Serial 1923 bardzo obniżył loty w dwóch najnowszych odcinkach. Obecnie fabuła związana z ranczem polega wyłącznie na oczekiwaniu na Spencera – jak na zbawiciela, który uratuje rodzinę i ich ziemię. Żaden z bohaterów znajdujących się w Montanie nie przejmuje dowodzenia ani inicjatywy, dlatego poszczególne wątki po prostu nudzą. Oczywiście jest ku temu sporo powodów. Jack jest za młody, aby poprowadzić kowbojów do obrony rancza przed górniczą ekspansją Whitfielda, więc pozostają mu romantyczne sceny z Elizabeth, które nużą. Z kolei Cara jako kobieta nie ma siły przebicia wśród mężczyzn, którzy traktują ją z góry. Ale Helen Mirren swoją charyzmą sprawia, że wszystkie sceny z nią są interesujące – jak ta podczas rekrutacji do sił policyjnych zajmujących się żywym inwentarzem. Za jej sprawą dobrze przedstawiono obraz tej epoki. Przy okazji wspomniano o katastrofalnych warunkach sanitarnych w Chicago, co stanowi dla widzów ciekawostkę. Mimo wszystko w nowych odcinkach nie odegrała kluczowej roli. Natomiast Jacob bardzo powoli powraca do zdrowia. Nie jest w stanie obronić rancza, ale już samo to, że Harrison Ford pojawia się na ekranie, powoduje, że serial odżywa. Konfrontacje z szeryfem McDowellem czy żoną były ciekawe i popchnęły historię do przodu. Jednak wciąż towarzyszy nam wrażenie, że fabuła pozostaje w zawieszeniu ze względu na niepotrzebnie rozwinięty wątek Spencera i Alex.
fot. Paramount+
W wyniku tego widzowie muszą się męczyć i oglądać, jak Cara i Elizabeth pieką ciasto. Dostajemy też idiotyczne, przypominające Grę o tron, sceny z Bannerem i Donaldem Whitfieldem z prostytutkami. Gdyby Taylor Sheridan nie miał tyle swobody twórczej, a jednocześnie nie musiał każdego odcinka przeciągać do obowiązkowych 50 minut, to nie oglądalibyśmy głupot budzących zażenowanie. Dobrze, że spędzamy tyle czasu z tymi bardzo dobrymi aktorami i intrygującymi postaciami, ale czemu musi się to odbywać w tak mało pomysłowy sposób? Nagość zawsze się sprzeda, ale wydaje się, że postać Timothy’ego Daltona można wykorzystać lepiej – na przykład pokazać, jak drapieżnym jest przedsiębiorcą.  Na uwagę zasługuje tylko scena, w której Jacob wyjaśnia Jackowi, jak funkcjonuje świat, a także tłumaczy swoje motywacje, dlaczego zależy mu na ochronie swojej ziemi. Można powiedzieć, że ten sposób myślenia w rodzinie Duttonów nie zmienił się przez pokolenia, co staje się pewnego rodzaju łącznikiem z Yellowstone. Kapitalizm opanował USA, co nie oznacza, że podobnymi środkami nie można bronić tradycji oraz życia zgodnie z naturą. Naturą, którą z takim oddaniem twórcy pokazują w serialu za pomocą przepięknych ujęć. To robi wrażenie!  Wątek Spencera i Alex wciąż ocieka romantyzmem. Nawet jak bohaterowie dryfowali na przewróconym do góry dnem holowniku, to i tak miłość ich nie opuszczała. Szkoda tylko, że Julia Schlaepfer grała tak karykaturalnie wycieńczoną bohaterkę. Przynajmniej Brandon Sklenar trzymał poziom. Warto pochwalić podwodne sceny, które dostarczyły nieco emocji. Natomiast zupełnie nie zaskoczyło to, że zaatakowały ich rekiny. W końcu już mieli do czynienia z wieloma innymi dzikimi zwierzętami oraz... statkiem widmo. Ich historia toczy się przewidywalnie, bo zostali uratowani. Ślub na pokładzie też nie był niespodzianką, ale gest kapitana (przekazał Alex obrączkę swojej żony) potrafił poruszyć. Joseph Mawle wywiązał się ze swojej roli bardzo dobrze.
fot. Paramount+
+10 więcej
Znowu najwięcej emocji przyniósł wątek Teonny, którą zaopiekował się Hank. Jednak więcej czasu spędziliśmy z innymi rdzennymi mieszkańcami Ameryki, którzy doświadczyli zła ze strony białych ludzi. Wstrząsała śmierć babci Teonny ze względu na butę i brak wyrzutów sumienia urzędników. Również konfrontacja syna Hanka z księżmi ścigającymi dziewczynę porażała okrucieństwem, szczególnie że chłopak wytknął im ich złe postępowanie i łamanie przykazań. A żeby jeszcze bardziej podnieść poziom emocji, Teonna także musiała zmierzyć się z prześladującymi ją duchownymi. Nie były to przyjemne obrazki, a śmierć Hanka powodowała smutek. Oprócz młodego Pete’a pojawił się też ojciec buntowniczej Indianki, w którego świetnie wciela się Michael Spears. Trudno było przewidzieć, że to wątek Teonny okaże się najciekawszym w dwóch nowych odcinkach 1923. Dzięki niemu można je ocenić pozytywnie. Pozostałe historie dłużyły się niemiłosiernie, ale przynajmniej aktorzy zagrali w nich naprawdę solidnie. Niestety taki obrót sytuacji oraz kiepski cliffhanger, w którym Alex spotkała swoją rodzinę, nie sprawiają, że na finał pierwszego sezonu będziemy czekać z niecierpliwością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj