Kończy się 2021 rok, więc przyszedł czas podsumowań. Nie zaprzeczę, że w moim przypadku został on zdominowany przez kino rozrywkowe. Świadczy to też o specyfice tego roku, który ze względu na sytuację pandemiczną był bardzo niepewny. Mimo wszystko obfitował w wiele interesujących premier filmowych. Nie wszystkie zachwyciły mnie na tyle, żeby mogły znaleźć się w moim zestawieniu, ale i tak większość z nich będę wspominać pozytywnie (Nie czas umieraćPogromcy duchów. Dziedzictwo, Nie patrz w górę, Free guy, Liga Sprawiedliwości Zacka Snydera).  Pod względem seriali również był to ciekawy rok, choć przyznam, że najbardziej zaimponowały mi animacje. Kilka tytułów, których nie wymieniam poniżej, zapadło mi w pamięć i chętnie do nich wrócę na kolejne sezony (Cień i kość, Łasuch, Koło czasu, Wiedźmin, Co robimy w ukryciu, Sex Education). Żałuję, że nie udało mi się obejrzeć 3. sezonu Sukcesji, a także 2. sezonu For All MankindMare z Easttown Scen z życia małżeńskiego. Na pewno przynajmniej jeden z tych seriali znalazłby się w moim przeglądzie.  Ten rok nie przyniósł mi wielu rozczarowań. Nawet do tych kilku tytułów, które wymieniam, podchodzę raczej z umiarkowanymi negatywnym odczuciami. W końcu po co sobie psuć dobry humor?  Listę produkcji, które zrobiły na mnie największe wrażenie, a także  te, które mnie rozczarowały w 2021 roku, możecie zobaczyć poniżej.  

Zachwyty 2021 roku:

fot. Disney
+11 więcej

Spider-Man: Bez drogi do domu

Największe kinowe wydarzenie tego roku nie rozczarowało. Ba, zachwyciło! Co prawda wciąż dla mnie najlepszym filmem o Pajączku pozostaje Spider-Man Uniwersum, ale nowa produkcja z MCU również porwała moje serce. Zobaczyć ponownie bohaterów z poprzednich filmów z uniwersum i Spider-Manów (kapitalny też Willem Dafoe) było sporym przeżyciem (plus TO cameo!). Miejscami fanserwis trochę mnie przytłaczał, ale historia była wciągająca. Nie brakowało humoru i szokujących momentów. Szkoda, że finałowa walka nie do końca wcisnęła mnie w fotel, ale ważne, że końcówka była emocjonalna. Ten film to niesamowity prezent dla fanów Spider-Mana, o którym chyba nikt nie śmiał marzyć. 

Arcane: League of Legends

Olśniewająca animacja. Płynność ruchów, wciągająca historia, piękne kadry i kolorystyka robią ogromne wrażenie. I choć nie słucham Imagine Dragons, to utwór "Enemy" przez kilka tygodni królował u mnie na Spotify. Nie muszę czekać na podsumowanie 2022 roku w tym serwisie, żeby wiedzieć, który kawałek wyląduje w TOP5, a może nawet na szczycie. Czekam niecierpliwie na 2. sezon. 

Diuna

Rzadko mi się zdarza wychodzić z kina z poczuciem, że obejrzałam coś wyjątkowego. Tak miałam po Diunie, którą widziałam dwa razy. Wspaniałe, piękne i klimatyczne kino od Denisa Villeneuve'a, które nie zawiodło oczekiwań. I ta doskonała obsada! Czapki z głów. 

Squid Game

Południowokoreański serial stał się światowym fenomenem. Mnie również wciągnął, co nie jest zaskoczeniem, skoro wcześniej w tym roku oglądałam Alice in Borderland (polecam!). Serial emocjonował, przerażał, a także miał świetne fabularne tło (klasowość w Korei Płd., ciekawi bohaterowie w trudnej sytuacji życiowej). Netflix ma mało takich perełek w swoim repertuarze (nie zapominajmy o tegorocznym Narcos: Meksyk, choć 3. sezon był dość przeciętny), ale od czasu do czasu potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć i to jeszcze międzynarodową produkcją.  

Niezwyciężony (Invincible)

Kapitalna adaptacja komiksu Roberta Kirkmana od Amazon Prime Video. Kreskówka dla dorosłych, która dosłownie zapierała dech w piersiach. Krwawa, brutalna, ale przede wszystkim wciągająca historia, która została doskonale zanimowana. Powaliła mnie na kolana. Niezwyciężony to jedno z największych pozytywnych zaskoczeń tego roku. A scena z tunelu metra pozostanie ze mną jeszcze na długo... 

Cobra Kai

Nigdy nie przestanie mnie fascynować, jak ten serial świetnie czerpie motywy z każdego filmu Karate Kid, a jednocześnie tworzy swoją własną historię. Jest pełna humoru, ale też ważnych wartości i emocji, a do tego potrafi zaskakiwać. 3. sezon tak mnie wciągnął, że obejrzałam go  jednego dnia. Kolejny już 31 grudnia 2021 roku, który zapowiada się równie wspaniale jak poprzednie. Cobra Kai never dies

Ted Lasso

Ted Lasso szybko skradł moje serce pierwszym sezonem, a drugi nie zawiódł wysokich oczekiwań. Serial jest bardzo pozytywny, pełen serca, humoru i ciekawie rozwijającej się historii. I nie brakuje w nim też emocji sportowych! Jestem pod wrażeniem tego serialu. Taka prosta historii dostarcza tyle znakomitej rozrywki. 

Cruella

Wydawało się, że kreacji Glenn Close nie da się przebić. A jednak Emma Stone pokazała, że jest aktorką równie znakomitą. Stworzyła wyrazistą, złożoną bohaterkę. Zachwyciły mnie również kostiumy. Spodziewałam się solidnego, dobrego filmu, o którym pewnie szybko bym zapomniała.  Okazał się pełen wdzięku, który miał pomysł na postać Cruelli. To przykład produkcji, w której scenariusz nie musi być najmocniejszą stroną, ale aktorzy (nie zapominajmy o Emmie Thompson!), dbałość o detale i porządna realizacja pozwoliły mu wznieść się ponad przeciętność. 

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

Nie miałam żadnych oczekiwań wobec tego filmu, ponieważ po prostu nie znałam tego bohatera. A bawiłam się na tym filmie znakomicie, ponieważ Simu Liu zagrał sympatyczną postać, a Awkwafina zrobiła swoje. Z kolei Tony Chiu-Wai Leung zaimponował mi jako czarny charakter tej produkcji. W pamięci utkwiła mi też fenomenalna scena walki między Ying Li a Xu Wenwu. Z kolei finałowa walka mnie nie zachwyciła, ale jako całość to najlepszy film MCU 2021 roku zaraz za Spider-Manem: Bez drogi do domu

Nikt

Film jest prosty i nastawiony na brutalne sceny walki rodem z Johna Wicka. I pewnie nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby w głównego bohatera nie wcielał się Bob Odenkirk, którego najbardziej kojarzymy z komediowych ról, a w ostatnich latach jest przede wszystkim twarzą dla Saula Goodmana. Widząc tego aktora kopiącego tyłki złym ludziom trudno nie przecierać oczu z wrażenia. To solidny akcyjniak, który mi zaimponował. 

Mitchellowie kontra maszyny

Świetna, zabawna i kolorowa animacja, która wywołuje pozytywne emocje. Doskonała przygoda podczas robotycznej apokalipsy. Mam nadzieję, że Mitchellowie kontra maszyny powalczą o Oscara, bo ten film to znakomite rodzinne kino na miarę obecnych czasów. 

 Seriale Marvela w natarciu

W obliczu niepewnej sytuacji pandemicznej, zamykania kin i przekładania premier filmowych na dużych ekranach, superbohaterskiej rozrywki dostarczały fanom MCU seriale Disneya. Sumując poprzedni rok, tych tytułów pojawiło się naprawdę sporo, a do tego powitaliśmy w uniwersum jeszcze więcej nowych postaci. Emocjonalna, progresywna WandaVisionFalcon i Zimowy żołnierz z widowiskowymi scenami akcji oraz wciągający Loki, świetnie zapełniały czas oczekiwania na filmowe superprodukcje. Nie są to wybitne dzieła, ale z powodzeniem kontynuują historię po starciu z Thanosem. Fabuły są prowadzone z pomysłem, które pozwoliły lepiej poznać głównych bohaterów. Dzięki tym serialom możemy być spokojni o przyszłość uniwersum.  Nie mogę też nie wspomnieć o "Adamczyk show", czyli Hawkeye'u. Sam serial nie powala na kolana, ale dużo radości sprawiły mi odniesienia do komiksów, a także uwzględnienie w historii Yeleny (znakomitej Florence Pugh). Szkoda, że tak kiepsko potraktowano postać Fiska i doskonałego w tej roli Vincenta D'Onofrio, ale sam pomysł z jego cameo był doskonały. Poza tym serial okazał się dobrym wprowadzeniem nowej bohaterki do MCU, czyli Kate Bishop (bardzo dobra Hailee Steinfeld). Natomiast i tak największą furorę w polskim Internecie zrobił Piotr Adamczyk, który zagrał jednego z członków Dresiarskiej Mafii. Doczekaliśmy się polskiego akcentu (nie liczę małej roli Jerzego Skolimowskiego) w MCU. Zagrał komediową rolę i pojawiał się na ekranie sporadycznie, ale i tak jego widok cieszył w produkcji Disneya/Marvela. Można powiedzieć, że ten występ urósł do rangi wydarzenia socjologicznego i jednocześnie pokazał, ile może znaczyć nawet taka mała rólka polskiego aktora dla fanów MCU. Niespodziewanie dla mnie też okazała się ważna, mimo że próbowałam podchodzić do tego tematu na spokojnie.  

Legion samobójców: The Suicide Squad

Nie przestanie mnie fascynować to, że ktoś dał zielone światło, żeby powstał taki blockbuster za setki milionów dolarów jak nowy Legion Samobójców, w którym pozwolono Jamesowi Gunnowi na taką swobodę twórczą. Totalne wariatkowo, szalone pomysły, a do tego makabryczne kino o dziwacznym poczuciu humoru. Może nie zbierałam szczęki z podłogi z wrażenia, ale było to przeżycie mocno nietypowe (Starro już nie odzobaczę). Czekam z niecierpliwością na serial Peacemaker

Eurowizja - wygrana rockowego zespołu

Jak co roku uwielbiam oglądać Eurowizję, mimo że jestem miłośniczką ciężkich brzmień. Robię to od dziecka i zawsze bawią mnie obciachowe, kolorowe występy (jednocześnie denerwuje mnie głosowanie państw na sąsiadów). Nawet od czasu do czasu niektóre piosenki potrafią mi wpaść w ucho. Zawsze też kibicuję rockowym wykonawcom i wspieram ich SMS-ami. W tym roku wygrał zespół Måneskin z Włoch z bardzo dobry utworem w ojczystym języku, co bardzo mnie ucieszyło. Wygrana rockowej piosenki to dla mnie zawsze wielkie wydarzenie! A kto wie, czy w następnym roku nie będzie podobnie, jeśli przez eliminacje w Niemczech przejdzie Eskimo Callboy, więc czekać będzie nas powrót do kiczu i parodii, ale za to w wesołym wydaniu.

Rozczarowania 2021 roku:

fot. Warner Bros.
+1 więcej

Wonder Woman 1984

Nie miałam wysokich oczekiwań wobec drugiej części Wonder Woman. Chciałam obejrzeć przyzwoity superbohaterski film z ładną Gal Gadot, którego akcja rozgrywała się w latach 80. A otrzymałam niestrawny gniot. Podziękowania należą się Pedro Pascalowi, dzięki któremu dotrwałam do końca. Wonder Woman 1984 to rozczarowująca, idiotyczna produkcja, pełna wad i fabularnego chaosu. Jeśli kolejną część znowu wyreżyseruje Patty Jenkins, to nie pofatyguję się do kina.

Szybcy i wściekli 9

Nie mam nic przeciwko wymyślnym akcjom w Szybkich i wściekłych, dopóki to szaleństwo sprawia frajdę. Tym razem twórcy przesadzili z tymi szalonymi pomysłami, a bohaterowie stali się nieśmiertelni (irytujący Roman), z czego jeszcze sobie żartowali. Siła rodziny śmieszyła, a wydarzenia na ekranie nie wciskały w fotel i nie porywały w pozytywny sposób. Co za dużo, to nie zdrowo. Franczyza zbyt bardzo oderwała się od powierzchni Ziemi i niepotrzebnie na siłę zaczęła przekraczać kolejne granice, żeby zaimponować fanom. Może ją tylko uratować The Rock, którego brak był odczuwalny. Bez niego Szybcy i wściekli stracili swój oryginalny urok. 

Eternals

Nie miałam dużych oczekiwań wobec Eternals. Zwiastuny wyraźnie wskazywały, że będzie filmem inny stylistycznie od pozostałych produkcji MCU. Niestety, obraz Chloé Zhao mnie nie porwał i oglądałam go bez emocji. Jest coś nie tak, jeśli po wyjściu z kina myślę sobie, że nie chciałabym już więcej oglądać tych postaci w MCU. Może oprócz Dane'a Whitmana (Kit Harington), którego wątek zapowiada się interesująco. Żadne sceny nie zapadły mi w pamięć (może poza wielką łapą wystającą z powierzchni oceanu), a tylko niektórych bohaterów polubiłam (Kingo, Makkari, Sersi). Eternals na tle innych produkcji MCU wypada dobrze i na pewno się wyróżnia swoją wizualną stroną, ale jako samodzielny twór jest to przeciętny film.

Matrix Zmartwychwstania

Nie należę do osób hejtujących Matrixa 4 i nie uważam go za paździerz roku. Niektóre pomysły na fabułę okazały się świeże i trafne, a niektóre nie. Też chciałabym, żeby sceny walki wyglądały bardziej efektownie, jak w poprzednich odsłonach franczyzy. Natomiast Matrix Zmartwychwstania rozczarował mnie, bo nie okazał się lepszym filmem. Tkwił tu niezły potencjał na ciekawą historię bez wydziwiania i bez niebezpiecznego zbliżania się do granicy autoparodii. Fajnie, że poznaliśmy epilog historii Neo i Trinity i mogliśmy ponownie zobaczyć w akcji Johna Wicka... znaczy się Keanu Reevesa i Carrie-Anne Moss, którzy stworzyli przyjemny, ekranowy duet, ale sam film nikomu nie był niepotrzebny. 

The Walking Dead: Nowy świat

Drugi sezon na szczęście okazał się lepszy od pierwszego, co nie zmienia faktu, że ten serial okazał się stratą czasu. Bohaterowie byli nudni i irytujący (głównie za sprawą słabej gry niektórych aktorów). Historia miała ciekawsze momenty, ale nie wciągała i męczyła. Uniwersum Walking Dead nic nie zyskało, dzięki Nowemu światu. Ten spin-off miał stanowić wprowadzenie do filmów o Ricku, ale bohater nawet się w nim nie pojawił. Niestety, ten serial okazał się wielkim rozczarowaniem i nietrafionym pomysłem, który pozostawia duży niesmak. 

Venom 2: Carnage

Podobnie jak w przypadku Matrixa 4 - nie hejtuję drugiej części Venoma. Jest to film niewątpliwe słaby i pozbawiony fabuły. Mimo wszystko jakąś (głównie głupawą) rozrywkę dostarczał za sprawą Eddiego i jego symbiota. Szkoda tylko świetnych aktorów, w których tkwi duży potencjał, ale w Sony najwyraźniej zapomniano zatrudnić scenarzystów do tej produkcji. Zdarza się... tylko czemu po raz kolejny popełniono ten sam błąd? 

Servant

Pierwszy sezon tego klimatycznego, psychologicznego serialu od Apple TV+ był świetny, ale w drugim coś się popsuło, jakby twórcy na kolanie pisali scenariusz tuż przed wejściem na plan. Chyba zabrakło pomysłów na dalszy ciąg historii, więc próbowano tworzyć kolejne tajemnice, które już nie wywoływały ciarek. Pandemia nie jest wymówką, że wyszło to tak słabo, ponieważ i tak akcja rozgrywa się głównie w mieszkaniu w kamienicy. Drugi sezon zniszczył cały pozytywny obraz pierwszego. Może w kolejnym uda się przywrócić mu blask. 

Armia umarłych

Zwiastun prezentował się intrygująco i zapowiadał fajną rozrywkę z ciekawą obsadą w klimatach apokalipsy zombie. Wyszło okropnie i drętwo. Do tego styl i sposób filmowania był nie do zniesienia. Nie wspominając, że nie porwał mnie pomysł na w miarę świadome żywe trupy. To nie jest dobry film i wymagał ode mnie dużego wysiłku, żeby dotrwać do końca... Szkoda.     
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj