie dziady jak ja. Czy masz jakiegoś pisarskiego idola, taką osobę, która jest dla ciebie poziomem, do którego chciałbyś dorównać? O Jezu, nie wiem. Staram się czytać dużo różnych rzeczy, trochę niebezpieczne jest zamykanie się w ograniczonej liczbie autorów. Przez całe liceum czytałem Philipa K. Dicka bardzo dużo. To był taki moment, gdy człowiekowi trochę się we łbie przewala, a Dick jeszcze bardzo dobrze to potęgował. Nie trzeba było ćpać, jak się czytało Dicka, bo łeb się kroił sam. Bardzo cenię Ursulę Le Guin - przeczytałem zarówno Ekumenę, jak i Ziemiomorze oraz kilka innych jej rzeczy. Chciałbym umieć tak jak ona pisać o absolutnie zwykłych rzeczach, bo niektóre z tych powieści są rzeczywiście o czarach, o magii, ale jak to ładnie ktoś ostatnio ujął na grupie Fantastyka Polska: jedna z tych powieści jest o starej kobiecie, która mieszka ze swoją podopieczną, i o starym facecie, który mieszka z nimi. I oprócz tego w zasadzie nic się nie dzieje, a ona potrafiła napisać to jako coś fascynującego. Bardzo lubiłem Jacka Dukaja, chociaż na przykład Starość Aksolotla rozczarowała mnie, bo to była historia o niczym. Bardzo fajne przedstawienie świata, ale w tym świecie nie wydarzyło się już nic. Dukaj parę razy rozczarował mnie zakończeniami, na przykład tymi, w których nie wiadomo było, o co chodzi, tak jak chociażby w Innych Pieśniach (i podobno nikt nie wie, o co chodzi w zakończeniu tej książki). Natomiast uwielbiam go za umiejętność tworzenia światów, za umiejętność tworzenia nowej fizyki, języka, wszystkiego. Janusz Zajdel to jest facet, którego absolutnie uwielbiam. Bardzo żałuję, że nie dokończył tych trzech powieści, które miał zamiar napisać, bo jestem przekonany, że byłoby to coś niesamowitego. Nie będę oryginalny, jeżeli powiem że Limes Inferior jest prawdopodobnie najbardziej ulubioną z moich książek, chociaż też ma zakończenie, które strasznie nie pasuje do tej powieści, ale przez to może właśnie jest fajne. Bardzo lubię Paradyzję. Gdybym miał kiedyś pisać dystopię, to prawdopodobnie musiałbym przeczytać tę książkę jeszcze raz i wybić sobie to ze łba. Lubię twórczość „na serio” Lema. Nie przepadam za tą wesołą typu Bajki robotów albo Dzienniki gwiazdowe, natomiast to, co pisał na poważnie. Bardzo lubię pilota Pirxa, bo to była jedna z pierwszych takich rasowych rzeczy fantastycznych. Odświeżyłem go sobie ostatnio i całe zdania, całe frazy wyskakiwały mi w głowie – i znów miałem 11 lat. Lubię polskich autorów, cała starą fantastykę. Marka Huberatha uwielbiam. On potrafi tworzyć światy – świat, który stworzył w powieści Vatran Auraio, był tak obłędnie spójny, tak idealnie przemyślany pod każdym względem, a jednocześnie przez to, że był jednak w warstwie językowej bardzo słowiański, był tak bliski odbiorcy, urzekł mnie. Czytałem tę powieść trzy razy i myślę, że jeszcze do niej parę razy wrócę. Plus jego starsze rzeczy. Co jeszcze? Bardzo lubię rosyjskich klasyków. Natomiast gdybym miał wskazać jakiegoś jednego mistrza i coś, do czego chciałbym doskoczyć, będzie to Przełęcz Bułyczowa, To jest króciutka powieść, ale w niej jest absolutnie wszystko. Znaczy w tej powieści jest cała esencja fantastyki. Jest coś, co można potraktować jak dystopię, jest kosmos w postaci tego rozbitego statku, jest fantastyka socjologiczna w takim najlepszym, najbardziej rasowym wydaniu. Jest sensacyjna powieść przygodowa, bo cała ta ich wyprawa jest taką wielką przygodą. Ze współczesnych ludzi bardzo lubię Michała Gołkowskiego, który jest dla mnie o tyle ważną postacią, że dzięki niemu sam zacząłem pisać. On pisze rzeczy fajne, przygodowe, bardzo lekkie, bez zadęcia, bez porywania się na jakieś tam niesamowite drugie, trzecie dno, a ja lubię dobrą, sprawnie napisaną przygotówkę. Lubię Roberta Szmidta, bo on też pisze taką fantastykę bez zadęcia, a poza tym pisze rzeczy z mojego kręgu zainteresowań. Można go nazwać w pewien sposób ojcem polskiej postapokalipsy, bo najwięcej ma na koncie tego typu rzeczy - Samotność Anioła Zagłady i Apokalipsę pana Jana. Teraz napisał Otchłań, której jeszcze nie czytałem. Zresztą my z Robertem Szmidtem prywatnie się bardzo lubimy - ja występuję w jego książce, on występuje w mojej książce. Zauważyłam właśnie majora Biedrzyckiego w książce Szczury Wrocławia. No miałem fart. Wygrałem w konkursie, naprawdę nie było w tym żadnej lipy ani kumoterstwa. Myśmy się nie znali wtedy. Ja czytałem jego twórczość i wziąłem udział w tym konkursie troszeczkę dla zabawy, ponieważ nie przepadam za zombie. Tematyka mnie nie bawi zupełnie. Czytałem i widziałem kilka realizacji, ale zombie są dla mnie tak trochę meeh… więc wziąłem udział w tym konkursie na zasadzie „a bo wszyscy polecali”. Jest mnóstwo świadków tego, że Robert sięgnął i zostałem wylosowany, bez żadnych układów, naprawdę. No a jak już zostałem bohaterem u niego, to tak trochę w ramach rewanżu on został bohaterem u mnie. Jakie są twoje najbliższe plany wydawnicze? Teraz Dworzec Śródmieście - to jest dla mnie finał Trylogii Warszawskiej, czyli tej historii, która krąży wokół Borki. W Stacji: Nowy Świat pojawiają się bohaterowie, którzy potem wrócą w Dworcu Śródmieście. Zaczyna się on w momencie Zagłady, ale tak naprawdę cała akcja kręci się wokół wojny ze Słoikami. Borka jest bohaterem, takim herosem, półbogiem, tym dobrym. On chodzi, żywi i broni tych ludzi. Natomiast nikt nie zwrócił uwagi na wojnę ze Słoikami i na to, co de facto ona oznacza. Jakie reperkusje miała dla metra i dla ludzi, którzy brali w niej udział. Dworzec Śródmieście będzie domknięciem losów Borki, a przynajmniej pewnego etapu. Będzie znowu motyw ojca Borki - pojawi się nawet osobiście na kartach powieści, podobnie jak miało to miejsce w Kompleksie. Nie powiem, czy z tego pojawienia się wyjdzie coś więcej i czy dojdzie do ich spotkania, bo nie należy zdradzać takich rzeczy. Powiem tylko tak: spotkanie Borki z ojcem nie jest najważniejszym wydarzeniem w powieści. W dalszej przyszłości chciałbym popisać trochę o kosmosie, czyli o tym, co wspominałem. Chciałbym troszkę o Indianach popisać, bo lubię Indian. Potem chciałbym popisać jeszcze troszeczkę znowu o Warszawie, w uniwersum Kompleksu 7215, ale już nie o Borce, nie o metrze, tylko trochę takich krótkich historii - może zbiór opowiadań? Trochę rzeczy, które będą się działy a to na Okęciu, a to w schronie w moim dawnym liceum, który podobnież istnieje, a którego istnienia jeszcze nie udało mi się zweryfikować, i w paru innych miejscach. Plus non stop pracuję nad scenariuszami komiksowymi. Od dwóch lat mam scenariusz, który próbujemy z Błażejem Kurowskim, takim naprawdę fajnym i utalentowanym ilustratorem z Łodzi, zrobić. Mamy zrobioną część, pokazywaliśmy to wydawcom, nie do końca jest zainteresowanie. To jest komiks o historii podboju kosmosu. Każda strona to osobna plansza, osobna historia opisująca jedno zdarzenie, na przykład lot Hermaszewskiego w kosmos albo lot Gagarina w kosmos, albo pierwszy lot na chińskie laboratorium orbitalne, tego typu rzeczy. Skierowany będzie raczej do młodszego czytelnika. Rozmawialiśmy z kilkoma wydawnictwami, ostatecznie może się okazać, że będziemy musieli to crowdfudingować, jak się to ładnie nazywa – finansowanie społeczne zapewnić. Co jest też jakimś wyjściem. Nie wiem, co jeszcze napiszę; przyznam szczerze, że jest mnóstwo różnych rzeczy, które mnie interesują. Nie ma czasu na to wszystko. Inna sprawa, że nie lubię pisać szybko. Lubię pisać powoli. Myślę, że książka na rok to jest taki idealny kompromis między tym, co czytelnicy by chcieli, bo czekać rok na kolejną książkę są w stanie, zwłaszcza że w międzyczasie będą inne różne rzeczy, a ja też nie lubię pisać na akord, nie lubię się zmuszać. Inaczej szybko mnie to przestaje bawić, a jak mnie coś nie bawi, to nie robię tego dobrze i wtedy nie można tego robić. Myślę, że czytelnicy nie będą zawiedzeni nawet tym, że na chwilę zostawię postapokalipsę i polecę gdzieś w kosmos, dlatego że uniwersum się rozwija. Na wiosnę wyjdzie książka Dominiki Węcłąwek Upadła Świątynia. To jest książka, którą czytelnicy Kompleksu i Stacji powinni dobrze przyjąć również dlatego, że rozgrywa się w warszawskim metrze dosłownie chwilę po tym, jak Borka z towarzystwem poszli szukać kompleksu. W tle pojawiają się te same postacie – Grom, Janka. Wszyscy ci, którzy polubili Kompleks i którym spodobała się Stacja, książkę Dominki też powinni z chęcią przeczytać. To jest inna książka niż moje - Dominika pisze zupełnie inaczej, ale ma duże doświadczenie. Jest dziennikarką i ma fajne, lekkie pióro. Liczymy na to, że to nie będzie jedyna autorka, która dołączy do uniwersum. Dostaję nowe rzeczy, widziałem jeden konspekt z propozycją, wiem o tym, że czeka gdzieś tam na mnie drugi. Teraz czytam opowiadania w konkursie, który ogłosiliśmy. Będzie fajnie. Kręci się. Czym jest dla ciebie pisanie? To jest wielka przygoda, ja nigdy nie patrzyłem na pisanie od strony zawodowej. Owszem, fajnie jest zarobić na książce - to jest super sprawa, ale to nie są pieniądze, które gdzieś tam mają aż tak duże znaczenie, bo to nie są duże pieniądze. Mówimy tu o fantastyce, która jest niszowa. Jakbym pisał na przykład kryminały, to może bym mógł się spodziewać innych stawek i innych nakładów. Ale to jest straszna frajda - nie wiem, dokąd mnie to zaprowadzi. Czasem jest tak, że siadam przed laptopem, otwieram piwo i to płynie.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj