9JKL: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Mark Feuerstein to lubiany aktor, który przez kilka lat grał tytułową postać w serialu Bananowy doktor. 9JKL to komedia inspirowana życiem. Dawno nie widziałem czegoś aż tak złego.
Mark Feuerstein to lubiany aktor, który przez kilka lat grał tytułową postać w serialu Bananowy doktor. 9JKL to komedia inspirowana życiem. Dawno nie widziałem czegoś aż tak złego.
9JKL ma koncept z potencjałem na dobrą komedię. Mamy apartamentowiec, gdzie na jednym piętrze w trzech oddzielnych mieszkaniach żyją: bohater, jego rodzica oraz brat z żoną. Ich wzajemnie relacje, problemy oraz perypetie mogą być punktem wyjścia do zabawnych sytuacji, rozwoju bohatera (przeszedł rozwód, stracił wszystko, jest zmagającym się z rzeczywistością aktorem) i może jakieś emocje w odpowiednim miejscu. Wszystko jest to marnowane przez jedną z najgorszych realizacji serialu komediowego, jaką widziałem od lat.
Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy to sztampa. Twórcy odgrzewają najsłabsze schematy komediowe w sposób karygodny i żenujący. Gagi to cały szereg strasznych sucharów, które nie są w stanie rozbawić. Opierają się na tym, że bohater nie potrafi powiedzieć "nie" swojej absurdalnie zachowującej się matce oraz reszcie rodziny. Powtarzający się gag z tym, że gdy bohater wraca do domu, matka otwiera drzwi swojego mieszkania i zaprasza do siebie, a on nie może odmówić, jest tylko jednym z przykładów. To ma bawić, a z każdym kolejnym momentem zaczyna budować niesmak. Absurdalność i niedorzeczność zachowań to podstawa każdej sceny, gdzie wszystkie pomysły są nietrafione, nieskuteczne, nieśmieszne i wręcz irytujące.
Kwintesencją pilota jest randka bohatera, w której wszyscy po kolei zaczynają przeszkadzać. To jest ten moment pilota, gdzie oglądane wydarzenia nie tylko są żenujące, a wręcz towarzyszy uczucie niezręczności. Co scenarzyści myśleli, rozpisując tak głupie sceny, gdzie każdy z bohaterów na czele z matką nie potrafią zachować się jak normalni ludzie? Szereg przerysowanych do granic głupoty stereotypów to nie jest pomysł na rozbawianie widza. Tu nie chodzi o irytację dziwnymi zagraniami czy nieśmiesznymi sytuacjami (jaja ojca bohatera, czy melon włożony w buzie), ale o to, że oglądanie nawet czegoś tak głupiego przestaje być przyjemne. To zaczyna fizycznie boleć, że mamy do czynienia z czymś tak nieprzemyślanym, fatalnie rozpisanym i kiepsko zagranym.
Ten serial to marnowanie obsady, bo Mark Feuerstein to dobry aktor komediowy, podobnie jak Eliott Gould w roli jego ojca. Nawet David Walton przecież pokazał już, że umie śmiać się. Ale oni nie mają co tutaj robić. Dostają do zagrania szereg żenujących i naciąganych scenek, które przekraczają granice dobrego smaku. Wszystko jest za bardzo przesadzone, nierzeczywiste, a przy tym pozbawione nutki humoru. Trudno komukolwiek tu sympatyzować, a o polubieniu postaci nie ma mowy, bo to nudna gama schematów.
Tak jak mówię, absurdy inspirowane życiem aktora nie są problemem, ale ich złe rozpisanie i jeszcze gorsze zrealizowanie. Tak jak zawsze stosuję zasadę trzech odcinków, dając serialowi szansę, tak tutaj nie mam fizycznie siły na kolejny. Tu nie ma żadnego światełka w tunelu, dającego nadzieję na poprawę. Jak na razie, najgorsza premiera jesiennego sezonu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicanaEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1955, kończy 70 lat
ur. 1960, kończy 65 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1968, kończy 57 lat