Niespodziewany sukces
To wystarczyło, żeby na długo zagościć w świadomości widzów i rozwijać uniwersum, którego twarzą stał się Hugh Jackman i jego Wolverine. Dalej mieliśmy kontynuację X-Men 2, przez wielu uznawaną do dziś za jeden z ciekawszych filmów superbohaterskich, oraz domknięcie trylogii w postaci filmu X-Men: Ostatni bastion, który okazał się być sporym fiaskiem od strony artystycznej. Po kilku latach do głosu zaczynało dochodzić rodzące się dopiero Kinowe Uniwersum Marvela, zaś Fox postanowił wbić kolejny gwóźdź do trumny lubianej franczyzy, tworząc film X-Men Geneza: Wolverine. Obraz katastrofalny pod wieloma względami i tylko Hugh Jackman, który urodził się do roli Wolverine'a, mógł jako tako wywołać choć trochę pozytywnych wrażeń. Tym ostrożniej podchodzono do zaplanowanej na 2011 rok premiery filmu X-Men: Pierwsza klasa, który miał być prequelem do wszystkich dotychczasowych produkcji z uniwersum mutantów. Mieliśmy poznać początki tworzenia drużyny X-Men przez Charlesa Xaviera oraz Bractwa Mutantów pod kierunkiem Magneto. Obawy ostatecznie nie były konieczne, a niskie oczekiwania być może sprawiły, że film w reżyserii Matthew Vaughn jest do dziś wymieniany wśród najlepszych filmów superbohaterskich. Obrany przez twórców koncept zakładał możliwość oderwania się od czasów i historii opowiedzianych w późniejszych filmach, a zatem umożliwiło to osadzenie akcji w zupełnie innych realiach. Wplecenie mutantów w kryzys kubański, jak i inne zabiegi wpisujące film w wyraźną epokę, okazały się strzałem w dziesiątkę. To pozwoliło również na zupełnie inne wybory castingowe, dzięki czemu zobaczyliśmy Jamesa McAvoya jako Xaviera, Michaela Fassbendera w roli Magneto i Jennifer Lawrence jako Mystique. Wymienieni aktorzy znajdowali się w tamtym czasie w bardzo dobrych momentach swoich karier, zatem nie było żadnego problemu z oswojeniem się z młodszymi wersjami bohaterów odgrywanych wcześniej przez Patricka Stewarta i Iana McKellena. Po latach film Vaughna zyskuje, zwłaszcza biorąc pod uwagę główny motyw toczący się przez tony komiksów o mutantach. Chodzi oczywiście o rasizm, który niedostatecznie został podkreślony w głównych filmach serii. Wyobrażam sobie, że przy kolejnym podejściu do mutantów już w ramach Kinowego Uniwersum Marvela, należy mocniej zarysować tego typu zagadnienia i wpisać się tym samym w obecne nastroje społeczne. Magneto nie będzie mógł już być żydowskim chłopcem wyrwanym z obozu koncentracyjnego, który pała nienawiścią i chęcią zemsty do Homo Sapiens. Nowych X-Menów będzie trzeba wpisać w zupełnie nowy dyskurs społeczno-polityczny. X-Men: Pierwsza klasa pokazuje to kapitalnie, przenosząc bohaterów w inny czas, ale jednak wciąż trzymając się pierwotnych założeń. Ale to nie wszystko. Jeśli chcemy w krótkim czasie móc znowu zaprezentować X-Men na dużym ekranie, to konieczne będzie umiejętne łączenie klasycznych motywów z nowymi tropami. Świetną inspiracją z filmu Vaughna niech będzie chociażby podejście do bohaterów. W tym ujęciu stali się oni bardziej ludzcy - posiadali swoje charaktery i każdemu oddano kilka minut na cenny rozwój. Nie oglądaliśmy już na ekranie wyłącznie popisów Wolverine'a (choć ten ma tutaj swoje zabawne cameo), ale pokazano, że każda z postaci jest równie ważna. Jasne, to wciąż film o relacji Xaviera i Magneto, ale swoje mają tutaj też do powiedzenia Mystique, Beast, Banshee oraz Havok. Równie istotny będzie brak strachu i kreatywna swoboda. X-Men: Pierwsza klasa znakomicie pokazuje, że filmy komiksowe bardzo dobrze czują się w połączeniu z innymi gatunkami. W tym przypadku drużynę bohaterów Marvela powiązano z dramatem wojennym, co uwypukla się nie tylko za sprawą genezy Erika Lehnsherra, oddzielonego od rodziców, którzy zostają pojmani przez nazistowskich żołnierzy, ale też ze względu na autentyczne wydarzenia historyczne, które świetnie wpisały się do obranej konwencji. Dodatkowo Pierwsza klasa jest filmem, który genialnie sprawdza się jako prequel. Nie jest to obraz pozbawiony wad i bywa przeciętny np. w przedstawieniu antagonistów i przelewaniu hektolitrów patosu w finałowej sekwencji. Powinien jednak stanowić doskonały przykład filmu chcącego w ciekawy sposób odpowiedzieć na pytania: "jak się poznaliśmy?" i "dlaczego jestem jaki jestem?". X-Men: Pierwsza klasa również odpowiada na te pytania, ale nie sili się na zadowalanie fanów. Potrafi zaskakiwać, a do tego oferuje świetną fabułę, widowiskowe momenty, kapitalne dialogi, krwistych bohaterów i robiącą klimat muzykę.Ciekawie o bohaterach z genem X
Czy można znowu pokazać ciekawą genezę bohaterów oraz ich początki? W 2011 roku było to możliwe, bo stworzone w Pierwszej klasie sekwencje treningów i poznawania swoich mocy były naprawdę dobrze poprowadzone. Obecnie kino komiksowe jest na takim etapie, że coraz trudniej jest przedstawić oryginalną genezę postaci, by zwyczajnie się nie powtarzać. Jeśli jednak od początku pokaże się z indywidualnej strony każdego członka nowej drużyny X-Men na ekranie, będzie to możliwe. Weźmy Charlesa Xaviera z początku filmu Vaughna, który jeszcze chodzi o własnych nogach, jeszcze ma bujną czuprynę i podrywa dziewczyny na kampusie, sypiąc naukowe anegdoty. To zbliża nas do bohaterów, a kiedy jest ich tak dużo, jak w historiach o X-Menach, trzeba zrobić to na tyle sprytnie, by zależało nam na losie każdego z nich. X-Men: Pierwsza klasa nie jest filmem bez wad, ale do dziś stanowi doskonały dowód na to, że da się stworzyć historie wyrwane ze schematów, a jednocześnie będące w zgodzie z tradycyjnym postrzeganiem bohaterów z genem X.Wanda i jej niebezpieczne sny
Kiedy ponownie zobaczymy drużynę X-Men na dużym ekranie? Możemy obstawiać, że za mniej niż pięć lat, ale w tym momencie o wiele bardziej kluczowe staje się pytanie o sposób, w jaki zaimplementować mutantów do MCU. Tutaj z pomocą może przyjść Scarlet Witch, która słowami Kevina Feigego wielokrotnie nazywana jest najpotężniejszą postacią w uniwersum. Do tego za rogiem czai się pierwszy odcinek serialu WandaVision z jej udziałem, w którym zobaczymy, jak Wanda manipuluje rzeczywistością i tworzy swój własny świat inspirowany amerykańskimi sitcomami z różnych dekad. A przecież Wanda w komiksach Marvela jest właśnie mutantką, córką Magneto i bohaterką od zawsze mocno związaną z X-men i Avengers. Trudno znaleźć lepszego łącznika. Także w sferze dywagacji wciąż jest jej udział w filmie Doktor Strange w multiwersum obłędu, który przez fanów w licznych teoriach okrzyknięty został tym, który wprowadzi mutantów do MCU. Brian Michael Bendis, tworząc komiks Ród M wykreował sytuację, w której podczas snu Wanda wypowiedziała słowa "nigdy więcej mutantów" i stworzyła nieświadomie nową rzeczywistość z mocno zredukowaną liczbą mutantów. Czemu więc by nie odwrócić tego w MCU i powiedzieć słowami postaci granej przez Elizabeth Olsen coś odwrotnego? Słowa, które wprowadzą do świata więcej osób z mocami. Wszystko po to, żeby nie czuła się samotna? Na koniec warto zauważyć, że Kevin Feige był przy tworzeniu pierwszego filmu o X-Menach i ta drużyna herosów Marvela jest bliska jego sercu. Nie mam wątpliwości, że ich wprowadzenie nie będzie nagłe i zostanie dokładnie przemyślane przez jego zespół. Wystarczy jeszcze odrobina cierpliwości i w końcu otrzymamy szansę na doświadczanie kapitalnych historii z udziałem mutantów, bo ich mitologia bogata jest w kapitalne rzeczy.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj