9JKL ma koncept z potencjałem na dobrą komedię. Mamy apartamentowiec, gdzie na jednym piętrze w trzech oddzielnych mieszkaniach żyją: bohater, jego rodzica oraz brat z żoną. Ich wzajemnie relacje, problemy oraz perypetie mogą być punktem wyjścia do zabawnych sytuacji, rozwoju bohatera (przeszedł rozwód, stracił wszystko, jest zmagającym się z rzeczywistością aktorem) i może jakieś emocje w odpowiednim miejscu. Wszystko jest to marnowane przez jedną z najgorszych realizacji serialu komediowego, jaką widziałem od lat. Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy to sztampa. Twórcy odgrzewają najsłabsze schematy komediowe w sposób karygodny i żenujący. Gagi to cały szereg strasznych sucharów, które nie są w stanie rozbawić. Opierają się na tym, że bohater nie potrafi powiedzieć "nie" swojej absurdalnie zachowującej się matce oraz reszcie rodziny. Powtarzający się gag z tym, że gdy bohater wraca do domu, matka otwiera drzwi swojego mieszkania i zaprasza do siebie, a on nie może odmówić, jest tylko jednym z przykładów. To ma bawić, a z każdym kolejnym momentem zaczyna budować niesmak. Absurdalność i niedorzeczność zachowań to podstawa każdej sceny, gdzie wszystkie pomysły są nietrafione, nieskuteczne, nieśmieszne i wręcz irytujące. Kwintesencją pilota jest randka bohatera, w której wszyscy po kolei zaczynają przeszkadzać. To jest ten moment pilota, gdzie oglądane wydarzenia nie tylko są żenujące, a wręcz towarzyszy uczucie niezręczności. Co scenarzyści myśleli, rozpisując tak głupie sceny, gdzie każdy z bohaterów na czele z matką nie potrafią zachować się jak normalni ludzie? Szereg przerysowanych do granic głupoty stereotypów to nie jest pomysł na rozbawianie widza. Tu nie chodzi o irytację dziwnymi zagraniami czy nieśmiesznymi sytuacjami (jaja ojca bohatera, czy melon włożony w buzie), ale o to, że oglądanie nawet czegoś tak głupiego przestaje być przyjemne. To zaczyna fizycznie boleć, że mamy do czynienia z czymś tak nieprzemyślanym, fatalnie rozpisanym i kiepsko zagranym. Ten serial to marnowanie obsady, bo Mark Feuerstein to dobry aktor komediowy, podobnie jak Eliott Gould w roli jego ojca. Nawet David Walton przecież pokazał już, że umie śmiać się. Ale oni nie mają co tutaj robić. Dostają do zagrania szereg żenujących i naciąganych scenek, które przekraczają granice dobrego smaku. Wszystko jest za bardzo przesadzone, nierzeczywiste, a przy tym pozbawione nutki humoru. Trudno komukolwiek tu sympatyzować, a o polubieniu postaci nie ma mowy, bo to nudna gama schematów.
Tak jak mówię, absurdy inspirowane życiem aktora nie są problemem, ale ich złe rozpisanie i jeszcze gorsze zrealizowanie. Tak jak zawsze stosuję zasadę trzech odcinków, dając serialowi szansę, tak tutaj nie mam fizycznie siły na kolejny. Tu nie ma żadnego światełka w tunelu, dającego nadzieję na poprawę. Jak na razie, najgorsza premiera jesiennego sezonu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj