Znamienna jest już sama scena otwierająca "Scream". Morderca przepytuje swoją ofiarę z wiedzy na temat horrorów. Padają takie klasyczne tytuły jak: "Halloween", "Koszmar z ulicy wiązów", "Piątek trzynastego". Dziewczyna będzie w stanie uratować siebie i chłopaka tylko wtedy, gdy poprawnie odpowie na wszystkie pytania dotyczące imion morderców. Zadania nie udaje jej się wykonać, a więc ponosi śmierć. Konwencja "Scream" udowadnia, że aby przeżyć w slasherze postmodernistycznym, nie wystarczy przestrzegać reguł gatunku - należy znać jego historię. Ponadto sami bohaterowie często obnażają prawidła slasherów, bezwzględnie się z nich wyśmiewając. Sidney - główna bohaterka całej serii - przyznaje, że nie znosi horrorów, ponieważ wszystkie sprowadzają się dokładnie do tego samego: pościgu mordercy za biuściastą nastolatką, która zamiast uciekać z domu, biegnie schodami na górę. Pojawia się również scena, w której Sidney otrzymuje anonimowy telefon i podejrzewając, że jest to jedynie głupi żart, zaczyna tłumaczyć rozmówcy, że nie zdoła jej wystraszyć, bo jest inteligentniejsza niż przeciętna nastolatka z horroru. Inny z bohaterów, Randy, na jednym ze spotkań ze swoimi przyjaciółmi, podczas których grupa ogląda horrory, podaje zbiór reguł, które należy przestrzegać, aby przeżyć w horrorze. O tym, że slashery przesycone są wbrew pozorom konserwatywną ideologią, która odróżnia je od rasowego kina gore, może świadczyć całkowity "zakaz seksu": [za cytatem z filmu] Jedno małe bara-bara i już po tobie. Seks równa się śmierć. Po drugie: nie wolno pić ani brać narkotyków. Czynnik grzechu to rozwinięcie zasady pierwszej. Po trzecie: nigdy, pod żadnym pozorem nie mów „zaraz wracam”, bo nie wrócisz. [video-browser playlist="720407" suggest=""] Twórcy filmu i tej zasadzie wychodzą naprzeciw. Mimo że o regułach głośno się mówi, to są one jednocześnie bezwzględnie przekraczane. Główna bohaterka traci na naszych oczach dziewictwo, automatycznie uruchamiając tym samym naszą uwagę. Widz zostaje zaktywizowany, zastanawiając się, co też teraz czeka bohaterkę. Poparcie owej tezy czy może jej zaprzeczenie? Wszak Craven na każdym kroku dekonstruuje prawidła gatunku, który wykorzystuje. Podkreśla sztuczność świata przedstawionego, jego umowność, starając się nas przekonać, iż przecież tak naprawdę to wszystko jest tylko grą i zabawą. "Scream" nie jest filmem tak banalnym, jak mogłoby się wydawać. Każdy z widzów, w zależności od znajomości gatunku, może go odczytywać na różnych poziomach - jako kolejną naiwną historię o grupce nastolatków walczących z mordercą bądź też jako intertekstualną kliszę, pełną aluzji i zapożyczeń z innych filmów gatunku. "Scream" można uznać za jeden z najciekawszych pastiszów kina grozy. Dzięki niemu publiczność na nowo zainteresowała się podupadającym gatunkiem, a samych slasherów postmodernistycznych od tego momentu powstało dziesiątki. Postać final girl, czyli ostatniej pozostałej przy życiu bohaterki, która musiała odbyć ostateczne starcie z mordercą, dzięki slasherom postmodernistycznym mogła nabrać kolorytu. W tradycyjnym slasherze final girl była ostoją moralności - reprezentantką konserwatywnego porządku rzeczy. Nie piła, nie paliła, imprezy też nie należały do jej ulubionych rozrywek, przede wszystkim zaś musiała pozostać dziewicą (zgodnie z wspomnianą wyżej teorią). Przyjrzyjmy się, jak wygląda ta postać w "Krzyku". Sidney traci dziewictwo, co automatycznie powinno ją wykluczać jako tę najbardziej niewinną bohaterkę slashera, tymczasem żyje przez kolejne cztery części. Poza tym nosi piętno córki kobiety o zszarganej opinii, co dodatkowo odbiera jej charakter bohaterki nieskalanej negatywnymi kontekstami. [video-browser playlist="720412" suggest=""] W slasherach postmodernistycznych zmieniło się znaczenie również samego mordercy. Podczas gdy pierwsze slashery kreowały figurę obcego jako uosobienie najwyższego zła, które otacza człowieka z każdej ze stron, tak w slasherze postmodernistycznych postać mordercy ulega groteskowej hiperbolizacji. Ghostface, czyli morderca z "Scream", zwraca uwagę przede wszystkim swoim wyglądem. Przyodziany w maskę, będącą reinterpretacją obrazu "Krzyk" Edwarda Muncha, oraz długą czarną szatę, która w sposób wręcz ironiczno-dosłowny utożsamia go z obrazem gotyckiej zjawy, zdaje się być parodią typowego mordercy z horroru. Przyglądając się slasherom postmodernistycznym, należy zadać sobie jedno pytanie: czy ta specyficzna forma jest dowodem na wyczerpanie gatunku i zmęczenie formą (wszak jest to kręcenie filmu o filmie, przy wykorzystaniu znanych już chwytów fabularnych), czy może wręcz odwrotnie - dowodem na to, że bogactwo kina jeszcze się nie wyczerpało, skoro my jako widzowie nadal konsumujemy te same obrazy, tylko podane w innej formie? Odpowiedź zależeć będzie zapewne od personalnych upodobań, niemniej jednak jeden fakt jest niepodważalny: przemoc zawsze będzie w cenie, skoro już zdolni jesteśmy do tego, aby przedstawiać ją w żartobliwej, wręcz ironicznej formie, którą zwykło się uważać za mniej szkodliwą od tej, którą kino gore prezentowało w latach 70. Slashery postmodernistyczne zdają się być niczym więcej, jak właśnie pieśnią pochwalną dla ludzkiej fascynacji złem, które pod pozorem niegroźnej zabawy formą nie ma takiej siły rażenia jak przemoc cielesna i dosłowna, którą raczyło nas kino gatunku kilka dekad wcześniej. [video-browser playlist="720413" suggest=""]
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj