Spin-off Yellowstone pt. 1923 przenosi widzów do początku XX wieku, aby przedstawić losy przodków Duttonów. Z powodzeniem wcielają się w nich: Harrison Ford i Helen Mirren. Serial zaskakuje trudnymi wątkami oraz niespodziewanym, ale malowniczym umiejscowieniem akcji.
1923 to drugi spin-off Yellowstone po 1883, który opowiadał o pierwszym pokoleniu Duttonów, osiedlającym się na dalekim zachodzie Montany. Choć od tamtej pory minęło 40 lat, wciąż mamy do czynienia z pionierami, ponieważ Harrison Ford wciela się w brata Jamesa Duttona, który przybył pomóc rodzinie w potrzebie. Dzieci, które poznaliśmy w spin-offie oraz we flagowym serialu, dorosły, przez co początkowo trudno jest się zorientować, z kim z familii mamy do czynienia. Pomaga w tym Elsa (Isabel May), która jest narratorką na wzór 1883. Przybliża nam sytuację oraz nastroje panujące u Duttonów. Dzięki temu czujemy, że mamy do czynienia z kontynuacją historii, choć rozrysowanie drzewa genealogicznego okazałoby się całkiem przydatne w tej fazie historii.
Wątek Jacoba (Forda) oraz jego żony na razie rozwija się bardzo spokojnie. W pierwszym odcinku po prostu przedstawiono widzom to, czym się zajmują – co wcale nie różni się od tego, co ich potomkowie robią w przyszłości. Od razu w oczy rzucają się pewne analogie, np. spotkanie władz z hodowcami bydła i zaogniające się między nimi konflikty. Dla urozmaicenia historii dodano jeszcze kwestie pochodzenia i doświadczeń, które poróżniają ludzi – przoduje tu postać porywczego Bannera (Jerome Flynn). Zresztą samo umiejscowienie serialu w trudnym czasie – czyli w okresie po I wojnie światowej, zbliżającego się Wielkiego Kryzysu i wprowadzenia prohibicji – jest strzałem w dziesiątkę, ponieważ daje wiele fabularnych możliwości. Jednak twórcy w pierwszym odcinku tylko zwrócili uwagę na te szersze problemy, z którymi zmierzą się postacie. Woleli się skupić na tym, co dobrze znamy – kowbojskim życiu bohaterów. Zaganianie bydła czy wypas owiec to charakterystyczne elementy historii, na które wyczekuje się z utęsknieniem. Można liczyć na piękne krajobrazy i muzykę dodającą klimatu wspaniałym ujęciom zwierząt.
Mimo wszystko przejście szarańczy i jej konsekwencje nie są zbyt ekscytującym tematem, szczególnie jak na premierowy odcinek. Natomiast pozwoliło to podkreślić zahartowanie Jake’a i Cary, którzy od lat żyją w tej nieprzyjaznej części USA. Harrison Ford i Helen Mirren znakomicie grają małżeństwo twardo stąpające po ziemi. Są szorstcy i stanowczy względem innych. Z dużą łatwością przychodzi im okazywanie sobie uczuć. Widzimy kilka oblicz Cary, która raz zabija jakiegoś człowieka z tylko jej znanych powodów, a innym razem emanuje ciepłem w stosunku do przyszłej żony Jacka, przekonując ją do przełożenia ślubu. Aktorka jest bardziej przekonująca, gdy gra milszą wersję swojej bohaterki, a nie twardzielkę z groźną miną, ale może potrzeba nam kontekstu, aby lepiej wczuć się w jej emocje. Natomiast postać Jake’a najwyraźniej ma przypominać Johna Duttona. Ford po prostu gra w ten sam sposób co Kevin Costner. Podobieństwo słychać szczególnie w głosie czy nieugiętej postawie. I wychodzi mu to bardzo dobrze, dzięki czemu odnosi się wrażenie, że rzeczywiście łączą ich więzy krwi.
Z kolei krótki wątek romantyczny z Jackiem i Elizabeth był banalny i nieciekawy. Ładni aktorzy też nie podbili serc widzów, choć Darren Mann starał się wlać w swoją postać nieco pozytywnej energii. Natomiast ta lżejsza historia mocno kontrastowała z zupełnie niespodziewanym wątkiem, który dotyczył szkoły z internatem rdzennych Amerykanów prowadzonym przez przedstawicieli Kościoła. Był on wstrząsający. Pokazano nieludzki sposób traktowania młodych indiańskich dziewcząt. Jest to temat na czasie, który sprytnie wykorzystano w fabule, ponieważ młoda bohaterka Teonna jest prawdopodobnie przodkinią Thomasa Rainwatera. Warto dotykać tej mrocznej karty w historii kolonializmu, ponieważ daje to do myślenia. Poza tym Aminah Nieves w tej roli gra znakomicie, dlatego mimo kontrowersji i oderwania od rodziny Duttonów ten wątek ciekawi.
Jeszcze bardziej zaskakuje historia Spencera, czyli najmłodszego syna Jamesa Duttona, którego też prawdopodobnie widzieliśmy w młodszej wersji w jednej z retrospekcji w Yellowstone. Przenieśliśmy się do Afryki, gdzie mężczyzna zajmuje się polowaniem na dzikie zwierzęta. Robi wrażenie to, że zdjęcia odbywały się w RPA. Franczyza wzbogaciła się o nowe malownicze pejzaże. Początkowo trudno było określić, dlaczego akcja rozgrywała się na tym kontynencie, ale szybko okazało się, że ma to związek z traumą wojenną i ucieczką przed wspomnieniami. Znowu możemy się tu doszukać analogii do Jamesa, bo w 1883 też oglądaliśmy wojenne retrospekcje – i to z samym Tomem Hanksem, jako Georgem Meadem. Producent Taylor Sheridan opiera się na ogranych w tej franczyzie schematach, bo przecież Kayce też był na wojskowej misji. Natomiast jest szansa, że Spencer nie będzie podążać dokładnie tą samą ścieżką, a jego historia zostanie pogłębiona i bardziej angażująca. Raczej nie musimy się o to martwić, ponieważ Brandon Sklenar w tej roli jest tak samo absorbujący, jak Kevin Costner czy Tim McGraw. Jedyny problem może wynikać z afrykańskiego wątku, bo krwawy atak lampartów, zamiast wywołać dreszczyk emocji, powodował zażenowanie, a nawet rozbawienie. Końcówka nie była w dobrym guście, bo zupełnie odbiegała od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w tej franczyzie.
Pierwszy odcinek 1923 nie rozczarował, ale też nie zachwycił pod względem historii. Twórcy imponują rozmachem produkcji oraz nietypowymi lokalizacjami. Obsada, w której nie brakuje znanych nazwisk, też wywiązuje się dobrze ze swojej pracy. Jak na razie brakuje większych emocji, ale może cliffhangery w poszczególnych wątkach dostarczą dramatycznych rozwiązań, które poruszą serca widzów. Ten spokojny początek raczej nikogo nie zniechęci do nowej produkcji pod wodzą Taylora Sheridana, choć niewątpliwie poprzeczka jest postawiona wysoko.