Oscary można krytykować i nabijać się z wyborów Akademii, ale większość filmowców na świecie marzy choćby o nominacji i znalezieniu się na czerwonym dywanie. Zupełnie odwrotnie jest w przypadku „wyróżnień” przyznawanych przez Fundację Nagrody Złotej Maliny – cieszy się ona na tyle dużą popularnością, że wielu filmowców nie chciałoby mieć z nią do czynienia.
Nikt nie chce być przecież w gronie najgorszych z najgorszych i swój rok życia podsumować nominacją do najsłynniejszych antynagród filmowych w Stanach Zjednoczonych. Niechęć filmowców do tego wątpliwego dla nich wyróżnienia, pokazuje siłę fundacji, która dla wielu widzów stała się prestiżowym wyznacznikiem tego, co najgorsze w kinie. Czy aby jednak na pewno? Podobnie jak w przypadku Oscarów trudno jest jednoznacznie określić wszystkie nagradzane filmy najlepszymi w minionym roku, ale mimo to, takie produkcje jak
Bohemian Rhapsody będą mogły w niedzielę odwiedzić czerwony dywan i taplać się w blasku fleszy.
W kinie bardzo trudno o wyróżnienia i nagrody, które nie spotkają się z negatywnymi odczuciami widzów. Krytyka choć od nich zależna, wielu autonomicznie podchodzi do wybierania i nominowania najlepszych z najlepszych. Są też tacy, którzy nie są obojętni wobec dużych sukcesów finansowych i artystycznych i, tak jak w przypadku
Black Panther, decydują się nagrodzić film nominacją. Ocena filmowego dzieła od zawsze prowadzi do wielu spięć na linii krytyk-widz, ale też wśród widzów i krytyków dochodzi do poważnych dyskursów i dysput, o zasadność i jakość danego dzieła. Dla kogoś zatem T’Challa z szansą na podniesienie Oscara za Najlepszy film jest abstrakcją, dla innych rzeczą nie tyle możliwą, co nawet oczywistą. Podobnie jest w przypadku Złotych Malin, gdzie wybory i nominacje do malinowego grona są często nie tylko składową wielu gustów, co zwyczajnie stanowią komentarz do kondycji kina popularnego.
Kiedy krytyk filmowy John J.B. Wilson w 1980 roku wpadł na pomysł wybrania najgorszych filmów roku podczas jednej z imprez, nikt nie przypuszczał wówczas, że impreza ta będzie trwała przez kolejne dekady. Zmieniało się kino, zatem zmieniały się też filmy mogące ubiegać się o tytuł Najgorszego Filmu. Pierwsze takie „wyróżnienie” zdobyła w 1981 roku produkcja
Can't Stop the Music, musical w reżyserii Nancy Walker. Przez kolejne cztery edycje główną nagrodę zgarniały filmy dramatyczne, ale w 1986 roku nastąpił ogromny przełom. Najgorszym Filmem uznano bowiem
Rambo: First Blood Part II i od tego czasu najczęściej „wyróżniano” właśnie kino akcji, komedie oraz zwyczajnie kino popularne.
Współcześnie kino nie musi martwić się o deficyt filmów komercyjnych, co nie uszło uwadze fundacji. Co roku na widelec brane są głośne filmy oraz te, które osiągnęły względny sukces finansowy. Ocenia się je pod względem jakości, szydząc w najlepsze z tych produkcji, które w jej mniemaniu na to zasługują. Kryteria, którymi posiłkuje się fundacja, są co najmniej dyskusyjne, ale takie jest już prawo oceniających, którzy mogą brać pod uwagę różne elementy filmowego dzieła. Takie podejście nie różni się przecież bardziej od tego, co reprezentuje Akademia Filmowa. Nominacje i nagrody do Złotych Malin dla takich filmów jak wspomniany
Rambo: First Blood Part II,
Scarface czy wybranie jednym z najgorszych reżyserów
Stanley Kubrick, to mocne argumenty za tym, że fundacja Złotych Malin nie zawsze kieruje się arbitralnym ocenianiem filmów i pracy filmowców.
Źródło: Materiały prasowe
Trudno jest zapewne, mając możliwość głosowania, nie nominować tych filmów lub aktorów, których lubimy, kochamy lub takich, których nie chcielibyśmy dłużej widywać na dużym ekranie. Nie zarzucam bynajmniej wybierającym jednostronność i brak obiektywizmu, ale mocna hipoteza o takim podejściu Akademików do Oscarów krąży od lat i często znajduje swoje potwierdzenie nie tyle w nominacjach, co późniejszych anonimowych wypowiedziach członków Akademii w mediach. O uszczęśliwianiu Złotą Maliną z kolei decyduje grono ok. 700 osób, wśród których znajdują się filmowcy, dziennikarze i kinomani z USA, a także z wielu krajów na świecie. Nie jest też przypadkowe, że to właśnie filmy popularne najczęściej są oceniane przez fundację. Jak mawiał założyciel inicjatywy, chodzi przede wszystkim o piętnowanie dużych produkcji, z wielkim budżetem i gwiazdami na pokładzie. Jeśli twórcy dysponują takimi możliwościami i środkami, to dlaczego ich filmy są tak złe?
Nie da się jednak zaprzeczyć, że oceniając kino popularne i wysokobudżetowe produkcje, należałoby jednak nieco umiejętniej podejść do ocenianych filmów pod kątem ich jakości, a niekoniecznie „doceniać” te, które akurat nie podpasowały oceniającym. Złote Maliny często jawią się bowiem jako nagrody przyznawane przez kulturalną grupę hejterów, którzy choćby przyznając całe mnóstwo „wyróżnień” dla
Sylvester Stallone, jawią się jako grupa osób szukających atencji i chcących piętnować tych, którzy osiągają ogromny sukces i są zwyczajnie popularni. Złote Maliny nie kryją się nawet specjalnie z tym, że wybory są bardzo często populistyczne i nie mają wiele wspólnego z obiektywną oceną widowiska.
Czy zatem tego typu wydarzenie organizowane na dzień przed rozdaniem Oscarów ma w ogóle sens? Według Johna J.B. Wilsona Złote Maliny mają wiele pozytywnych działań, a jednym z największych jest zmiana, którą mogą one wywołać wśród filmowców. Złota Malina stanowić ma ostrzeżenie i przestrogę przed pakowaniem się w kolejne nieudane projekty. Nagrody fundacji są także bardziej oswojoną formą krytyki, z którą zawsze można się zgadzać lub nie, ale jest jednak to pewnego rodzaju przeciwwaga dla Oscarów i w obu przypadkach nagrody te stanowią dobrą okazję do konfrontowania swoich gustów. Warto też zaznaczyć, że film nagradzany Złotą Maliną, dostaje wówczas szansę na "drugie życie" i być może więcej widzów zainteresuje się daną produkcją. Tak samo działa to od lat przy okazji Oscarów, gdzie zdobywcy statuetki ponownie trafiali do kinowych afiszy.
Należy zatem pamiętać, że nominacje i „wyróżnienia” fundacji nie zawsze są zgodne z tym, co czują widzowie, a członkowie organizacji lubią prywatne wycieczki i nie zawsze „doceniane” będą te filmy i ci twórcy, którzy najbardziej na to w danym roku zasłużyli. Spoglądając jednak na ostatnie dziesięć lat w historii fundacji – trudno znaleźć film, który nie zasłużył na miano najgorszego z najgorszych. Skoro wiemy już, że pod uwagę brane są głównie filmy popularne i wysokobudżetowe, to „wyróżnienia” dla takich produkcji jak
The Emoji Movie,
Fifty Shades of Grey,
The Fantastic Four czy
Transformers: Revenge of the Fallen bierzemy z pocałowaniem ręki.
Co ciekawe, zgodne jest to z ocenami nie tylko krytyków, ale też widzów. Przeglądając różne strony z ocenami kinomanów, dostrzec możemy w ostatnich dziesięciu latach podobne podejście fundacji, która nagradzała właśnie te filmy, które najgorzej oceniane były przez widownię. Nie zawsze, ale często w przypadku naprawdę złych filmów łatwiej o zgodność w ocenie. Mimo wszystko należy z dystansem podchodzić do Złotych Malin i mieć świadomość, która część kinematografii jest przez fundację oceniania. Trudno będzie znaleźć filmy artystyczne i niezależne, a to dlatego, że ich ocena jest o wiele trudniejsza niż prostego dzieła z wielkim budżetem.
Problem ze Złotymi Malinami jest wtedy, gdy widzowie potraktują wybory fundacji jako wyrocznię. Gdybyśmy mieli przejmować się wyborami Akademii Filmowej i Fundacji Złotych Malin, moglibyśmy zwariować i utracić zdolność krytycznej oceny. W tym roku o nagrody w kategorii Najgorszy Film powalczą
Gotti,
The Happytime Murders,
Robin Hood,
Holmes and Watson oraz
Winchester. W tym przypadku naprawdę trudno o gorsze filmy, choć te z pewnością by się znalazły. Nominacje te pokazują jednak realnie, które filmy warto pominąć lub skonfrontować własne zdanie z fundacją. I po to właśnie powinny istnieć tego typu nagrody.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h